Nigdy jeszcze tak się nie bałem, słuchając audiobooka. Poznaj horror "Manitou" w wersji Audioteki
"Manitou", czyli powieściowy debiut Grahama Mastertona, został wydany w nowej formie. W udźwiękowionej wersji Audioteki i Wydawnictwa Albatros jest straszniejszy niż kiedykolwiek.
"O cholera" - pomyślałem sobie po kilku pierwszych minutach odsłuchu - "to aż ocieka klimatem". "Spokojnie, spokojnie" - mój mózg zreflektował się szybko - "to dopiero wstęp, zaczekaj do właściwego tekstu". Zaczekałem i dalej jest jeszcze lepiej.
"Manitou" Grahama Mastertona zaczyna się dość niewinnie.
Do prestiżowego nowojorskiego szpitala trafia Karen. Dziewczyna o "elfiej urodzie" przychodzi z problemem, który na pierwszy rzut oka wydaje się dość prozaiczny - ma niewielkiego guza w okolicach szyi. Każde kolejne badania, zamiast odpowiedzi, przynoszą nowe wątpliwości. W końcu zdziwieni lekarze decydują: narośl trzeba wyciąć. Chwilę przed operacją Karen odwiedza Harry’ego Erskine’a, jasnowidza, który nie do końca zna się na swoim fachu. Sam przyznaje, że nie ma żadnych nadnaturalnych zdolności, ale to nie przeszkadza mu w zarabianiu na… przepowiadaniu przyszłości starszym kobietom. Tak, Erskine jest szarlatanem, ale dość poczciwym.
Gdy Harry spotyka Karen, szybko okazuje się, że nie będzie jej w stanie pomóc, bo jej problem jest bardziej realny niż te, którymi dotychczas się zajmował. Gdy dziewczyna opowiada mu swój dziwny, mroczny sen i mówi, że niedługo przejdzie operacje, bohater bardzo szybko łączy obie te rzeczy i zaczyna, początkowo bardzo skromne, śledztwo. Niestety, jego podejrzenia okazują się słuszne, a tymczasem lekarze stwierdzają z niepokojem, że badane przez nich obce ciało znalezione na karku kobiety podejrzanie przypomina, cóż, ludzki płód, którego w dodatku nie da się usunąć bez zabicia samej pacjentki.
Makabra w najlepszym wydaniu.
"Manitou" to horror o dość klasycznej strukturze, ale jest tu wszystko to, czego może oczekiwać fan opowieści grozy. Mnie najbardziej chyba podoba się tu samo przeprowadzenie śledztwa. Przede wszystkim poszukiwanie pierwszych informacji i składanie wiedzy ze strzępków. Jest tu więc i pomoc niecodziennych ekspertów, i wizyta w bibliotece. Jest też, trochę zaskakujący, o ile nie zawiesi się niewiary, sojusz naukowca, lekarza z jasnowidzem-szarlatanem Erskinem. Gdzieniegdzie może i zgrzytnie to, jak łatwo udaje mu się pozyskać kolejnych racjonalnych sojuszników, ale pozwala to na zachowanie tempa opowieści.
Uważny czytelnik zobaczy w „Manitou” echa twórczości mistrza kosmicznej grozy Lovecrafta. Przejawiają się one w niektórych elementach śledztwa i w jeszcze jednym, bardzo istotnym elemencie, o którym nie mogę tu napisać, bo nie chciałbym nikomu psuć zabawy. Nie będziecie zawiedzeni.
Dla osób, które unoszą brwi w trakcie lektury tego tekstu, bo „Manitou” znają, czy to z wydanych przed laty książek, czy filmu, mam dobrą wiadomość – i tak warto tego posłuchać. Wszystko dlatego, że Audioteka wykonała świetną robotę z udźwiękowieniem tej, jakby nie było, klasyki.
Horror straszy, o ile ma do tego narzędzia.
"Manitou" w interpretacji Audioteki to majstersztyk realizacji dźwięku. Już na poziomie obsady jest bardzo dobrze. W Harry’ego Erskine’a wciela się Marcel Sabat, który przekonująco łączy ze sobą rolę dwuznacznego etycznie, ale sympatycznego jasnowidza i jednocześnie dość subtelnego narratora. Obok niego będziecie mogli usłyszeć Annę Karczmarczyk jako Karen Tandy, a także weterana dubbingu Jarosława Boberka.
Prawdziwa siła "Manitou" kryje się jednak w samych dźwiękach, które towarzyszą słuchaczowi w trakcie zapoznawania się z fabułą. Świetna, niepokojąca muzyka tła buduje nastrój nieznanego zagrożenia. Brzmi ona trochę retro, wszak fabuła rozgrywa się w latach 70., choć nie jest to jasno zaznaczone. Najważniejsze jednak, że doskonale oddaje to, że nad bohaterami wisi zło. Podobnie z jest z dźwiękami tła – te perfekcyjnie komponują się z atmosferą superprodukcji Audioteki.
Na szczególne uznanie zasługuje zwłaszcza kilka scen, w tym ta najważniejsza – finałowa. Są one dopracowane pod względem dźwięku w najdrobniejszym szczególe. Niektóre są tak makabryczne, że słuchając ich w ciemnym pokoju na słuchawkach, kilka razy zadrżałem, co nie zdarza mi przesadnie często, nawet gdy groza, z którą się spotykam, ma również swoją stronę wizualną. Zarówno Bartosz Szurik, odpowiadający za reżyserię, montaż i udźwiękowienie, jak i Dominik Lehmann, który napisał muzykę, wykonali naprawdę świetną robotę. Koncertową - można powiedzieć przewrotnie. Zresztą, posłuchajcie sami:
"Manitou" Audioteki i Wydawnictwa Albatros (czyli wydawcy książkowej wersji) to klasyka horroru w naprawdę świetnym wydaniu. Dla tych, którzy jej nie znają, to doskonałe wprowadzenie w serię powieści Grahama Mastertona, a dla reszty świetne przypomnienie w (chyba) najatrakcyjniejszej, bo świetnie zinterpretowanej formie.