Marvel potrzebuje popularnych postaci w MCU. A wybór superbohaterów z komiksów jest ograniczony
Marvel Cinematic Universe nie jest tworem idealnym, ale bezsprzecznie przyczynił się do znaczącego wzrostu globalnego zainteresowania superbohaterami. Rzecz w tym, że kinowe uniwersum autorstwa Marvel Studios stoi przed bardzo poważnym wyzwaniem i kłopotem zarazem. Jak zastąpić najpopularniejszych herosów i czy w ogóle warto to robić?
Dziękujemy, że wpadłeś/-aś do nas poczytać o mediach, filmach i serialach. Pamiętaj, że możesz znaleźć nas, wpisując adres rozrywka.blog.
Pandemia koronawirusa sprawiła, że odpowiedź na wiele pytań związanych z przyszłością MCU została odłożona w czasie. Ale widoczne na pierwszy rzut oka kłopoty Marvela bynajmniej nie odejdą w niebyt tylko dlatego, że na kolejne filmy przyjdzie nam poczekać rok czy dwa dłużej. Podobne nastawienie części fanów Domu Pomysłów jest naiwnością, choć oczywiście dodatkowy czas może się przełożyć na wymyślenie przez Kevina Feige'a i jego ekipę lepszych rozwiązań.
O części wyzwań stojących przed Marvel Studios pisaliśmy już wcześniej. Jednym z nich jest stawienie czoła konkurencji z DC, które wydaje się w końcu panować nad sytuacją w swoich szeregach. Do innych wciąż nierozwiązanych (przynajmniej na stan obecnej wiedzy) wyzwań należą brak wyrazistego antagonisty, perspektywa kilku lat bez filmu o Avengers oraz niedobór aktorskich gwiazd. Trudno bowiem mówić, żeby takie postaci jak Angelina Jolie czy Salma Hayek budziły przesadną ekscytację wśród fanów MCU, a sama obecność gwiazdorów „Gry o tron” może nie wystarczyć. Zresztą przykłady filmów „X-Men: Mroczna Phoenix” i „Nowi mutanci” pokazują, że wrzucenie aktorki z serialu HBO na pierwszy plan nie przykrywa ewidentnych słabości.
Oczywiście, nie zwiastuje to od razu podobnej katastrofy w przypadku 4. fazy MCU, bo ta seria ma też swoje mocne atuty (o czym więcej przeczytacie TUTAJ). Ostatnie doniesienia i plotki dotyczące kilku zapowiedzianych produkcji Marvela każą jednak wątpić w słuszność niektórych osądów Kevina Feige'a i innych szefów Disneya. Chodzi przede wszystkim o ideę, że multiuniwersum rozwiąże wszystkie problemy.
Część internetu żyje właśnie pogłoską, jakoby Hugh Jackman miał pojawić się w MCU jako Wolverine.
Pogłoska o rzekomych rozmowach między Marvel Studios a australijskim aktorem pochodzi od Daniela Richtmana, który specjalizuje się w zakulisowych informacjach na temat Hollywood. Firma produkcyjna miała się rzekomo zgłosić do Jackmana w sprawie występu w „Doctor Strange in the Multiverse of Madness”. A ponieważ wcześniej niejednokrotnie podkreślał on, że definitywnie pożegnał się z rolą najsłynniejszego z X-Menów, to w grę wchodziłoby zapewne tylko małe cameo. Czyli nic w rzeczywisty sposób istotnego.
To zresztą tylko jedna z wielu podobnych informacji pojawiających się w ostatnich tygodniach. Można odnieść wrażenie, jakby cały Marvel oszalał na punkcie alternatywnych rzeczywistości. W „Spider-Man 3” na pewno powróci Elektro w wersji Jamiego Foxxa, a po mediach chodzą też pogłoski o gościnnych występach Andrew Garfielda i Tobeya Maguire'a. Akurat te ostatnie doniesienia zostały zdementowane przez Sony, ale też tylko w kontekście ostateczności podpisanego kontraktu, a nie samych negocjacji z aktorami.
Fani kultowych filmów superbohaterskich byliby zachwyceni, ale jak rozmaite cameo mają pomóc uporać się z problemami Marvel Cinematic Universe?
Jednym z rozwiązań, które pojawiają się w rozmaitych spekulacjach na ten temat, jest całkowite pójście w pomysł multiuniwersów. Oznaczałoby to, że Marvel nie musi szukać w swoich szeregach nowych superbohaterów. Zamiast tego po prostu sięgnie po inne wersje Iron Mana, Spider-Mana czy Hulka. To zresztą tylko alternatywna metoda wobec tej najbardziej popularnej, czyli wypychania na czoło postaci wzorowanych na tych najpopularniejszych.
To już się dzieje za sprawą She-Hulk, nowej Hawkeye, a także Falcona i Zimowego Zołnierza. I trudno nawet mieć do Marvel Studios pretensje, bo przecież w tym miejscu powtarzają tylko te same strategie, które wcześniej pojawiały się na rynku komiksowym. Wtedy również siła ich oddziaływania była dosyć ograniczona (dość przypomnieć, że tzw. Clone Saga uznaje się za najgorszy okres w historii zeszytów o Spider-Manie), ale lepsze takie rozwiązanie niż żadne.
Nie jest żadną tajemnicą poliszynela, że w ostatnich latach przed nabyciem przez Disneya aktywów 20th Century Fox stosunki między dwoma firmami nie były najlepsze. Miało to swoje przełożenie na wykorzystywanie przez Marvela drużyn takich jak X-Meni czy Fantastyczna Czwórka w komiksach. Mutanci często byli stawiani w opozycji do Avengersów i innych bohaterów lub (poza kilkoma wyjątkami) odstawiani na boczny tor i zamykani wewnątrz własnych historii. A z kolei z wydawania „Fantastycznej Czwórki” Dom Pomysłów w pewnym momencie z premedytacją zrezygnował i nie publikował żadnych numerów między 2015 a 2018 rokiem.
- Czytaj także: Pogubiliście się we wszystkich zapowiedziach produkcji z bohaterami Marvela? Przygotowaliśmy dla was specjalne podsumowanie wszystkich ogłoszonych tytułów.
Gdy obie marki wróciły na łono Marvela, to nie mógł nie zauważyć, że ich wcześniejsze potraktowanie odbiło się negatywnie na popularności obu superbohaterskich drużyn. Podobnie jak słabe filmowe adaptacje tworzone przez FOX-a w kilku ostatnich latach. Nie mógł więc łatwo zaimplementować ich wewnątrz Marvel Cinematic Universe. Byłoby to trudne nawet w normalnych okolicznościach, bo choć scenarzyści MCU zdają się powoli budować napięte stosunki między herosami a opinią publiczną (patrz: „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów” oraz „Spider-Man: Daleko od domu”), to do systemowego rasizmu wobec mutantów daleka droga.
Zaimplementowanie postaci takich jak Deadpool czy Moon Knight będzie z kolei trudne, ponieważ ich historie są zazwyczaj skierowane do starszego odbiorcy i przeważnie nieodpowiednie dla dzieci. A Disneyowi od samego początku zależało, żeby nie wychodzić poza granice oznaczeń PG i PG-13. Cenzurowanie takich bohaterów jak Punisher, Wolverine i Daredevil z pewnością nie zostałoby pozytywnie odebrane przez widzów. Nie po takich dziełach jak „Deadpool”, „Logan” czy superbohaterskie seriale Netfliksa. Do niedawna domem dla bardziej brutalnych produkcji Marvela miało być Hulu, ale ten pomysł zdążył się wykoleić, zanim na dobre ruszył z bloków.
Kto oprócz alternatywnych wersji i przejmujących miano pomocników miałby ich zastąpić? Adam Warlock? O ile ktokolwiek jeszcze pamięta takiego bohatera.
Lista popularnych a niewykorzystanych postaci Domu Pomysłów jest zaskakująco ograniczona. Postaci takie jak Miles Morales czy Spider-Gwen mają duży potencjał, podobnie jak wielu złoczyńców ze świata Petera Parkera, ale obecnie trudno ocenić, jak będą w przyszłości wyglądać relacje między Sony a Disneyem. Wciąż istnieje duże prawdopodobieństwo, że Człowieka-Pająka wkrótce z MCU pożegnamy. Wciąż oczywiście da się znaleźć kilku niewykorzystanych Strażników Galaktyki, Squirrel Girl, Novę, wspomnianego Adama Warlocka czy inne „kosmiczne” postacie Marvela. Wypada też wspomnieć o kilku bohaterach mających podobnie mitologiczny rodowód co Thor. Tutaj na pierwszy plan wychodzą Herkules i Namor (choć w przypadku tego ostatniego nie ma pełnej jasności, kto jest właścicielem praw).
Nie jest to lista rzucająca na kolana. Ma to oczywiście związek z głębokim kryzysem oryginalności w superbohaterskich komiksach, któremu swego czasu poświęciłem obszerny tekst (znajdziecie go TUTAJ), lecz jest też skutkiem ubocznym 10 lat popularności. Marvel najzwyczajniej w świecie zużył już zdecydowaną większość swoich bohaterów. Niektórych może względnie bezboleśnie rzucić widzom ponownie w nowej wersji, ale ile Iron Manów będziemy chcieli jeszcze zobaczyć, zanim stanie się to nudne? Wydaje się, że firma nie ma jeszcze zmyślnej odpowiedzi na to pytanie.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.