„Mary Poppins powraca”, jak zawsze stylowa i elegancka. Nowa wersja filmu, z Emily Blunt w roli głównej, to kolejna ciepła, rodzinna produkcja od Disneya.
OCENA
Za dzieciaka w mojej biblioteczce nie było ani jednej historii o Mary Poppins. A szkoda, bo pewnie wyrosłaby na moją ulubioną superbohaterkę. Pozornie surowa i oschła, a jednak dobra i czuła. Do tego zna wiele bajkowych postaci i ścieżek do magicznych krain. Nie można sobie wyobrazić fajniejszej niani.
Wyłania się prosto z chmur, w momencie, gdy jest najbardziej potrzebna - typowa Mary Poppins. Tak zaczyna się film „Mary Poppins powraca”, kontynuacja historii znanej z nagrodzonego Oscarami obrazu „Mary Poppins” z 1964 roku. Reboot musicalowego hitu bazuje na opowieściach znanych z książek Pameli Lyndon Travers. Pierwsza powieść o niezwykłej guwernantce została wydana w 1939 roku.
W nowej filmowej wersji Marry Poppins po 24 latach wraca do domu rodziny Banksów, by zająć się kolejnym pokoleniem dzieci.
Ich ojciec, Michael Banks (Ben Whishaw), próbuje poradzić sobie po śmierci ukochanej żony. Popada niestety w długi, a rodzinie zaczyna grozić eksmisja z ich ukochanego domu, w którym przed laty mieszkała już Mary Poppins. Tym razem niania zajmie się trójką pociech Banksa. Przypomina mu przy okazji, jak to jest spojrzeć na świat oczami dziecka.
„Mary Poppins powraca” to produkcja pełna rozmachu, pięknych zdjęć Londynu, doskonale zsynchronizowanych tanecznych scen, nowych piosenek, rozśpiewanych aktorów (niezawodna Meryl Streep w roli Topsy), z wisienką na torcie w osobie Emily Blunt. Mary Poppins w jej interpretacji jest stylową, elegancką kobietą. Oczarowały mnie jej stroje, pełne kropek, pasków, prążków i intensywnych kolorów. To Mary Poppins nieco inna niż ta grana przed laty przez Julie Andrews. Mary Poppins A.D. 2018 jest odważna, bezkompromisowa i bezpośrednia. I na swój sposób nowoczesna. Za nic ma konwenanse, które miałyby ją niepotrzebnie ograniczać.
„Mary Poppins powraca” to kolejna odświeżona wersja historii sprzed lat. Czy jest komukolwiek potrzebna?
Pewnie, że tak. To swego rodzaju hołd dla obrazu z 1964 roku. W „Mary Poppins powraca” pojawia się zresztą Dick Van Dyke, aktor, który w filmowym pierwowzorze wcielał się w rolę Berta, przyjaciela Mary Poppins. To także dobrze znana nam wszystkim historia o tym, że trzeba pielęgnować w sobie wewnętrzne dziecko, tyle że opowiedziana po raz kolejny na nowo. W sposób wyważony, nie popadając w niepotrzebny patos. Takich historii nigdy dość.