REKLAMA

Szaleniec, wojownik, reżyser - Mel Gibson i jego najlepsze filmy

Niegdyś jedna z największych gwiazd kina – dziś powracający po latach hollywoodzki wyrzutek. Fabryka Snów dała mu jednak drugą szansę i teraz Mel Gibson filmem "Przełęcz ocalonych" próbuje odkupić swoje winy. A ja przy okazji przypominam, sobie i wam, jego najlepsze filmy.

Szaleniec, wojownik, reżyser - Mel Gibson i jego najlepsze filmy
REKLAMA
REKLAMA

Mad Max z 1979 roku

Wprawdzie wyżej cenię drugiego "Mad Maxa", ale to od jedynki zaczęła się światowa kariera Mela Gibsona. No i absolutnie nie jest to zły film. To on właściwie rozpoczął erę postapokaliptycznych kinowych opowieści. Tym co najbardziej zachwyca w "Mad Maxie" (i jego kontynuacjach) jest prosta, przejrzysta historia o samotnym kierowcy przemierzającym pustkowia wyniszczonego świata przyszłości, w której panuje deficyt wody. To połączenie dystopijnego science-fiction z brutalnym thrillerem, filmem akcji, kinem przygodowym oraz czarną komedią. Mieszanka iście wybuchowa, nowatorska i pełna zawrotnego i szalonego tempa. I po dziś dzień chyba najbardziej kultowa ze wszystkich ról Gibsona.

Zabójcza broń z 1987 roku

Z szalonym Maxem konkurować może chyba tylko Martin Riggs, czyli połowa jednego z najlepszych duetów w historii kina rozrywkowego. Nieobliczalny, nadmiernie wyluzowany i przy tym zabawny Riggs stanowi trzon serii, która zredefiniowała kino akcji w drugiej połowie lat 80. i do dziś stanowi punkt odniesienia dla kolejnych pokoleń nowoczensego kina popularnego. Mikstura sensacji połączonej z komedią okazała się strzałem w dziesiątkę, a chemia pomiędzy Melem Gibsonem i Danny Gloverem jest po prostu wzorowa. Do "Zabójczej broni" wracam regularnie co jakiś czas (teraz szczególnie chętniej po tym jak zobaczyłem trailer serialu na jego podstawie). Uwielbiam lekkość tego filmu połączoną z efektownymi scenami pościgów i strzelanin oraz humorem, w dużej mierze wywodzącym się z kapitalnie rozegranego, klasycznego komediowego schematu kontrastu pomiędzy szalonym Riggsem, a ułożonym i rodzinnym gliną Muratugh.

Braveheart - waleczne serce z 1995 roku

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten film, rozwalił mnie na łopatki. Nie pamiętam czy wcześniej widziałem równie mocno pełne rozmachu sceny batalistyczne. A fakt, że ten film wyreżyserował sam Gibson sprawił, że zyskałem do niego jeszcze większy szacunek. Finałowa bitwa jest dla mnie po dziś dzień jedną z najlepiej sfilmowanych i imponujących scen w historii kina. Niezwykle rozbudowana, skomplikowana logistycznie i od strony technicznej, a mimo to Gibson nakręcił ją bezbłędnie. A to był wówczas dopiero jego drugi film na stołku reżysera! Poza tym, "Braveheart" to wspaniała i podniosła opowieść i odwadze, miłości wolności ("Freedom!") i braterstwie; pełna dramaturgii i wzruszeń. Z fantastyczną muzyką Jamesa Hornera oraz zdjęciami Johna Tolla.

Okup z 1996 roku

Ze wszystkich filmów z Melem Gibsonem, ten jest zdecydowanie najlepiej przez niego zagrany. Rola ojca, który rozpaczliwie i z determinacją poświęca się by znaleźć porwanego dla okupu syna po prostu wbija w fotel. "Okup" zachwyca też od strony reżyserskiej, to jeden z lepszych filmow Rona Howarda. Główny wątek prowadzony jest iście mistrzowsko, z genialnie budowanym napięciem rosnącym z każdą minutą. Do tego dochodzą zwroty akcji, które jeszcze bardziej przykuwają do fotela. W pewnym momecnie film ten zaczyna się też rozgałęziać na równie dobrze rozpisany wątek poboczny. A przy tym "Okup" jest pozbawiony niepotrzebnego efekciarstwa, w pełni logicznie rozpisany, ze świetnymi postaciami. Poza Gibsonem właściwie cała obsada robi wielkie wrażenie – Rene Russo i Gary Sinise dali tu jedne z najlepszych kreacji w swoich karierach. Po prostu imponująca robota.

Apocalypto z 2006 roku

Nie jest to może arcydzieło, ale lubię ten film. To w zasadzie klasyczne kino akcji połączone z przygodą, natomiast ogromne wrażenie zrobił na mnie fakt z jakim pietyzmem do jego produkcji zabrał się reżyserujący go Mel Gibson. I nawet, jeśli uznamy ten film za wtórny i schematyczny pod względem konstrukcji, to nie można odmówić mu niezwykle ciekawego i oryginalnego konceptu, jakim było umieszczenie akcji w czasach schułku cywilizacji Majów. Filmy akcji przeważnie rozgrywają się współcześnie i w wielkich metropoliach, natomiast chyba nikt wcześniej nie umieszczał ich setki lat w przeszłości, z totalnie nieznanymi aktorami pochodzenia rdzenno meksykańskiej oraz posługujących się wymarłym już, praktycznie nikomu nieznanym dialektem Majów. Rozmach "Apocalypto" robi ogromne wrażenie, sceny akcji są kapitalnie wyreżyserowane i potwierdzają tylko jak sprawnym reżyserem jest Gibson.

Znaki z 2002 roku

Ostatni z naprawdę dobrych filmów z Melem Gibsonem w roli głównej. Równocześnie "Znaki" to też ostatni w pełni udany film M. Night Shyamalana, który na przełomie XX i XXI wieku, po oszałamiającym sukcesie "Szóstego zmysłu", był jednym z najgorętszych nazwisk Hollywood. I Znaki potwierdzały jego ponadprzeciętny talent do opowiadania historii i wciągania widza w pełną suspenu i tajemnicy zabawę. "Znaki" to film będący na styku dramatu psychologicznego, thrillera, horroru oraz opowieści o rodzinie i żałobie po stracie bliskiej osoby. Gibson, w roli byłego pastora Grahama Hessa to jedna z jego najmocniejszych i robiących największe wrażenie kreacji, nawet jeśli napisana ona została chwilami dość naiwnie. Niezwykle gęsta i tajemnicza atmosfera filmu została wprawdzie lekko zburzona przez niepotrzebnie dosłowne zakończenie, ale nie zmienia to faktu, że "Znaki" są filmem, do którego warto wracać.

Rok niebezpiecznego życia z 1982 roku

REKLAMA

To jeden z pierwszych filmów Gibsona jako aktora i jeden z najlepszych. Mel wciela się w nim w zdeterminowanego, choć po trosze niedoświadczonego, reportera, który opisuje rewolucję w Indonezji w 1965 roku. Jest to bodaj jedyny anglojęzyczny film poruszający ten niezwykle ważny temat. Młody wówczas Gibson idealnie sprawdził się w roli reportera, który poznaje historię, kulturę i społeczne obyczaje odległej Indonezji; styka się z niesprawiedliwością, bezdusznością, okrucieństem, jest osamotniony w obcym i niezbyt przyjaznym kraju, którego nie rozumie i w którym zaczyna tlić się ogień przewrotu i rewolucji. Mel z wyjątkowym wyczuciem i wrażliwością podszedł do tematu, który zresztą później będzie rezonował mniej bądź bardziej w jego kolejnych filmach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA