REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka
  3. Dzieje się

Miuosh: dostaje 2 mln zł od MKiDN. Polacy: masz brzydką córkę, a tak poza tym, to życzymy ci śmierci

„Czytam o nienawiści do mnie, śmierci i jakim jestem podłym człowiekiem, że komuś coś ukradłem” — mówi Miuosh w opublikowanym dziś nagraniu, w którym przedstawia swoje stanowisko na temat Funduszu Wsparcia Kultury, który tak mocno zelektryzował polską opinię publiczną.

16.11.2020
20:30
miuosh fundusz wsparcia kultury oswiadczenie
REKLAMA
REKLAMA

Miniony weekend upłynął w mediach pod znakiem burzy, jaką wywołała opublikowana w piątek lista ministerialnych dotacji w ramach Funduszu Wsparcia Kultury. Program przewiduje szereg wypłat osobom z branży artystycznej i rozrywkowej, która przez trwającą pandemię odnotowała liczne straty. Największe kontrowersje wzbudziły milionowe „odszkodowania” m.in. dla braci Golec (prawie 2 mln zł), Kamila Bednarka (500 tys. zł), czy discopolowego zespołu Bayer Full (ok. 450 tys. zł). W gronie wyróżnionych twórców znalazł się również Miuosh, który według opublikowanej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego listy może liczyć nawet na 2 mln złotych.

„Życzą mi śmierci, nazywają złodziejem”

Pod adresem beneficjentów ministerialnego programu wsparcia, padło wiele zarzutów: pojawiła się konstruktywna (choć nieco dziaderska, bo sugerująca, że podatki to kradzież) krytyka ze strony lidera Kultu, Kazika Staszewskiego, ale również — niestety — całkiem spora dawka hejtu. Ofiarą tego drugiego miał paść wspomniany Miuosh. W reakcji na falę nienawistnych komentarzy, raper opublikował dziś na Facebooku kilkunastominutowy film, w którym odnosi się do sprawy:

To wszystko jest jawnym przegięciem i czymś, czego kompletnie się nie spodziewałem [...] Czytam o nienawiści do mnie, śmierci i jakim jestem podłym człowiekiem, że komuś coś ukradłem

— relacjonuje raper.

Jak wyjaśnił, przyznana dotacja zamiast trafić do jego kieszeni, w całości jest przeznaczona na opłacenie pensji współpracownikom, którzy przez kilka miesięcy z powodu pandemii, nie mieli możliwości pracować i zarabiać na utrzymanie:

Ten fundusz nie zapewnia pomocy mi, ale działalności mojej firmy. Ma się rozłożyć na pracowników, pracujących na umowie o dzieło. W tych firmach pracują mężowie "pań Grażynek" z kas, którzy od dziewięciu miesięcy nie zarabiają nic.

— tłumaczy Miuosh.

Obowiązuje nas rozliczenie każdej złotówki. To nie jest tak, że siedzimy teraz na kasie i kupujemy sobie ciuchy [...] Podawanie tylko listy beneficjentów i pieniędzy to świństwo, bo to powoduje możliwości dla nienawiści i podzielenia społeczeństwa

— dodaje.

Wrzucacie mój prywatny adres, zdjęcia mojego samochodu, 15-letniego, komentujecie zdjęcia mojej córki. Tylko dlatego, że rozpisałem projekty we wniosku do funduszu, który być może w zły sposób oblicza kwotę, która może być przyznana dotującym

— zwraca się raper do hejterów, którzy przypuścili zmasowany atak na jego media społecznościowe.

Faktycznie, wystarczy spojrzeć w komentarze na Instagramie rapera (nie polecam), żeby przekonać się o potwierdzającym się smutnym stereotypie na temat naszych rodaków, których część ewidentnie nie może się pogodzić z myślą, że ktoś ma lepiej od nich.

TUTAJ OBEJRZYSZ WIDEO MIUOSHA.

Czasy są ciężkie. Dla wszystkich. Rząd w końcu przyznał 400 milionów artystom, którzy o to go poprosili.
Nie nam...

Żulczyk: „dotacje dostali również artyści niewchodzący z władzą w mezalianse”

Sprawę skomentował również pisarz Jakub Żulczyk, który choć pierwotnie obśmiał na swoim profilu wyniki programu, ostatecznie przyznał, że dotacje otrzymali nie tylko „ulubieni” twórcy obecnej władzy:

Całkiem spore dotacje dostali nie tylko artyści jedzący z ręki PiSu, jak Bayer Full czy występujący na wszystkich imprezach Dudy Bednarek, ale również artyści nie wchodzący ze współczesną władzą w szczególne mezalianse, których znam, lubię, szanuję, w końcu, z którymi zdarza mi się pracować.

— pisze Żulczyk.

Poza tym, jak słusznie zauważa coraz więcej ludzi, te pieniądze nie idą do kieszeni gwiazd i frontmanów, a - przynajmniej mam taką nadzieję - do całego pionu technicznego, nagłośnieniowców, obsługi scenicznej, kierowców, sidemanów itd itp. Beata Kozidrak nie występuje na scenie sama, sama się nie nagłaśnia, nie sprawdza sprzętu, nie podłącza, nie buduje sceny, nie wiezie się na koncert, nie gra na żywo na wszystkich instrumentach. Wiem, że akurat Beata byłaby do tego zdolna, ale jednak. Branża live zatrudnia w Polsce dziesiątki tysięcy ludzi. Ci ludzie od roku nie pracują, nie zarabiają.

— dodaje pisarz.

Ciekawymi spostrzeżeniami podzielił się także inny autor książek, Jakub Szamałek, który zwrócił uwagę na absurdalne wytłumaczenie MKiDN, jakoby winien całego zamieszania z dotacjami miał być... algorytm:

Zapamiętajcie państwo tę wymówkę. Będziemy widywać ją coraz częściej. To nie ja, psze pani, to algorytm!

— napisał na Facebooku autor serii „Ukryta sieć”.

Ja na przykład zaprezentuję bardzo prosty algorytm, który stworzyłem przed chwilą: IF "polityk" nie jest w stanie doczytać do końca żadnej książki "Olga Tokarczuk", THEN "polityk" nie powinien pełnić funkcji "Minister Kultury".

— ironizuje pisarz.

Na obecną chwilę program przewidujący wypłaty został wstrzymany. Jak przekonuje resort kultury — do czasu „pilnego wyjaśnienia wszelkich wątpliwości”.

REKLAMA

 * Zdjęcie główne: Magdalena Sobczyńska/Wikipedia

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA