„Mythic Quest: Raven's Banquet” to świeżutki sitcom o twórcach gier wideo – recenzujemy nowość Apple TV+
„Mythic Quest: Raven's Banquet” to najnowszy serial dostępny na platformie Apple TV+. Sprawdzamy, czy sitcom o pracownikach studia tworzącego grę wideo wypełni pustkę po „Dolinie krzemowej”.
OCENA
Apple zatrudnił twórców „It’s Always Sunny in Philadelphia”, którzy wraz z Ubisoftem przygotowali na platformę streamingową Apple TV+ sitcom o studiu tworzącym gry komputerowe. Tytułowa gra „Mythic Quest” jest fikcyjną produkcją z gatunku MMORPG przypominającą istniejące w naszym świecie „World of Warcraft”.
„Raven's Banquet” to z kolei pierwszy duży dodatek do tej gry o tytule „Mythic Quest”, a my jesteśmy świadkami jego debiutu.
Byłem mile zaskoczony, że Rob McElhenney i Charlie Day nie poszli po linii najmniejszego oporu i nie dostaliśmy kolejnego origin story. Gdy tylko bowiem usłyszałem, że „Mythic Quest: Raven's Banquet” opowie o studiu tworzącym gry wideo, byłem przekonany, że będziemy oglądać jego trudne początki.
Podobnie zaczynał się „Silicon Valley”, czyli sitcom stacji HBO opowiadający o innej firmie związanej z internetem. „Mythic Quest: Raven's Banquet” pod wieloma względami go przypomina, ale widzowie od razu są wrzucani na głęboką wodę. Bohaterowie to nie anonimowi programiści, a największe tuzy w branży.
I to okazało się strzałem w dziesiątkę, bo dzięki temu nowy serial w Apple TV+ nie jest kalką „Doliny krzemowej”.
Serial stacji HBO zakończył się w ubiegłym roku po sześciu sezonach i nie doczekał się godnego następcy. Fani nowych technologii i gier wideo, czyli wszelkiej maści geeki i nerdy, nie dostali nic w zamian — a w dodatku jeszcze bardziej oderwane od naszego świata „Powerless” skasowano po pierwszym sezonie.
W serialu „Mythic Quest: Raven's Banquet”, a zwłaszcza w jednym oderwanym od całej reszty odcinku, czuć też ducha „Halt and Catch Fire”, aczkolwiek bez charakterystycznego dla telewizji AMC napięcia — to cały czas komedia. Niesie za sobą jakieś przesłanie i to najczęściej nawet w subtelny sposób.
Najważniejsze zaś, że bohaterów „Mythic Quest: Raven's Banquet” da się z miejsca polubić.
Wystarczy pierwszy półgodzinny odcinek, by zacząć rozpoznawać wszystkich pracowników studia oraz kilka osób spoza niego. Pierwsze skrzypce gra tutaj zadufany Ian Grimm (Rob McElhenney), czyli dyrektor kreatywny. „Mythic Quest” to owoc jego wizji, a pozostali ją tylko realizują.
Na drugim biegunie jest Poppy Li (Charlotte Nicdao), szefowa inżynierów. Jeśli trzeba byłoby wskazać główną bohaterkę serialu, to byłaby właśnie ona, aczkolwiek trudno ocenić, kto tutaj tak naprawdę gra pierwsze skrzypce. Innym pierwszoplanowym postaciom również poświęcono mnóstwo czasu, a są wśród nich:
- David Brittlesbee (David Hornsby) — pozbawiony pewności siebie producent wykonawczy;
- Jo (Jessie Ennis) — ubóstwiająca Iana i nieco psychopatyczna asystentka Davida;
- Brad Bakshi (Danny Pudi) — pozbawiony zasad moralnych spec od monetyzacji;
- C.W. Longbottom (F. Murray Abraham) — wiecznie podchmielony i podstarzały scenarzysta;
- Rachel (Ashly Burch) i Dana (Imani Hakim) — para testerek.
Na drugim planie przewijają się mieszkająca w piwnicy specjalistka od kontaktów ze społecznością, pracowniczka działu HR, brana przez innych za psychologa oraz wiecznie naburmuszona programistka. Obrazu dopełnia 14-letni vloger Pootie Shoe z 14 milionami fanów, z którym cała branża musi się liczyć.
Po obejrzeniu całego sezonu odkryłem, że nowy serial Apple’a nie ma w zasadzie motywu przewodniego, a fabuła gna na złamanie karku.
Bohaterowie gaszą pożar za pożarem. Każdy odcinek skupia się na innym problemie. Czasem to kapryśni influencerzy, a czasem naziści wśród graczy, wyciek prywatnych danych użytkowników lub sztuczna inteligencja zastępująca pisarzy. Dużo uwagi poświęcono też wyzwaniom, z jakimi mierzą się w biznesie kobiety.
W zasadzie można uznać, że gry wideo to tylko taka skórka nałożona na typowe office drama. Kolejne konflikty pomiędzy pracownikami, romanse, różne wizje rozwoju firmy, próby podkupienia pracowników przez konkurencję, ostrzy krytycy — to wszystko uniwersalne motywy.
Apple zrobił jednak błąd, wypuszczając jednocześnie wszystkie odcinki swojego sitcomu o twórcach gier wideo.
Sitcomy można binge’ować, gdy mają już kilka sezonów. Sam w domu od kilku miesięcy nadrabiam „Przyjaciół” i zdarza mi się obejrzeć pół sezonu naraz, a i tak jeszcze minie wiele tygodni, zanim dotrę do końca. W przypadku nowej produkcji Apple’a mamy zaś łącznie jedynie ok. 4,5 godziny materiału.
Bez większego problemu obejrzałem całość w dwa dni. Jeśli zaś Apple zastosowałby tę samą taktykę, co w przypadku większości innych swoich seriali, która łączy podejście Netfliksa i HBO — trzy odcinki na start, kolejne co tydzień — myślałbym o „Mythic Quest Raven's Banquet” przez dwa miesiące, a nie jeden weekend.
Przyznam, że czuję przy tym lekki niedosyt.
Chętnie oglądałbym kolejne odcinki co tydzień, bo się do tego idealnie nadają. Zaskoczył mnie też nienachalny produkt placement. „Mythic Quest” tylko czasem przypomina hity Ubisoftu — szybko rozpoznałem orła i skok wiary z serii „Assassin’s Creed” — ale w kadr nie są wpychane na siłę sprzęty Apple’a.
I tak jak nie jest to serial wybitny, tak scenariusz pisali ludzie, którzy czują gry. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak uśmiałem na sitcomie, jak przy dialogu o parametrze TTD, czyli „time to dick”. To czas, który minie, nim społeczność użyje nowej funkcji w grze do stworzenia podobizny penisa…