REKLAMA

"Na streamingu nie zarobiłam nawet na ciastko z kremem" - wywiad z Justyną Steczkowską

Autorka 14 studyjnych albumów. Laureatka 6 Fryderyków. Na polskiej scenie obecna już od 20 lat. Z Justyną Steczkowską rozmawiamy między innymi o tym, jak zmienił się rynek muzyczny i kontakt z fanami od czasu jej debiutu, o jej stosunku do serwisów streamingowych i o tym, jak Internet wpływa na pracę artysty.

Na streamingu nie zarobiłam nawet na ciastko z kremem - wywiad z Justyną Steczkowską
REKLAMA
REKLAMA

Czwartego lutego minęło 20 lat od Twojego debiutu w 1995 roku. Wówczas jeszcze prym wiodły kasety magnetofonowe. Stopniowo zastępowały je płyty cd, później – mp3, a teraz muzyka strumieniowa. Dla słuchaczy to zdecydowanie najwygodniejsza z dotychczasowych form i z tej perspektywy cyfrowa rewolucja, która się dokonała – a może: dokonuje, jest w pełni zrozumiała. Ale jak to wygląda z Twojej strony? Jakie zalety i jakie wady ma dla artysty taka forma?

Tak, rzeczywiście rewolucja jest nieunikniona. W ostatnich latach to bardzo dynamiczne zmiany i w wielu dziedzinach niezwykle ważne. Jeśli chodzi o muzykę, jest chwilowo na najgorszej z możliwych pozycji. Jej wytworzenie i promocja generuje duże koszty, a ściągnąć ją można jednym kliknięciem i to za darmo. Wciąż jest więcej nielegalnych niż legalnych serwisów i nie ma uczciwego prawa, które broni artystów. To wszystko jest w fazie początkowej i trudno jest powiedzieć, ile lat przyjdzie nam czekać na uczciwe rozliczenia.

Twoich utworów można posłuchać bezpośrednio na Twojej stronie internetowej, znajdują się także w różnych serwisach streamingowych – wychodzisz naprzeciw oczekiwaniom słuchaczy. Ale czy żałujesz albo czy przeszkadza Ci, że teraz każdy może przesłuchać Twoją najnowszą płytę bez potrzeby jej kupowania? Czy nie przekłada się to bezpośrednio na spadek zysków?

Cieszę się, kiedy ludzie słuchają mojej muzyki i naprawdę mnie to uszczęśliwia. Ale nie będę mogła jej nagrywać wtedy, kiedy nie zwrócą się chociaż koszty nagranej płyty. To jest tak, jak w każdym innym interesie. Wkładasz w coś pieniądze i jeśli je odzyskujesz, jesteś w stanie znowu zainwestować. Jeśli nie, zamykasz firmę. Wszelkie serwisy streamingowe, do których artyści mieli na początku dużo zaufania, okazały się jednak większym spryciarzem, niż nam się wydawało. Najlepszym przykładem tego jest Rihanna, która w zeszłym roku pokazała, ile przyniosły jej serwisy streamingowe. Więc skoro jej – topowej światowej gwieździe show-businessu przyniosły tak nikłe zyski, to ja dzięki tym serwisom na swojej płycie nie zarobiłam nawet na ciastko z kremem (śmiech).

Przed jakimi wyzwaniami stoi artysta w dobie muzyki dostępnej w serwisach strumieniowych?

Musi się liczyć z tym, że będzie zawsze inwestował w muzykę i liczyć się również z tym, że być może nigdy na niej nie zarobi. Więc jeśli myśli o tym, jak o lukratywnym zawodzie, to może od razu o tym zapomnieć. Artyści to zawsze byli ludzie z pasją i pieniądze nie były dla nich najważniejsze, ale oczywiste jest to, że są nam niezbędne do życia i pracy, więc musimy je posiadać w jakiejś bezpiecznej ilości, aby móc się dalej rozwijać.

Sprzedaż płyt w Polsce i na świecie utrzymuje się na podobnym poziomie od lat, ale od dawna mówi się, że ten model będzie coraz bardziej wypierany przez serwisy strumieniowe – nie boisz się tego?

Nie boję się zmian, bo są nieuniknione. Mam tylko nadzieję, że prawo będzie jasno określać, co jest kradzieżą, a co nią nie jest. Bo na razie na ogromnej ilości nielegalnych serwisów na świecie ludzie kradną ogrom dóbr intelektualnych i pomimo tego, że złapanie kogoś takiego jest dosyć proste, mamy minimalną liczbę ukaranych za takie drobne przestępstwa. Kradzież muzyki niczym nie różni się od kradzieży jakiegokolwiek innego towaru, bo każda rzecz, aby móc powstać w rzeczywistości, nie mieszkać tylko w naszej głowie, wymaga realnego stworzenia jej, czyli inaczej wyprodukowania. A to są koszty, które artysta lub wytwórnia musi ponieść z nadzieją, że je odzyska.

Moje płyty są w produkcji zawsze bardzo drogie, bo staram się, aby brzmiały doskonale, żeby były dopieszczone, zatrudniam kilku producentów, czasem kilkunastu muzyków, staram się nagrywać w najlepszych studiach. Za to wszystko muszę zapłacić. Muszę poświęcić też ogrom czasu na to, żeby te utwory skomponować. Potem wymyślić, jak je zaśpiewać, potem nagrać w studio, potem siedzieć z realizatorem kilkadziesiąt godzin i zgrywać materiał. To naprawdę ogrom pracy. Więc jeśli ktoś jednym kliknięciem zabiera mi to wszystko, nie płacąc, to mam mieszane uczucia.

Z jednej strony cieszę się, że ją przesłuchał, bo wierzę, że coś wniosła w jego życie, z drugiej mam świadomość tego, że ten sam człowiek właśnie podciął mi skrzydła, bo ściągając coś za darmo, nie daje mi szansy nagrać kolejnej płyty. Dlatego też zdecydowałam się opublikować część moich utworów na www.justynasteczkowska.pl. Muzyka jest streamingowana z chmury Microsoft do strony opartej na technologiach open-source. Chłopaki z agencji Brandoo pięknie posklejali wszystko w jedną całość.

Nie kusiło Cię nigdy, żeby pójść śladami Taylor Swift i po prostu wycofać swoją muzykę z Internetu. Artystka była krytykowana za swoją decyzję, jednak jej najnowszy krążek rozszedł się jak ciepłe bułeczki, będąc o krok od pobicia rekordu Britney Spears z 2000 roku w liczbie sprzedanych kopii w pierwszym tygodniu w USA.

Jestem pewna, że dokładnie tak zrobię i pomyślałam o tym, widząc, jak działają serwisy streamingowe.

Popularność mp3 sprzyjała piractwu – mało kto chciał wtedy płacić za utwory w wersji cyfrowej, tym bardziej, że bez problemu można je było pobrać za darmo z nielegalnych źródeł. Czy serwisy oferujące muzykę w strumieniu mają szansę wyplenić albo chociaż znacząco ograniczyć piractwo?

Myślę, że moje poprzednie wypowiedzi jasno określają moje stanowisko. Musisz pamiętać również o tym, że po pierwsze nie ma co porównywać wielkich, światowych gwiazd, które zarabiają pieniądze na całym świecie, bo ich popularność jest olbrzymia – z lokalnymi gwiazdami, które nie mają takiej siły rażenia ani zasięgu. Poza tym zawsze zarobki artystów to podział zysków. Większość trafia do wytwórni, potem jest artysta i manager. Więc jeśli masz przykładowe sto złotych, to z tych stu co najmniej sześćdziesiąt zabiera wytwórnia, między dziesięć a dwadzieścia zabiera manager, a potem ze swojego honorarium musisz zapłacić prawie trzydzieści procent podatku państwu. Więc sam policz, ile ci zostało.

Dzięki nowym technologiom dzisiaj właściwie każdy może być popularnym artystą i wypromować się za pośrednictwem Internetu. A czy artystka taka jak Ty, działająca na scenie od wielu lat, rozpoznawalna i doceniona, mogłaby istnieć, nie korzystając z Internetu w celach promocyjnych? Czy obecnie jest to już absolutnie niemożliwe?

Obecnie jest to już niemożliwe. Z Internetu korzysta nawet moja ciocia, która ma lat 60 i Sieć jest jej głównym źródłem informacji. Nie wiem, co będzie za 20 lat, bo nikt z nas tego nie wie, ale jeśli Internet będzie rozwijał się w takim tempie jak do tej pory, to w kwestii muzyki bez restrykcyjnego prawa będzie słabo. Muzyka już bardzo straciła na jakości, bo musi być tańsza w produkcji, żeby w ogóle być. Na szczęście pozostaną jeszcze koncerty. Tutaj nie da się kliknięciem ściągnąć artysty, żeby na żywo zagrał. Tak więc ci, którzy mają realny talent, charyzmę sceniczną i rzetelnie pracują na swoją koncertową popularność, mają szansę przetrwać.

Jak uważasz, czy streaming to wciąż melodia przyszłości czy już teraźniejszość? A może to chwilowy trend, który wkrótce wyginie, zastąpiony przez coś innego lub powrót do płyt cd?

Nie wiem. Jedno jest pewne – jeśli prawo nie zacznie chronić wartości intelektualnych, sztuka stanie się mniej ważna i bardziej użytkowa, a to nigdy nie jest dobre dla nikogo. Sztuka to nie polityka. To, że ktoś cieszy się większą popularnością, nie może sprawiać, że będzie określany jako lepszy. Bo co to znaczy w sztuce lepszy. Żeby ta dziedzina naszego życia miała jakikolwiek sens, potrzebna jest różnorodność, szacunek do innej wrażliwości i postrzegania świata, a także szansa dla tych, którzy nie staną się nigdy Beyonce, Celine Dion czy Lady Gagą, bo to nie jest ICH droga rozwoju ani wrażliwość, ani sposób komunikowania się ze światem. Ale czy oznacza to, że są przez to gorsi?

25 listopada ukazał się Twój bardzo dobrze przyjęty album „Anima" – jak wygląda stosunek sprzedanych płyt do ogólnej liczby odtworzeń na serwisach streamingowych, Twojej stronie, YouTube?

O to musisz się spytać moją manager. Jestem nieustannie zajęta tworzeniem muzyki, koncertowaniem, pracą i życiem rodzinnym i nie zajmuję się liczeniem słupków.

Jak od premiery „Dziewczyny Szamana” zmienił się rynek muzyczny? Czy – z Twojej perspektywy – powszechny dostęp do Internetu znacząco wpłynął na sposób promocji muzyki? Jak nowe technologie, na przykład serwisy społecznościowe, wspierają proces komunikacji z fanami?

Zmienił się diametralnie. Ale plusem jest to, że Internet jest wielkim oknem na świat i nigdy nie wiadomo, co może wydarzyć się jutro. Szybkość komunikacji w dzisiejszych czasach jest nieporównywalna z niczym, co było kiedyś. W jednej minucie ktoś na drugim końcu świata dostaje Twojego maila, piosenkę, może też ściągnąć film, jaki chce, nie musi nawet wychodzić z domu. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to dobrze, czy to źle. Po prostu jest jak jest. Bardzo cenię sobie kontakt z moimi fanami i pewnego rodzaju bliskość, jaką mamy dzięki serwisom społecznościowym. Dlatego też nieustannie inwestuję w moją stronę internetową. Zależy mi na tym, aby była bogata, interesująca, pełna życia, kontaktu z ludźmi, najnowszych wiadomości. Moja strona to mój skarb. Jestem wdzięczna moim reklamodawcom, że pomagają mi w utrzymywaniu wysokiej jakości tego medium i swoim fanom, że tworzą ją razem ze mną.

REKLAMA

Twoja strona internetowa przeszła ostatnio gruntowną modernizację. Spora część Twoich utworów znajduje się teraz w chmurze i można ich posłuchać bezpośrednio na witrynie. Skąd taka decyzja? Dlaczego nie wolałaś za jej pośrednictwem promować swoich utworów umieszczonych na Spotify albo YouTube? To kwestia niezależności?

Bycie w stałym kontakcie z moimi fanami jest dla mnie niezwykle istotne. Nie chodzi tutaj tylko o standardową, jednokierunkową komunikację, ale także o tworzenie wzajemnych, bliskich relacji. O budowanie poczucia, że ja jestem dla nich, a oni dla mnie. Moja poprzednia strona WWW spełniała swoją rolę przez wiele lat, ale przez to, że nie wykorzystywała tak fantastycznych możliwości, jakie dają nowe technologie, stała się reliktem minionej epoki. Nadszedł więc czas, aby stworzyć nowoczesną stronę WWW. Taką, dzięki której moi fani mogą się ze mną bezpośrednio kontaktować, która będzie w pełni mobilna i multimedialna, a także niezawodna i dostępna nawet wtedy, kiedy wchodzić będzie na nią jednocześnie setki, a nawet tysiące osób.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA