REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Najlepsze muzyczne debiuty 2014 roku

Czas wielkich podsumowań nie mógł ominąć świata muzyki. Nie zamierzam jednak przytłaczać was ogromem informacji, co, gdzie i kiedy wydarzyło się w 2014 roku - prawdopodobnie większość tekstu dotyczyłaby twerkowania i wielkich tyłków - a zamiast tego skupię się na jednym aspekcie, mianowicie debiutach 2014 roku. Pozwolę sobie przy okazji pominąć te najbardziej znane, jak "Don't Kill the Magic" od Magic!, "Add the Blonde" od Margaret, "New Classic" Iggy Azalei, "Broke with Expensive Taste" Azealii Banks i wielu innych jeszcze bardziej mainstreamowych. 

01.01.2015
13:50
Najlepsze muzyczne debiuty 2014 roku
REKLAMA
REKLAMA

Zamiast tego przedstawię artystów trochę mniej znanych, mniej rzucających się w uszy (szczególnie w Polsce), a zasługujących na chwilę uwagi. Dobrych świeżych płyt od początkujących muzyków było w 2014 mnóstwo, dlatego pozwoliłem sobie - rzecz jasna w jak najbardziej subiektywny sposób - wybrać małą część z nich, porządkując je w przypadkowy sposób.

Banks

Zaczynamy chyba od jednej z największych gwiazd w tym zestawieniu, która o mainstream z pewnością zahacza. Czym Banks, 26-letnia artystka z Kalifornii, ujęła wszystkich w 2014 roku? Podobnie jak Lorde, ogromną szczerością swoich piosenek, świetnym wokalem (porównywanym do Aaliyah) i kawałkami, które są osadzone w nowoczesnym R&B przypominającym The Weeknd.

Sam Smith

No tak, zacząłem najpierw obietnicą o nie mainstreamowych kapelach, a na drugiej pozycji artysta, jeszcze bardziej znany od Banks. Samhęa Smitha nie mogło jednak zabraknąć na liście. Mimo, że jest równie popularny co gwiazdy wymienione w leadzie, jego muzyka znacząco różni się od tego co najchętniej puszczałyby stacje radiowe. Co wyróżnia Sama Smitha na tle kolegów z Billboardu, którzy tutaj nie trafili? Dobry album debiutancki? Nie. "In the Lonely Hour" jest przeciętną płytą, ale przeciętny nie jest wokal Smitha, 22-letniego Brytyjczyka. Po raz pierwszy jego możliwości mogliśmy usłyszeć w Latch Disclosure w 2013 roku. Wystarczyło tylko rok poczekać, aż Sam Smith pokaże pełnię swoich możliwości (zarówno w dolnych rejestrach jak i górnych) na własnym albumie. Teraz tylko trzeba Samowi życzyć lepszych producentów, a na kolejną płytę z pewnością warto będzie czekać.

Brzmiąca jak Lana Del Rey, ale pochodząca z Danii MØ, dała po raz pierwszy o sobie znać, gdy w 2013 roku użyczyła swojego wokalu w piosence XXX 88 od Diplo i Dear Boy Aviciego. Dopiero jednak w 2014 roku, artystka pokazała nam co jej w głowie siedzi. MØ mimo, że charakterystyką wokalu przypomina Lanę, to jej repertuar ociera się o nowocześniejsze brzmienia niż Amerykanki. Electropop/indie pop są gatunkami, w których Dunka lubi sobie podłubać i tworzyć coś, co z jednej strony ociera się o hitowe kawałki, a z drugiej o ekstrawagancję Grimes.

FKA twigs

Kto słuchał debiutanckiego krążka FKA twigs nie musi być zachęcany, żeby zwrócić po raz kolejny uwagę na tę niezwykle wyrazistą artystkę z Wysp Brytyjskich. Jej "LP1" jest pełen seksu i wciągającego typowego brytyjskiego R&B osadzonego mocno w elektronice. FKA twigs oprócz pisania świetnych piosenek, przyciąga także wzrok swoją oryginalnością. Daje sobie rękę uciąć, że o jej kolejnym longplayu będzie głośno.

Alvvays

Teraz trochę uciekamy od elektroniki i zanurzamy się w gitarowym, indie rockowym brzmieniu Alvvays. Kanadyjski kwintet zadebiutował w tym roku krążkiem "Alvvays" i na pierwszy rzut ucha wydaje się, że to nic ciekawego. Ot, kolejna indie popowa (rockowa) kapela z dziewczyną (Molly Rankin) na wokalu. Prawda jednak jest taka, że Alvvays są po prostu świetni, a ich płyta jest jedną z najlepszych w tym roku, w której brzmieniu słychać echo The Smiths, a momentami może i The Cure. Ich chwytliwe kawałki, z przyjemnie grającymi gitarami i rozmarzonym wokalem Rankin idealnie kontrastują z mrokiem ukrytym w tekstach. To wszystko momentami brzmi tak, jakby ktoś próbował w melancholijny sposób odgrywać punk rocka.

Eagulls

Skoro już przy gitarowym graniu jesteśmy i został wspomniany punk, to nie sposób pominąć w tym momencie Eagulls. Ta kapela z Anglii już od pierwszych minut swoim graniem przypomina stare dobre czasy kiedy grali Killing Joke. Mocna perkusja, zawodzący wokal George'a Michella i punk rockowe, siarczyste riffy. Ciężko się nie zakochać w tym.

Electric Youth

Electric Youth, podobnie jak wiele innych kapel w tym zestawieniu, zaczynało dużo wcześniej, ale dopiero w 2014 roku wydali swoje pierwsze krążki. W przypadku tego duetu z Toronto, okres oczekiwania na krążek zaczął się w 2011 roku, kiedy wypuścili A Real Hero, kawałek, którego mogliście posłuchać na ścieżce dźwiękowej "Drive". Trzy lata potrzeba było, żeby Electric Youth zebrali odpowiedni materiał, ale warto było czekać. Takiego synthpopu właśnie oczekiwałem. Pełen oldschool, syntezatory wygrywające chwytliwe melodie, bas z włączonym arpeggiatorem i ciepły kobiecy wokal.

Ballet School

Wciąż pozostajemy w podobnych klimatach, tylko zmieniamy kontynent na europejski. Ballet School, trio z Berlina, tworzą energiczną mieszankę synthpopu i dream popu, którą dopełnia niezwykły wokal Rosie Blair. Do tego klimatu dodają gitary na ciągłym pogłosie i perkusję wyrwaną z lat 80-tych. Najlepsze jest jednak to, że w swoim nietuzinkowym brzmieniu zespół nie zapomniał o tym, żeby melodie były po prostu chwytliwe. Pewnie 30 lat temu Ballet School lecieliby w radiu non-stop.

Porter Robinson

Porter Robinson, czyli młody geniusz wychowany praktycznie przy programach do tworzenia muzyki i doczepioną do ręki klawiaturą sterującą. Kiedyś zafascynowany housem, Robinson zwrócił swój wzrok ku połączeniu muzyki z japońskich automatów do gier (typu "Dance Dance Revolution") i electropopu. Ten 22-letni muzyk może już pochwalić się świetnym debiutem ("Worlds"), a pewien jestem, że to nie jest jego ostatnie słowo. Więcej o nim i płycie możecie poczytać w tym miejscu.

The Struts

Zdarzyło mi się rozpływać nad The Struts przy okazji recenzji ich debiutanckiej płyty, ale muszę napisać to jeszcze raz. Brytyjczycy wydali chyba jeden z najbardziej chwytliwych i energetycznych krążków w 2014 roku. "Everybody Wants" to Queen i The Darkness w jednym ze sporą domieszką post-punk revival. Charyzma i barwa wokalisty powalają na kolana, riffy atakują uszy, brytyjski rock pełną gębą.

Josh Record

Naprawdę dziwi mnie, że o "Pillars" - debiutanckiej płycie Josha Recorda - było tak cicho. Ten album zalicza się z pewnością do czołówki indie popowego grania w 2014 roku. Emocjonalne teksty, piękny delikatny głos Josha i morze spokoju. Folk mieszający się z dream popem oraz indie rockiem. Proste aranże, akustyczne brzmienie. Dzięki tak banalnym składnikom "Pillars" można słuchać godzinami.

The Dumplings

REKLAMA

The Dumplings może nie rozwalili od środka polskiej sceny muzycznej, może nie świecą bardzo jasno na tle zachodniej konkurencji, ale co z tego. Młodziutki zespół i tak zaliczył udany debiut, a że z naszych ziem pochodzi, to wypadało o nim wspomnieć. Electropop w wykonaniu duetu z Zabrza słucha się dobrze i tylko umacnia mnie w przekonaniu, że Polacy są stworzeni do robienia muzyki elektronicznej. Więcej o zespole przeczytacie tutaj.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA