REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

To był niezły rok, ale... - czyli największe rozczarowania 2022 roku

Nadszedł czas podsumowań - tych bardziej i mniej przyjemnych. U schyłku grudnia wertuję wspomnienia w poszukiwaniu dzieł kultury, które sprawiły mi największy zawód. Oto subiektywna lista największych rozczarowań 2022 roku.

27.12.2022
6:54
największe rozczarowania 2022 najgorsze filmy seriale
REKLAMA

To nie był zły rok. Poważnie. Choć rozczarowań w A.D. 2022 nie brakowało, kultura (nie tylko popularna) wielokrotnie pozytywnie mnie zaskoczyła, oferując teksty znacznie przewyższające moje oczekiwania. Zdecydowanie najwięcej przyjemności sprawiło mi kino, choć i wśród seriali nie zabrakło perełek, które spisywałem na straty, a okazały się satysfakcjonującym przeżyciem (jak choćby serial "Sandman" Netfliksa).

Oczywiście, życie byłoby nudne, gdyby składało się wyłącznie z miłych doświadczeń. Mimo że 2022 rok nie przygnębił mnie tak bardzo, jak poprzedni (rzecz jasna - cały czas mam na myśli wyłącznie sferę kulturalną), to nie mogę też powiedzieć, że oszczędził mi zawodów.

REKLAMA

Największe rozczarowania 2022 roku

Poniżej wymieniam te absolutnie największe rozczarowania, których doznałem jako konsument kultury w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Nie ograniczałem się do jednej formy sztuki - skupiłem się raczej na tym, co wprawiło mnie w największe niezadowolenie. Jedziemy.

Blondynka - film

Choć im bliżej premiery, tym więcej zapalało mi się gdzieś w podświadomości czerwonych lampek, to wciąż liczyłem na nietuzinkowe przeżycie. Niestety, Andrew Dominik ewidentnie nie wiedział, co robi. Bezsensowna i momentami wręcz frustrująca zabawa formą nie tylko niczemu się nie przysłużyła, ale wręcz gryzła się z tym, co rzekomo twórca chciał przedstawić. Bardzo to wszystko płytkie, grafomańskie i męczące. Marilyn zasłużyła na znacznie, znacznie więcej.

Blondynka

Bańka - film

Judd Apatow to jeden z moich ulubionych twórców, reżyserujący i produkujący - moim zdaniem - najsensowniejsze komedie romantyczne w Hollywood. Z jego "Bańką" wiązałem spore nadzieje, nie tylko ze względu na świetną obsadę. W 2020 roku Apatow dał nam znakomitego "Króla Staten Island" (na wpół biograficzną opowieść o dorastaniu Pete'a Davidsona), bodaj najlepszy obraz w swojej karierze. A to? Poważnie - chyba nigdy nie stworzył nic równie mizernego. Bubel pełen kiepskich komentarzy i nietrafionych dowcipów.

Gotham Knights - gra

Niestety, "Gotham Knights" to gra co najwyżej przyzwoita. To tytuł do znudzenia zachowawczy i wtórny, remiksujący wszystko to, co znamy ze starszych gier o Batmanie. Bez odrobiny stanowczości, bez najdrobniejszych eksperymentów. Być może ubzdurałem sobie, że "Rycerze" będą grą odważniejszą; naparzanie złoli szybko stało się nużące i choć fabuła się broni, to już interakcje między bohaterami nie bardzo. Szkoda.

Gotham Knights

Scorn - gra

Niestety, choć "Scorn" to produkcja całkiem przyjemna dla oka, to już sama rozgrywka nie ma z przyjemnością nic wspólnego. Gra jest bardzo sztucznie i niezręcznie wydłużana, a jednostajne otoczenie i spora doza otwartości na interpretacje (którą w innych przypadkach cenię) nie wynagradzały mozołu i atakującego nieco zbyt często poczucia znudzenia. Dorzućmy sporo przeciętnych zagadek, fatalną walkę i praktycznie nieistniejącą ścieżkę dźwiękową - cóż, to nie był tytuł dla mnie.

Nie martw się, kochanie - film

Po znakomitej "Szkole melanżu", czyli pełnometrażowym debiucie Olivii Wilde w stylu coming of age, naprawdę sporo oczekiwałem od jej drugiego, nieco poważniejszego podejścia. Świetna obsada (z Florence Pugh na czele, Styles - piszę to z pełną sympatią - okazał się wtopą) oraz pierwszorzędne zdjęcia i soundtrack niestety nie wystarczyły. "Nie martw się, kochanie" to film przewidywalny do bólu, z leniwie naszkicowaną intrygą i łopatologicznymi metaforami. Nuda i wydmuszka!

Nie martw się, kochanie

Halloween. Finał - film

Po świetnym powrocie do cyklu w 2018 i nieco gorszej kontynuacji, David Gordon Green przedstawił nam fatalny finał swojej trylogii. Bezbarwne, pozbawione interesujących pomysłów, nieciekawe w wydźwięku. Twórca pogubił się we własnym scenariuszu. Powrót do banału i odejście od prawdziwego serca cyklu. Czuję się oszukany.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy - serial

W swojej recenzji "Pierścieni Władzy" pisałem, że nie uważam tworu Amazona za nieudany serial. W moim odczuciu nie brakuje w nim naprawdę fajnych konceptów (o ironio - najciekawiej wypadają te wprowadzone przez twórców, jak cały wątek Adara), wspaniałych widoków i ciekawych relacji (Elrond i Durin). Niestety, mimo wszystko po adaptacji twórczości Tolkiena o takim budżecie spodziewałem się wiele, wiele więcej. Ot, przyjemny średniak fantasy - ale gdzie tu duch Śródziemia?

Pierścienie Władzy
REKLAMA

Amsterdam - film

Jeden z bardzo cenionych przeze mnie swego czasu twórców zaproponował widzom bodaj najgorsze dzieło w swojej karierze. Jak widać fenomenalna obsada (Christian Bale, Margot Robbie, John David Washington, Anya Taylor-Joy czy Michael Shannon) to za mało, by udźwignąć tak kiepski scenariusz. Twórca świetnych "American Hustle", "Fightera" czy "Poradnika pozytywnego myślenia" tym razem popisał się grafomanią. Strasznie to głupie, bez sensu, a z bohaterami nie sposób sympatyzować. Pomysł, który wykoleił się już na wstępie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA