REKLAMA

Drugi sezon „Narcos: Meksyk” jest dowodem na to, że niekoniecznie najlepsze są piosenki, które już znamy

„Narcos: Meksyk” wraca na stare śmieci, a nowy sezon zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończył się poprzedni. W półświatku zabulgotało — śmierć agenta DEA nie mogła przejść bez echa. Coraz trudniej jednak wzbudzić w widzu prawdziwe emocje.

narcos meksyk 2 sezon recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Wprowadzanie po kilku latach emisji serialu kolejnego głównego bohatera to naprawdę trudna sztuka. I to prawda, że „Narcos: Meksyk” to formalnie spin-off „Narcos” — serialu opowiadającego o kartelu z Cali — więc de facto dostaliśmy dopiero drugi sezon nowej produkcji, ale dobrze wiemy, że powstawała ona jako kontynuacja, a twórcy dopiero później zmienili zdanie.

narcos meksyk 2 sezon recenzja

W oczach widzów ta opowieść o wojnie z narkotykami ciągnie się już piąty rok.

Netflix niesławnego Pablo Escobara (Wagner Moura), być może niesłusznie, uczłowieczył i to wokół niego kręciła się historia. Nie stał się jednak pełnoprawnym protagonistą. W pierwszej serii tej fabularyzowanej opowieści przemycie narkotyków z Ameryki Południowej do Północnej wystawiono przeciwko niemu dwójkę agentów DEA: Steve’a Murphy’ego i Javera Penę.

Murphy (Boyd Holbrook) okazał się narratorem i takim surogatem widza — to on był w centrum. Po dwóch sezonach, gdy historia Escobara już się definitywnie, i zgodnie z prawdą historyczną, zakończyła, na jego miejsce wskoczył jego partner. Przewodnikiem w trzecim sezonie stał się więc Pena (Pedro Pascal), ale z nim na fotelu kierowcy spędziliśmy zaledwie rok.

narcos meksyk 2 sezon recenzja

„Narcos: Meksyk” również po roku wymienił protagonistę, a na przestrzeni pięciu serii mieliśmy ich już aż czterech.

W debiutanckim sezonie nowej produkcji protagonistą został Kiki Camarena (Michael Pena), ale jego opowieść zakończyła się tragiczną śmiercią agenta. W ostatnich sezonach finałowego odcinka poprzedniej serii do akcji wszedł jednak aktor Scoota McNairy’ego, który zapowiadał zemstę. I to on od pierwszych scen gra pierwsze skrzypce w tegoroczny sezonie jako agent Walt Breslin.

Aktor został do roli świetnie ucharakteryzowany (ten wąs!) i sprawdza się świetnie jako facet, który chce wyrównać rachunki. Nie sposób jednak uciec od tego, że jest takim miksem trójki swoich poprzedników. Jest tak samo porywczy, jak oni i, tak samo ma problemy z przełożonymi i dokładnie tak samo chce działać na własną rękę. I to nawet jeśli nie ma sprecyzowanego planu.

narcos meksyk 2 sezon recenzja

„Narcos: Meksyk” na każdym kroku przypomina też, że po obu stronach barykady mamy zwykłych, niedoskonałych ludzi.

Granica pomiędzy tym, kto jest dobry, a kto zły, zatarła się jak nigdy dotąd. Amerykańscy agenci oraz ich lokalni współpracownicy — wiedzeni albo rządzą zemsty, albo chęcią wzbogacenia się — dokonują wielu wątpliwych moralnie czynów. Sam fakt, że w ogóle rozważają zabicie pozostałych przy życiu świadków przechwycenia mafijnego bossa, sporo o nich mówi.

Po drugiej stronie barykady mamy zaś zeszłorocznego antagonistę. Miguel Angel Felix Gallardo (Diego Luna) jest przywódcą kartelu Guadalajara. Ostatnim razem pomimo licznych przeciwności udało mu się w zasadzie miękko wylądować z powrotem na szczycie, ale to wcale nie oznacza, że zostało mu jedynie pławienie się w luksusach. Budzi strach, ale nie szacunek.

narcos meksyk 2 sezon recenzja

I nie umie się cieszyć z tego, co osiągnął.

Drugi sezon „Narcos: Meksyk” rozpoczyna się od 40. urodzin Feliksa, ale to dla niego smutny dzień. Robi dobrą minę do złej gry nawet wtedy, gdy jego otumanieni pieniędzmi i cedowaną przez niego władzą podkomendni dają mu w prezencie Tygrysa. Gdy jego bliscy, w tym żona i wspólnicy, próbują z nim rozmawiać, zbywa ich. Myślami jest zawsze gdzieś daleko.

W momencie, gdy agenci DEA torturują jego kolejnych podwładnych i współpracowników, Felix rusza z tajną misją. Jest przekonany, że ludzie, którzy go nie szanują, jeszcze będą dla niego pracować. Ma plan, jak ich wszystkich przechytrzyć, bo nie umie pogodzić się z tym, że nie stoi na samym szczycie hierarchii. A jak to mówią, pycha kroczy przed upadkiem.

narcos meksyk 2 sezon recenzja

Trudno się jednak wyzbyć wrażenia, że to wszystko już gdzieś widzieliśmy.

REKLAMA

W tegorocznym sezonie „Narcos: Meksyk” pojawia się zarówno wiele dobrze znanych twarzy, jak i kilka nowych, ale widzom powoli może się to wszystko zacząć mieszać, bo Twórcy — Carlo Bernard, Chris Brancato i Doug Miro — uderzają cały czas w podobne nuty. W rezultacie ich kolejny serial jest świetnie zrealizowaną, ale w gruncie rzeczy powtarzalną rozrywką.

Nie pomaga też sposób, w jaki Netflix wydaje „Narcos” i „Narcos: Meksyk” w naszym kraju. Rozumiem zamysł artystyczny, by lektor tłumaczył jedynie te kwestie, które wypowiadane są po angielsku, ale w praktyce to się, tak po prostu, nie sprawdza — w napisach przetłumaczone zostały wszystkie kwestie, więc w rezultacie polską ścieżkę językową musiałem całkowicie wyłączyć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA