REKLAMA

„W prostocie tej serii jest wielka siła”. Rozmawiamy z Nataszą Parzymies, reżyserką serialu „Kontrola”

Takiego startu w branży filmowej jeszcze w Polsce nie było. A i na świecie zdarza się nieczęsto. Natasza Parzymies, twórczyni serialu „Kontrola”, który na YouTube’ie obejrzano łącznie prawie 30 mln razy, opowiada nam o swoich inspiracjach, procesie powstawania serialu oraz swoim uwielbieniu dla seriali Netfliksa.

Natasza Parzymies Filip Pasternak kontrola
REKLAMA
REKLAMA

Natasza Parzymies w rozmowie z Rozrywka.Blog o „Kontrola” - wywiad:

Przemysław Dobrzyński: Jak zaczęła się twoja droga filmowa? Mam tu na myśli pierwsze inspiracje, pierwsze filmy, które zrobiły na tobie duże wrażenie.

Natasza Parzymies: Filmy chciałam robić właściwie od zawsze. Ta obecna sytuacja z niesamowitą popularnością „Kontroli” jest dla mnie spełnieniem marzeń, do których myślałam, że będę musiała o wiele dłużej dążyć. Natomiast od kiedy tylko pamiętam byłam bardzo wkręcona w film i teatr. Pierwsze filmy, które zapisały się wyraźnie w mojej pamięci, to dzieła Baza Luhrmanna i Woody’ego Allena.

To całkiem ciekawa mieszanka. Luhrmann znany jest z wystawnych, pełnych rozmachu i bujnej scenografii widowisk, a Allen, jak wszyscy wiemy, to raczej kameralne kino.

Tak, dokładnie. Ale mnie właśnie te dwa różne światy fascynują po równo i każdego z tych twórców uwielbiam właściwie na tym samym poziomie.

Istnieje jakiś jeden konkrety film, dzięki któremu postanowiłaś, że kino jest tym, czym chciałabyś się zająć zawodowo?

Byłaby to „Purpurowa róża z Kairu” Woody’ego Allena. On jako pierwszy pokazał mi, że można stworzyć w kinie oryginalny koncept, pobawić się ciekawym pomysłem, że kino nie musi być zawsze takie samo, trzymać się utartych schematów i być wymierzone linijką. To był film, dzięki któremu stwierdziłam, że to chcę w życiu robić.

Jeśli chodzi o dalsze kroki, to poszłam do Liceum Filmowego, które działa przy Warszawskiej Szkole Filmowej. Tam zaczęłam po raz pierwszy na poważnie zajmować się kinem. Pierwsze egzaminy, pierwsze próby kręcenia ze znajomymi. Następnie, już na studiach w Warszawskiej Filmówce, na pierwszym roku zrobiłam „Kontrolę”.

No właśnie. „Kontrola”. Opowiedz jak powstała.

Na pierwszym roku studiów mieliśmy egzamin, zadaniem było przygotowanie filmu, etiudy, której tematem miała być szeroko rozumiana erotyka. Zawsze chciałam zrobić mały film na duży temat, którym jest miłość. Jest to nieuchwytne, wielkie uczucie i chciałam je zawrzeć w krótkiej formie. Tym bardziej, że punkt wyjścia, czyli kontrola na lotnisku pozwalała mi to wszystko ze sobą połączyć, jako że ona sama w sobie trwa mniej więcej tyle, ile trwa mój film. To opowieść o miłości, o tym jaka ona jest, że życie lubi jej często przeszkadzać, że niekoniecznie jest się z kimś kogo się kocha. Ten motyw zawarłam w pierwszej „Kontroli”, aczkolwiek zostaje on też z nami przez całą serię, tyle że rozciągnięty na dłuższą skalę.

A ten punkt wyjścia, czyli kontrola na lotnisku, skąd się wziął?

Wiedziałam od początku, że chcę stworzyć sytuację, która rozgrywałaby się na lotnisku. Tak więc kontrola bezpieczeństwa szybko okazała się oczywistym wyborem. Spodobał mi się też motyw poszukiwania w tej rutynowej i trochę bezdusznej kontroli jakichś emocji, dotyku.

A jak to jest z tą miłością? Od początku chciałaś o niej opowiadać czy temat „Kontroli” wyniknął trochę z natury zadania na studiach?

Osobiście uwielbiam filmy o miłości. Uważam, że trylogia „Przed wschodem słońca”, „Przed zachodem słońca” i „Przed północą” Richarda Linklatera to największe arcydzieło w historii kina. Także o miłość zawsze zahaczam w jakiś sposób w innych filmach, nad którymi pracuję. W „Kontroli” najbardziej. Dla mnie opowieści o miłości robi się najfajniej, bo to temat, który każdy z nas zna, w jakiś sposób przeżył bądź przeżywa; każdy jest w stanie się z nią identyfikować, co tworzy z niej uniwersalne historie. I nie ma znaczenia, między kim jest to uczucie. W „Kontroli” są to dwie dziewczyny, ale gdyby to było dwóch chłopaków czy chłopak i dziewczyna, ta opowieść byłaby taka sama.

„Kontrola” od początku była w twojej głowie serią?

Nie. Jak mówiłam wcześniej, „Kontrola” zrodziła się jako etiuda na zaliczenie w szkole filmowej. Potem wrzuciliśmy ją do serwisu YouTube i dopiero wtedy zobaczyliśmy, że ta historia chwyciła, a ludzie zaczęli się dopytywać, czy jest to wycinek z serialu czy filmu. Dla mnie była to wówczas zamknięta całość, ale pół roku później się trochę ugięłam, zainteresowanie było ogromne i stwierdziłam, że to może być fajny punkt początkowy, bo z pierwszej „Kontroli” rzeczywiście niewiele dowiadujemy się o bohaterkach. Dopisałam więc drugą część, która jest obecnie drugim odcinkiem i stwierdziłam, że jak i ona chwyci, to zrobimy trzecią i to będzie koniec. Ale razem z moimi kierowniczkami produkcji stwierdziłyśmy, że nie warto inwestować tylko w jeden odcinek, tylko siłą rzeczy lepiej wyjdziemy, gdy zbierzemy środki od razu na całą serię krótkich odcinków. Rozpisałam więc historię, która ostatecznie zamknęła się w siedmiu odcinkach. Zaczęliśmy zbierać ekipę, która pracowała przy „Kontroli” za darmo. Parada Równości wsparła nas finansowo, zrobiliśmy też zrzutkę, która nam pozwoliła wystartować, a Panavision Polska udostępniło nam sprzęt kamerowy, co też dało nam konkretne oszczędności.’

A jak się odnalazłaś w krótkiej formie? Czułaś jakiś rygor czasu, zamknięcia się w opowieści, która trwa kilka minut?

Dla mnie to jest idealna forma, bo pozwala na opowiedzenie o tych samych emocjach co w 45-minutowym odcinku, tyle że trzeba je bardziej skondensować, a dzięki temu nie ma w nim zbędnych scen, wątków, postaci, ekspozycji. Widz cały czas jest w dużych emocjach, nie odpływa, tak jak w przypadku innych seriali, gdzie w pewnym momencie akcja zwalnia i przeskakuje na wątki poboczne. W kontekście tej konkretnej historii krótka forma pozwoliła nam trafić w punkt, jeśli chodzi o tempo i emocje, o których chcieliśmy opowiedzieć. W tym wariancie, w którym chcemy się skupić tylko na tych bohaterkach, tylko na tej na pierwszy rzut oka dość banalnej historii, to jest idealny format.

Jak sądzisz, jak udało ci się wycisnąć z tej, jak sama stwierdziłaś, banalnej historii coś, co ludzi dotknęło, poruszyło, było dla nich ważne, pomimo tego, że krótkie?

Mnie się wydaje, że w prostocie tej serii jest wielka siła. Skupiliśmy się w stu procentach na emocjach. Gdy rozmawiam z ludźmi, to oni mi mówią, że całkowicie wierzą w to, co dzieje się w serialu. Na przestrzeni kolejnych odcinków oglądają prawdziwą miłość, która się rozwija przed ich oczami. Razem z bohaterkami się zakochują, łamią się ich serca – wchodzą w tę relację razem z nimi.

Dużą rolę odgrywa w „Kontroli” także warstwa wizualna.

Tak. To już zasługa naszego operatora, Filipa Pasternaka. Bez niego ten projekt nigdy by nie powstał. Gdybym zrobiła „Kontrolę” z innym operatorem wyszłoby z tego coś kompletnie innego.

Jak rozumiem jesteś pewnie w niemałym szoku w związku z tym, że o „Kontroli” zrobiło się głośno właściwie na całym świecie?

Byłam i jestem w ogromnym szoku. Nikt, kto robi dwuminutówkę do szkoły nie spodziewa się, że obejrzy to tylu ludzi i zaczną się nim interesować media. W pewnym momencie, jak wskoczyło pierwsze 100 tys. obejrzeń, powiedziałam wszystkim: Jak będzie milion, to idziemy to oblewać, ha, ha. Nie sądziłam, że do tego dojdzie. W tej sytuacji, gdybyśmy pili co każdy kolejny milion, alkoholizm w ekipie murowany. Cieszę się z tej całej sytuacji, mam ogromny szacunek i wdzięczność do każdego z widzów „Kontroli”, ale jednocześnie nie do końca rozumiem i nie dowierzam temu, że nasze dzieło przemówiło do tylu ludzi i to także poza Polską. Nie byliśmy też do końca pewni czy kontynuacja w postaci drugiego odcinka, który pojawił się około 1,5 roku po pierwszym, przekona do siebie widzów. Potem kolejne też nie pojawiały się zbyt często, ale ludzie cały czas byli zainteresowani i czekali na nie. I po zakończeniu pierwszego sezonu cały czas chcą więcej.

Czyli 2. sezon „Kontroli” jest w planach?

Tak, rozpoczęliśmy już prace nad 2. sezonem. Chcemy go zrobić na lepszych warunkach, przede wszystkim zapłacić ekipie, bo studenckie projekty są fajne, ale potrafią solidnie wykańczać, przede wszystkim finansowo. Chcemy opowiedzieć dalszą historię dziewczyn, skupić się także na odmiennych torach ich losów, przedstawić nowych bohaterów. W miłości najfajniejsze jest to, że to nigdy nie jest skończony temat. Ludzie się rozstają, schodzą ponownie, przypominają o sobie pisząc SMS-y po pijaku o 4 nad ranem. Chcemy spróbować dojrzeć razem z naszymi bohaterami, trochę tak jak we wspomnianej wcześniej przeze mnie trylogii filmów Linklatera. Każda część jest dojrzalsza zarówno w sposobie realizacji, grze aktorskiej, jak i w podejściu do samej miłości.

Kontynuacja nadal będzie krótkim metrażem?

Tak, jak mówiłam wcześniej, ten format przemówił do odbiorców i jest optymalnym do opowiedzenia tej historii, bez niepotrzebnych zapychaczy. Zostaniemy więc przy 10-, 15- maksymalnie 20- minutowych odcinkach. Nie czuję potrzeby, by były dłuższe. Tym bardziej, że nie mamy parcia na szkło, ani ambicji tworzenia serialu premium w tym temacie.

A czy wykorzystując obecne zainteresowanie „Kontrolą” myślisz też już nad kolejnymi projektami? Będzie to film? Serial?

Od kiedy tylko pojawił się pierwszy artykuł o mnie w Gazecie Wyborczej, nie ma dnia, bym nie dostawała przynajmniej trzech propozycji filmowo-serialowych. Brzmi do dla mnie samej absurdalnie, ale już w tej chwili jestem zabukowana na najbliższe dwa lata. Wiem, że teraz jest moje „5 minut” i zamierzam je wykorzystać. Na pewno chciałaby spróbować swoich sił na platformach streamingowych, bo serwisy takie jak Netflix to absolutna przyszłość. Nie mam parcia na tzw. debiut, bo widzę, że w Polsce wszyscy trzymają się takiej ścieżki. A ja bym wolała pójść trochę inną drogą. Zobaczymy, jak się to potoczy.

 „Kontrola” łączy w sobie kilka form – to trochę krótki metraż, trochę serial, trochę filmowe haiku, po części teledysk. Skąd czerpaliście inspiracje, przede wszystkim te wizualne?

Od samego początku wymienialiśmy się z Filipem całą masą odniesień filmowych. On uwielbia te duże hollywoodzkie produkcje z lat 70. i 80., czyli np. „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” i „Blade Runner” i ja zawszę się śmieję, że wyznacznikiem wizualnym do „Kontroli” jest film o kosmitach. A ja z kolei pochłaniam w wielkich ilościach wszystkie filmy o miłości. I jakoś się tak pod tym względem uzupełniamy. Spotykamy się gdzieś dopiero na poziomie serialu „Stranger Things”, który oboje lubimy oglądać.

Kadr z serialu Kontrola fot. Filip Pasternak

Wspomniałaś o „Stranger Things”. Pytałem się już o filmy, a jakie seriale należą do twoich ulubionych?

Przede wszystkim ubóstwiam „Orange is the New Black”. Tam jest tyle trudnych tematów, do których podchodzi się po ludzku, bardzo szybko stałam się z nim mocno związana emocjonalnie. Bardzo też lubię „The End of the F*cking World”, a także „Euforię”, w dużej mierze od strony formalnej. Spodobało mi się też to, co Player zrobił z „Chyłką”. Twórcy znaleźli lukę w polskiej sferze seriali i dali nam fajną kobiecą bohaterkę w kryminale. I jest to jednocześnie polskie i niepolskie. Każdy jest w stanie go zrozumieć i się nim zainteresować.

A co w ogóle sądzisz o branży filmowej, która jest obecnie w trakcie swoistej ewolucji, pojawia się streaming, filmy kręci się na smartfonach.

Ja bardzo lubię chodzić do kina, ale też moim zdaniem takie same emocje jesteśmy w stanie przekazać ludziom bez względu na to, na jakim ekranie oglądają daną historię. W Polsce w ogóle zapomina się o tym, że kino powinno być przeżyciem. Nie myśli się też o muzyce, by stworzyć jedno spójne doświadczenie dla widza. Ostatnim filmem, jednym z nielicznych, który poruszył masową widownię i odcisnął swoje piętno na popkulturze było „Boże Ciało” Jana Komasy. To jest film, o którym się mówi, zostaje on w pamięci widzów na długo po wyjściu z sali kinowej.

REKLAMA

Ważnym jest dla ciebie to, czy ktoś obejrzy twój film lub serial w kinie, na dużym ekranie czy na YouTube'ie i smartfonie? Ma to jakieś znaczenie?

Ja marzę o tym, by to się oglądało na dużym ekranie, ale na smartfonie te emocje są takie same. Nie uciekniemy od tego, trzeba się z tym pogodzić. Nie mam problemu z tym, że ktoś ogląda „Kontrolę” rano na sedesie lub w autobusie. Sukces naszego serialu wziął się w końcu stąd, że jest łatwo dostępny dla każdego i w każdym formacie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA