Netflix zadłuża się jeszcze bardziej, żeby pokonać telewizję i Disney+. Ale sukces wcale nie jest gwarantowany
Netflix ma za sobą niezwykle burzliwy okres, którego wcale nie zakończyła niedawna konferencja szefów serwisu. Sen z powiek właścicieli platformy spędza nie tylko wciąż mocna klasyczna telewizja, ale też wzmocniona ofensywa Disney+. Pytanie, czy na drodze usługi od Myszki Miki nie stanie wąska biblioteka produkcji.
Po długich miesiącach niepewności Netflix ogłosił niedawno kolejny sukces. Choć rzeczywisty wzrost liczby subskrybentów w ostatnim kwartale nie dorównał do prognozowanych wyników, właściciele akcji i tak zareagowali pozytywnie. Przy tak wysokiej liczbie posiadanych kont każdy wzrost oznacza powiększenie przewagi nad resztą stawki. Nie oznacza to jednak, że wokół platformy dzieją się same dobre rzeczy.
Najnowsze trudności są wprost powiązane ze zbliżającym się startem Disney+. Dlatego ostatnie zapewnienia szefa Netfliksa, Reeda Hastingsa jakoby firma nie przejmowała się innymi serwisami VOD i zamiast tego konkurowała jedynie z klasyczną telewizją, brzmią jak typowa zasłona dymna. Zwłaszcza, że jak podaje portal Variety, Netflix ma zamiar przeznaczyć 2,2 mld dol. w obligacjach śmieciowych na tworzenie nowych programów. Wszystko w imię walki z Disneyem, Applem i innymi rywalami. To niemała kwota, a przecież firma już ma na swoim koncie zadłużenie w wielkości ponad 12 mld dol.
Disney Plus szykuje się na największego z przyszłych konkurentów platformy. Netflix właśnie stracił 3 proc. wartości akcji z jego powodu.
Bezpośrednią przyczyną tego nagłego i zauważalnego spadku była umowa podpisana między Disneyem a Verizonem. Jak podaje portal Deadline, największy amerykański operator telefonii komórkowej zaoferuje rok dostępu Disney+ wszystkim klientom bezprzewodowego internetu 4G LTE i 5G. I to całkowicie za darmo. Spadek wartości akcji Netfliksa sprawił, że obecnie są one warte około 270 dol. za jedną. W tym czasie akcje Disneya urosły o 2 proc. do wartości niecałych 133 dol. Przy okazji konferencji Q3 jeden z szefów firmy, Greg Peters zaznaczył również w wywiadzie, że będą starali się do pewnego stopnia ograniczać możliwość dzielenia się kontem z rodziną i przyjaciółmi. Strategia Netfliksa w tej kwestii ma być w teorii przyjazna użytkownikom, ale jak będzie naprawdę, przekonamy się dopiero w bliżej nieokreślonej przyszłości.
Wszystkie te informacje powinny w teorii wzbudzić pewien niepokój wśród posiadaczy konta na Netfliksie. Firma, która w nieskończoność się zadłuża, a w tym czasie jej akcje zaliczają spadek (w całym 2019 roku to już 15 proc.), może w przyszłości wpaść w kłopoty. Tym bardziej, że w międzyczasie konkurenci kontynuują wzmacnianie swojej pozycji na rynku. Jakiekolwiek ogłaszanie kryzysu Netfliksa jest jednak zdecydowanie przedwczesne.
Firma wciąż ma olbrzymią przewagę nad HBO, Disneyem czy Amazonem. Dość powiedzieć, że jak wyliczył portal What's on Netflix Disney+ w momencie startu 12 listopada będzie mógł się pochwalić biblioteką produkcji obejmującą zaledwie 13 proc. oferty programowej największego serwisu VOD. Nawet jeśli założymy, że ten wskaźnik będzie się systematycznie powiększać, to minie bardzo dużo czasu, zanim będziemy mogli mówić o prawdziwej rywalizacji.