Netflix nie chce być już kojarzony ze średnimi filmami. To może być przełomowy rok dla serwisu
Od samego początku działalności na rynku streamingowym Netflix próbuje realizować swe ambicje bycia poważanym dostawcą oryginalnych treści filmowych. Dotąd nie do końca mu to wychodziło. Ale w 2019 roku może się to w końcu odmienić.
Oczywiście Netflix nie potrzebuje uznania na polu jakościowym, jeśli chodzi o ich produkcje filmowe. Firma ma wystarczające powody do zadowolenia, jeśli chodzi o rosnącą liczbę subskrybentów, która już w tej chwili jest olbrzymia. Od jakiegoś czasu Netflix chwali się też imponującymi wynikami oglądalności swoich filmów. „Kronikę świąteczną" z Kurtem Russellem widziało ponad 20 mln ludzi na całym świecie. „Nie otwieraj oczu” z kolei obejrzało ponad 80 mln użytkowników serwisu.
Widzom nie przeszkadza za bardzo często niezbyt wysoka jakość produkcji największej platformy streamingowej świata.
Nikt nie oczekuje, by były to filmy na poziomie „oscarowym”. Mimo wszystko Netflix cały czas dąży do tego, by być w pełni zaakceptowanym przez branżę filmową. Stąd też zabiegi o to, by ich filmy brały udział w największych i najbardziej prestiżowych festiwalach filmowych świata. Od Wenecji po Cannes.
Równie mile widziane są dla nich największe nagrody filmowe i telewizyjne. I krok po kroku udaje się Netfliksowi wchodzić „na salony”. W zeszłym roku świetny film Angeliny Jolie „Najpierw zabili mojego ojca” po pokazach na festiwalach był nominowany m.in. do Złotych Globów. Tuż po nim znakomity „Mudbound” mógł pochwalić się nominacjami m.in. do Oscarów, w tym za zdjęcia i scenariusz adaptowany.
Wiele wskazuje jednak na to, że prawdziwie mocną artylerię Netflix wytoczy właśnie w 2019 roku.
Na dobrą sprawę już zaczął swój pochód. Rozpoczął się on jeszcze w minionym, 2018, roku, wraz z premierą filmu „Roma”. To nie tylko najlepszy film, jaki posiada w swojej bibliotece Netflix, ale i prawdziwe arcydzieło. Zdobył imponującą liczbę 10 nominacji do Oscara, w tym w najważniejszych kategoriach (najlepszy film, najlepszy reżyser, aktorka). Poważnie zdziwiłbym się, gdyby nie został nagrodzony statuetką za „najlepszy film”.
To z kolei będzie historyczny moment, który może wiele zmienić, choćby tylko na poziomie postrzegania serwisów VOD w kontekście konkurencji z największymi studiami hollywoodzkimi. Na pewno też sprawi, że Netflix dołączy do „klubu najważniejszych graczy” świata filmu i zacznie być traktowany jako pełnoprawne studio produkcyjne wypuszczające w świat wartościowe i dobre treści filmowe.
Już od jakiegoś czasu Netflix uchodzi w branży za raj dla twórców filmowych. W dużej mierze dzięki temu, że daje im całą masę swobody artystycznej oraz finansowej. Teraz, gdy platforma zaczęła oznajmiać światu swoje wyniki oglądalności, tym bardziej zachęca coraz to większe nazwiska do współpracy.
W 2019 roku czekamy na „The Irishman”.
Bo to nowy projekt mistrza i legendy kina, Martina Scorsese. To powrót do tematyki gangsterskiej. Po raz kolejny też połączy swe siły z Robertem De Niro. W dodatku jeszcze w duecie z Alem Pacino. Budżet – ponad 140 mln dol. A chodzą pogłoski, że może wynieść i ponad 170 mln dol.
To zresztą nie jedyny film, na który Netflix wyłożył iście hollywoodzki budżet. Na „Six Underground” z Ryanem Reynoldsem w reżyserii Michaela Baya serwis wydał aż 150 mln dol.
Także Steven Soderbergh znalazł w Netfliksie oazę dla swoich pomysłów. Jeszcze w lutym obejrzymy w serwisie jego dramat sportowy „Wysokie loty” nakręcony iPhone’em, a na późniejszą część roku zaplanowana jest premiera „The Laundromat” z Meryl Streep, Garym Oldmanem i Antonio Banderasem.
Nominowany do Oscara J.C. Chandor lada moment pojawi się na Netfliksie z filmem „Potrójna granica” w gwiazdorskiej obsadzie (Ben Affleck, Oscar Issac).
David Michod planuje ambitną adaptację kilku sztuk Szekspira z Timothee Chalametem, Joelem Edgertonem i Robertem Pattinsonem w rolach głównych. Film „The King” produkowany jest przez Brada Pitta.
Z pewnością Netflix potrzebuje zastrzyku dobrego kina. Cały czas nie da się oczekiwać wzrostu liczby abonentów, gdy prezentuje się co najwyżej B-klasowe średniaki.
Coraz większe chęci do współpracy ze strony pierwszoligowych twórców pozwalają spodziewać się znaczącego polepszenia jakości netfliksowych treści. I, jeśli dobrze pójdzie, to właśnie 2019 rok ma szansę okazać się tym momentem granicznym, kiedy to Netflix przestanie wypuszczać do streamu same spady po Hollywood. Teraz to Hollywood powoli zaczyna pukać do jego drzwi.
Netflix nadal jest jedną z najpopularniejszych usług/aplikacji świata, która kojarzy się raczej ze średnimi filmami. Samą „Romą”, nawet jeśli zdobędzie najważniejsze Oscary, nie uda się tego zamazać. Platforma potrzebuje serii produkcji najwyższej jakości. Wymienione wyżej nazwiska z wysokiej półki pozwalają mieć realne nadzieje. No, ale jeśli Martin Scorsese polegnie, to wtedy można zacząć się obawiać o przyszłość.