Netflix ma praktycznie gotowy film, w który zainwestował dziesiątki milionów dolarów. Nie chce jednak "Gore" wypuścić, ani sprzedać go innym wydawcom. Zachowuje się jak Max z "Batgirl".

Wszyscy pamiętamy aferę z "Batgirl", aczkolwiek z kronikarskiego obowiązku warto ją przypomnieć. Po fuzji WarnerMedia i Discovery władzę w nowo utworzonej spółce Warner Bros. Discovery przejął David Zaslav, który postanowił odciąć się od strategii swojego poprzednika. Jedną z najbardziej niesławnych decyzji jakie podjął, było skasowanie gotowego i kosztującego 90 mln dol. filmu. Wspomniany tytuł wylądował na półce i nigdy go nie obejrzymy - ani na Max, ani w kinach - bo został już odpisany od podatku.
W podobny sposób zachował się Netflix. Jeszcze w 2017 roku biografia Gore'a Vidala - amerykańskiego pisarza - była na etapie postprodukcji. Miał to być jeden z prestiżowych tytułów platformy, walczący o najważniejsze nagrody w branży. Na produkcję, za kamerą której stanął Michael Hoffman ("Ostatnia stacja"), serwis zdążył nawet wydać niecałe 40 mln dol. Czemu więc do tej pory jej nie zobaczyliśmy?
Gore - film Netfliksa, którego nie zobaczymy
W tytułową rolę w "Gore" wciela się Kevin Spacey. Netflix wyciągnął więc wtyczkę zaraz po wypłynięciu pierwszych oskarżeń przeciwko gwieździe "House of Cards". Platforma zamiotła po prostu produkcję pod dywan. Po ośmiu latach okazuje się, że nie zamierza jej wypuścić.
IndieWire wypuściło obszerny raport na temat tego, co dzieje się z "Gore". Cytuje przy tym wypowiedzi wielu członków ekipy i obsady. Jednym z nich jest producent Andy Paterson, który przyznaje, że przez ostatnie lata próbował nakłonić Netfliksa, aby film wypuścił, albo go sprzedał. Za każdym razem słyszał odpowiedź odmowną.
Wielu twórców, w tym ja, uważa to za niecodzienne oświadczenie. Publiczność - w tym subskrybenci Netfliksa, którzy film sfinansowali - powinna mieć możliwość zdecydowania, czy chce go obejrzeć. Netflix deklaruje, że jest domem wolności artystycznej ekspresji, a mimo to nie tłumaczy, dlaczego ten film będzie zakopany, skoro na platformie wciąż możemy obejrzeć pięć sezonów "House of Cards" oraz kilka innych tytułów z Kevinem Spaceyem
- mówi Paterson.
Netflix nie chce wypuszczać filmu, bo jak zapewnia producenta zrobił z nim dokładnie to samo, co Max z "Batgirl": odpisał sobie produkcję od podatku. Paterson twierdzi, że rozwiązaniem tego problemu byłoby pozwolenie mu, żeby znalazł alternatywny sposób, aby widzowie "Gore" zobaczyli. Mógłby go sprzedać innym nadawcom. Na to jednak platforma również nie chce się zgodzić.
Co ciekawe, według doniesień jednego z informatorów wspomnianego portalu, tuż przed oskarżeniami wobec Kevina Spaceya, Netflix zażądał gotowego zwiastuna "Gore". Co więcej, CEO Netfliksa Ted Sarandos miał nawet obejrzeć produkcję w prywatnym kinie, aby ocenić jej jakość. Najdobitniej pokazuje to, że platforma ma praktycznie gotowy produkt, którego nie chce, żebyśmy zobaczyli.
Więcej o Netfliksie poczytasz na Spider's Web:
- Mindhunter nie umarł. Netflix i Fincher rozważają powrót
- Brutalny serial miażdży użytkowników Netfliksa. Jest niesamowity
- Na tym filmie polscy użytkownicy Netfliksa płaczą jak na Zielonej mili
- Nowy hit akcji Netfliksa obejrzysz w Polsce nie na Netfliksie
- Widzowie zarywają nocki dla najlepszego kryminału Netfliksa tego roku