Polacy podbijają Netfliksa. Polska popkultura zdobywa rozgłos na całym świecie
Choć nie w każdym przypadku możemy powiedzieć, że rodzime produkcje na Netfliksie należą do udanych, to nie da się zaprzeczyć prostym faktom – polskie filmy i seriale zawojowały światowego giganta streamingu.
Gdyby jeszcze rok temu ktoś się mnie zapytał, jak widzę polską kinematografię w ujęciu światowym, powiedziałbym, że poza drobnymi wyjątkami (m.in. „Zimna wojna”) raczej nie mamy szans zwrócić na siebie uwagi. Polskie kino straciło szansę na zawojowanie globalnej widowni w czasach, gdy kino i telewizja przeżywały swój rozkwit i były jeszcze świeżymi gałęziami rozrywki.
Po sukcesach, i to spektakularnych, polskich gier wideo, takich jak „Dead Island”, „Dying Light” czy przede wszystkim „Wiedźmin 3”, upatrywałem szansy na międzynarodowy sukces Polaków w elektronicznej rozrywce, która ciągle jest jeszcze świeżym i rozwijającym się lądem. Ale myliłem się. Okazało się, że wystarczyło udostępnić światu nasze produkcje na platformie streamingowej dostępnej globalnie i widownia rzuciła się jak szalona.
Początki wprawdzie były niemrawe i nie zapowiadały tego, że czeka nas peleton hitowych produkcji na Netfliksie.
Wszyscy chyba pamiętamy spore rozczarowanie, jakim okazał się serial „1983”. Świetni twórcy (m.in. Agnieszka Holland), intrygujący pomysł i… no nie wyszło jak należy. Pomijając już nawet chłodne oceny krytyków czy widowni, zainteresowanie „1983” tak w Polsce, jak i na świecie było mizerne.
Ale niedługo potem echo olbrzymiego sukcesu gry „Wiedźmin 3” wróciło do nas i dało o sobie znać w postaci chęci stworzenia (z pomocą polskich producentów oraz studiów) serialu „Wiedźmin”, bazującego nie tyle na serii gier, co sięgającego do źródła w postaci książek Andrzeja Sapkowskiego.
Serial „Wiedźmin” nie jest oczywiście polską produkcją, ale ma on ewidentnie polski rodowód, a także powstał z udziałem rodzimych twórców, producentów, artystów (m.in. Tomek Bagiński czy studio Platige Image), tak więc można go traktować jako „rozpoznanie terenu” i pierwszy poważny krok Polaków na arenie międzynarodowej produkcji serialowej.
Tym bardziej, że sukces „Wiedźmina” od Netfliksa był imponujący. Serial może nie zdobył jednoznacznie pochwalnych opinii od wszystkich widzów czy krytyków, ale bez dwóch zdań stał się z miejsca jednym z najpopularniejszych seriali na świecie.
Niedługo po premierze Netflix ogłosił, że „Wiedźmin” to ich najchętniej oglądany globalnie serial oryginalny. Do tego popularnością przebił on nawet „The Mandalorian”, czyli serial Disney+ w uniwersum Star Wars.
Po chwilowych okresach lokalnej popularności polskich filmów w Netfliksie (mowa tu o „W lesie dziś nie zaśnie nikt” i „Jak zostałem gangsterem”, które trafiły do Top 10 w Polsce) przyszedł kolejny, nieoczekiwany sukces na skalę globu. Oto na scenę wkroczyło „365 dni”.
I chyba nikt nie przypuszczał, że skala sukcesu tej produkcji będzie aż tak wielka.
Oczywiście Netflix, który zdecydował się na światową dystrybucję tego filmu zapewne podejrzewał, że ma on potencjał na znalezienie licznej widowni, ale chyba nikt nie spodziewał się, że będzie to aż taki przebój. Już kolejny tydzień z rzędu „365 dni” zajmuje czołówkę najchętniej oglądanych filmów na Netfliksie w wielu krajach.
I mówimy tu nie tylko o zestawieniu Top 10, bo rape fantasy na podstawie książki Blanki Lipińskiej utrzymuje się w Top 5, a nawet Top 3 w takich krajach jak USA, Brazylia, Australia, Francja, Niemcy czy Wielka Brytania. W wielu z tych krajów znajduje się wręcz na pierwszej pozycji. Nie trzeba chyba nadmieniać, że ów tytuł polaryzuje opinie na całego świata. Część widzów i krytyków określa go (słusznie) jednym z najgorszych filmów (to dużo powiedziane) wszech czasów.
Ale jest też grupa widzów, którzy są nim po prostu zachwyceni i uważają, że „50 twarzy Greya” przy nim to dobranocka dla grzecznych dzieci.
Oba te filmy są siebie warte, natomiast nie da się zaprzeczyć, że popularność, a wręcz szał na ten polski film jest ogromna. Możemy, jako Polacy, przepraszać za „365 dni”, zadawać sobie filozoficzne pytanie: czemu ze wszystkich polskich produkcji masową popularność na świecie musiał zdobyć jeden z najgorszych filmów stulecia? Ale to donikąd nie prowadzi. Stało się. Możemy natomiast spróbować wykorzystać ten sukces i oczy świata zwrócone w stronę rodzimej kinematografii na naszą korzyść.
Tym bardziej, że poszliśmy za ciosem i daliśmy światu (tym razem udany) polski serial, o którym w mig zrobiło się głośno. Mowa tu o „W głębi lasu” na podstawie książki Harlana Cobena.
Tutaj już nie ma mowy o wstydzie czy przepraszaniu za cokolwiek. „W głębi lasu” to świetnie zrobiona i zagrana produkcja kryminalna, która zbiera w dużej mierze znakomite opinie. A za tym idzie także bardzo dobra oglądalność.
Serial ten, którego angielski tytuł brzmi „The Woods” zawędrował do czołówki Top 10 Netfliksa w takich krajach jak Holandia, Francja, Kanada, Brazylia, Australia, a w Wielkiej Brytanii zajął nawet miejsce pierwsze. I co ciekawe, numerem jeden w kategorii „Film” jest w tym samym czasie „365 dni”, czyli w UK polskie produkcje są najpopularniejszymi treściami wideo w Netfliksie w obu kategoriach.
Wiele wskazuje na to, że po boomie na hiszpańskie filmy i seriale na Netfliksie przyszła pora na modę na polskie produkcje. Jeszcze trzy lata temu brzmiałoby to jak abstrakcyjne marzenie.
Oczywiście w pewnym sensie polskie produkcje idealnie wstrzeliły się w wakacyjny okres, kiedy to największe filmy i seriale dopiero czekają na swoje jesienne i zimowe premiery, ale już sam fakt, że mimo tego zdołały się przebić tak wysoko w świadomości milionów widzów Netfliksa na świecie jest nie lada osiągnięciem i czymś, co może pozytywnie procentować w przyszłości.
Jeśli wierzyć doniesieniom portalu Deadline, już w lipcu światowa widownia Netfliksa obejrzy w serwisie film „Sala samobójców. Hejter” (polska widownia będzie musiała poczekać aż do marca 2021).
Trzymam kciuki, by i ten film poradził sobie równie dobrze, jeśli chodzi o oglądalność. Porusza tematykę bardzo na czasie, zebrał masę pochlebnych recenzji, a jego twórcą jest Jan Komasa, którego „Boże Ciało” stało się przebojem w polskich kinach i zdobyło nominację do Oscara.
Rok 2020 przyniósł wiele złych wydarzeń i informacji, ale niech jedną z tych dobrych będzie rosnąca popularność polskich filmów i seriali na świecie.
Popkultura ma wielką siłę, jest w stanie zbudować na nowo wizerunek danego kraju w skali globu, zmniejszyć dystans kulturowy, rozruszać produkcję (filmową, ale i nie tylko), a także dodatnio wpłynąć na inwestycje oraz choćby turystykę. Tak więc jest o co walczyć, szczególnie w tych trudnych czasach.