Młodzież: wychodzi na ulicę protestować. Polski Kościół: wina Netfliksa!
Za każdym razem, kiedy słyszę o „promocji homoseksualizmu”, mam ochotę spytać: to po ile teraz chodzi LGBT? W końcu — jak promocja to promocja, szkoda by nie skorzystać. I niby dlaczego LGBT miałoby się różnić od AGD czy RTV?
W wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej abp Stanisław Gądecki podzielił się swoimi refleksjami na temat trwających w Polsce protestów, w które w dużym stopniu zaangażowała się młodzież. Zdaniem duchownego to wina „promującego homoseksualizm” Netfliksa. Czy na pewno?
Miły gest abp. Gądeckiego: podzielił się kodami (kulturowymi) na promocję LGBT
Niemalże każdy serial dla młodzieży na Netfliksie zawiera promocję homoseksualizmu, hedonizmu i rozwiązłości
— powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w rozmowie z KAI.
Nie zabrakło również wzmianki o legendarnym „marksizmie kulturowym”, którym skrajna prawica od lat tłumaczy własną nieudolność na polu kultury i sztuki (wystarczy tu chociażby porównać okładki prawicowych i lewicowych tygodników albo przywołać przykład memicznego plakatu Wojciecha Korkucia promującego tegoroczny marsz niepodległości):
Kod kulturowy narzucany jest także m.in. w grach komputerowych, czy produkcjach filmowych. Są to obszary zagospodarowane całkowicie przez marksistów kulturowych, którzy konsekwentnie realizują program formowania posłusznego nowym ideom człowieka.
— przekonuje metropolita poznański.
Tęczowy Netflix „omamił” polską młodzież?
Co do wspomnianego „marksizmu”, to sprawę ładnie wyłożył Mistycyzm Popkulturowy (do którego to wpisu odsyłam poniżej) i nie mam zamiaru pastwić się nad słowami abp. Gądeckiego. Co więcej, jestem skłonna przyznać przewodniczącemu KEP częściowo rację: o tym, że Netflix kładzie w swoich produkcjach nacisk na różnorodność (także tę dotyczącą tożsamości i orientacji seksualnej) wiadomo nie od dziś. Właściwie tytuły, w których nie występowałby wątek mniejszości, są — nomen omen — w mniejszości.
Można to oceniać różnie (osobiście postrzegam to jako zjawisko może nieco nachalne, ale w gruncie rzeczy pozytywne, bo pozwalające dorastającemu człowiekowi odkrywającemu w sobie nieheteronormatywne skłonności na bezpieczne skonfrontowanie się ze swoją tożsamością i pewnego rodzaju poczucie bycia zrozumianym), ale zrzucanie motywacji protestującej dziś na polskich ulicach młodzieży na karb netfliksowego „homolobby” jest niczym innym jak uciekaniem od odpowiedzialności i szukaniem „wroga” nie tam, gdzie powinno się to robić.
A w momencie, gdy do takich heurystycznych skrótów ucieka się polski Kościół, od lat trzymający sztamę z władzą (niezależnie od tego, kto akurat rządzi — choć faktycznie w ostatnich latach sojusz ten wydaje się silniejszy, niż zwykle), na mocy której m.in. wprowadzono religię do szkół, to trudno nie odnieść wrażenia, że ktoś tu usiłuje grać bardzo nie fair. Świetnie podsumował to dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, Błażej Strzelczyk:
Czyli chcesz mi powiedzieć, że przez dwadzieścia ostatnich lat miałeś okazję dwie godziny w tygodniu spotykać się z młodymi ludźmi na lekcjach religii, i miałeś okazję powiedzieć im podczas tych lekcji wszystko, a przypominam, że wolałeś mówić im, że w dyni siedzi szatan, największym zagrożeniem jest Halloween, robienie sobie tatuaży to grzech, jedzenie mięsa w piątek to grzech, ah i kazałeś im jeszcze po mszy przychodzić po podpis do zakrystii, jak do urzędu, a z komunii świętej zrobiłeś festyn, i mówisz teraz, że te dzieciaki wychodzące na ulicę, to wulgarna, niewychowana i nie umiejąca samodzielnie myśleć młodzież? Oh, proszę Cię!
Przekonywanie, że współczesne kanały informacyjne i kulturalne hołdują nieco odmiennym wartościom, niż te wynikające z chrześcijańskiej doktryny (choć i z tym można by polemizować, bo wcale nie jestem pewana, czy po głębszej analizie nie doszlibyśmy do pewnych uniwersalnych aksjomatów), jest niczym kolejne odkrywanie Ameryki. No niby można, ale po co? W końcu sam Jezus mówił: „Królestwo moje nie jest z tego świata”, a desperackie, czy wręcz siłowe próby przeforsowania jedynego słusznego światopoglądu idą wyraźnie w poprzek tej intuicji.
Może się nie znam, ale wydaje mi się, że zamiast doszukiwać się w trwających w całej Polsce protestach „dzieła szatana” i straszyć biorących w nich udział młodych ludzi „grzechami”, warto by było zacząć moralne porządki od własnego podwórka. Towarzyszy mi też wrażenie graniczące z pewnością, że dzisiejszy „wku*w” na Kościół może wynikać ze zmęczenia wieloletnim romansem tronu i ołtarza oraz brakiem zdecydowanych kroków polskich biskupów w rozliczaniu się z problemem pedofilii wśród księży. Abstrahując od tego, że zrzucenie odpowiedzialności na „lewacki Netflix” jest po prostu wygodniejsze. Dokładnie tak jak walka o ochronę życia rękami polityków.
Na koniec tweet autorstwa posłanki Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, który dobrze podsumowuje kontrowersyjną wypowiedź abp. Gądeckiego w sprawie Netfliksa. Co prawda trochę przerysowany (z tym algorytmem to nie do końca tak jest), ale mnie śmieszy:
Ale wie Pan, Arcybiskupie, że to tylko u Was? To algorytm Netflixa podpowiada na podstawie "poprzednio oglądanych".
Proszę się przerzucić na "strong female lead" - polecam ja i koleżanki 😉 pic.twitter.com/nLVQ59alZA
— A. Dziemianowicz-Bąk (@AgaBak) November 3, 2020
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.