Netflix zwiększy wydatki na nowości. Spodziewajcie się horrorów, sequeli i znanych reżyserów
Netflix stawia konsekwentnie na dalszy rozwój swojej biblioteki. W 2019 roku wydatki firmy na nowe produkcje po raz kolejny wzrosną do 15 mld dol. Nie wszystko jest jednak tak idealnie jak przedstawiają to szefowie Netfliksa. Nowości z zeszłego roku pokazują, czego możemy się spodziewać. Nie do końca jest się czym chwalić.
Netflix przeżywa właśnie swój najlepszy czas od dawna. Największy serwis streamingowy na świecie niedawno pochwalił się tym jak bardzo wyprzedza swoich konkurentów. Przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę tylko liczbę użytkowników. Pozwolił sobie też na otwarte kpiny i lekceważenie innych platform VOD. Z jednej strony taka pewność siebie szefów Netfliksa jest zrozumiała, a z drugiej momentami brzmi bardziej jak marketingowa zagrywka, niż prawdomówne zapewnienia.
Jak donosi portal Variety, wydatki platformy na stworzenie nowych treści pochłoną w 2019 roku 15 mld dol. To o trzy miliardy więcej niż w poprzednich dwunastu miesiącach. Serwis wyda także sporo pieniędzy na globalny marketing swoich produkcji. Według analiz pracowników Wall Street w ogólnym rozrachunku firma zanotuje straty, ale wliczone w długoterminowy plan obronienia się przed naciskami konkurencji w postaci Amazon Prime czy Disney+.
Netflix w 2019 - jakie nowości w serwisie?
Część dzieł została już zapowiedziana. Jak wiadomo w serwisie pojawią się nowe sezony m.in. seriali „The Crown”, „Dom z papieru”, „13 powodów”, „Szkoła dla elity”, „Glow” i „Stranger Things”. Oprócz tego Netflix w liście do akcjonariuszy pochwalił się „The Umberalla Academy”, filmem „Potrójna granica”, a także nowymi produkcjami Martina Scorsese i Michaela Baya. Nazwiska dwóch znanych reżyserów po raz kolejny pokazują, że jedną z najważniejszych nowych strategii jest zatrudnianie nie tylko rozpoznawalnych aktorów, ale też twórców.
Widać to również na przykładzie filmów, które zadebiutowały w serwisie w poprzednim roku. Jeszcze niedawno nie do pomyślenia było, żeby „Roma” Alfonso Cuarona i „Ballada o Busterze Scruggsie” braci Coenów najpierw pojawiły się w jakimkolwiek serwisie streamingowym. Mowa przecież o ulubieńcach Hollywood, którzy mają na swoich kontach liczne nagrody, w tym Oscary.
Wiele osób narzeka, że Netflix skupia się na masowym odbiorcy, a takie filmy jak „Roma” to wyjątki. Ale to nie do końca fair. Filmy artystyczne w kinach również stanowią mniejszość, więc Netflix nie jest pod tym względem gorszy od tradycyjnych metod dystrybucji. Szefowie serwisu zwyczajnie starają się objąć wszystkie możliwe grupy odbiorców. Zestawienie Scorsese i Baya doskonale to zresztą obrazuje. Jeden to doceniany na świecie artysta, a drugi znienawidzony przez wielu fan wybuchów i pozbawionego sensownej fabuły kina akcji.
Netflix będzie dalej sięgać zarówno po twórców niszowych, jak i twórców blockbusterów.
Dziwaczny horror „Velvet Buzzsaw” Dana Gilroya nie wygląda jak typowa produkcja tego typu, która przyciągnęłaby do kin miliony widzów. Jego wcześniejsze filmy „Wolny strzelec” i „Roman J. Israel” uwielbiają za to fani kina art-house'owego. Na podstawie zeszłego roku widać, że na Netfliksie nie zabraknie nowych produkcji z gatunku kina grozy. Większość z nich będzie zapewne bliższa klasycznym horrorom niż eksperymentalnym produkcjom, ale nie ma w tym niczego złego. Przecież w opinii wielu krytyków „Nawiedzony dom na wzgórzu” był jednym z najlepszych seriali zeszłego roku.
Oczywiście, oprócz tego pojawiły się też mniej udane seriale i filmy, jak choćby „Ghul”, ale trudno krytykować Netfliksa, że nie stawia na to nacisku w kwartalnych podsumowaniach. Oprócz horrorów i kolejnych sezonów popularnych produkcji, w serwisie na pewno nie zabraknie też animacji. Pierwsza z nich pt. „Carmen Sandiego” już trafiła na platformę, choć tym razem zdecydowanie nie ma się czym chwalić. Netflix w 2019 roku będzie chciał dalej poszerzać listę swoich oryginalnych seriali i filmów, a ograniczać premiery z tzw. drugiej ręki. Firma przyznaje to wprost w niedawnym liście do akcjonariuszy.
W serwisie będzie za to znacznie mniej nowych produkcji superbohaterskich.
Dobra współpraca Marvela i Netfliksa to melodia przeszłości. Mimo to w 2019 roku jeszcze zobaczymy pojedyncze dzieło wynikające z tego połączenia. Już doczekaliśmy się nowego sezonu Punishera, a zapowiedziano także trzecią odsłonę „Jessiki Jones”. Gatunek wciąż jest niezwykle popularny, dlatego w ich miejsce w przyszłości pojawią inne dzieła tego typu. Dotychczasowe próby kreowania własnych superbohaterów nie szły dobrze Netfliksowi (wystarczy wspomnieć „Obrońcę Stambułu”), ale na nich się nie skończy. Bardzo prawdopodobne, że w polskiej wersji serwisu Marvela zwyczajnie zastąpią produkcje DC Universe. Do serwisu już trafili „Titans”, a ich drogą mogą podążyć „Doom Patrol” i trzeci sezon „Ligi Młodych”.
To prawda, że Netflix doskonale wyczuwa trendy i przeważnie dostosowuje się do masowego widza. Nie zawsze też staje na wysokości zadania. Trudno jednak ignorować fakt, że to właśnie na Netfliksa w 2019 roku trafi „Wiedźmin”, tymczasem Amazon przygotowuje prequel „Władcy Pierścieni”, a HBO już pracuje nad spin-offami „Gry o tron” i „Strażników”. Ze wszystkich wielkich graczy to właśnie Netflix zaryzykował najbardziej, jeżeli chodzi o seriale fantasy. I też w słusznej krytyce serwisu warto to czasem zauważyć.