Ciekawe, jak teraz czują się ci, którzy nie oglądają „Gry o tron”? Jeśli nie nadążasz za popkulturą, wcale mnie to nie dziwi
Nawet jeśli w nocy z niedzieli na poniedziałek nie wymienialiście się ze znajomymi meldunkami dotyczącymi statusu obejrzenia nowego odcinka „Gry o trony”, na pewno nie ominęły was takowe donosy.
W poniedziałek social media przepełnione były wspomnieniami o pierwszym odcinku finałowej serii kultowego już serialu HBO. Nawet jeśli kogoś to zupełnie nie interesowało i tak musiał wziąć na klatę obecność tego wątku w licznych dyskusjach i postach. A co jeśli ktoś zupełnie nie chce w tym uczestniczyć? Czy nieznajomość opowieści czyni go popkulturowym wyrzutkiem?
Przez 8 lat nadawania „Gra o tron” urosła do rangi najważniejszego serialu współczesnej popkultury.
Dzieła, które zmieniło historię telewizyjnej rozrywki na zawsze. Ilość wątków, postaci, historii czy cytatów, które zadomowiły się w naszej kulturze, jest tak duża, że osobom niekojarzącym zupełnie historii może być trudno poruszać się w intertekstach. Współczesna popkultura ma więcej tak rozbudowanych dzieł. Saga „Gwiezdne wojny”, seriale ze spin-offami, jak choćby „Breaking Bad” i „Better Call Saul”, serie o marvelowskich superbohaterach, takie jak skasowany w zeszłym roku „Daredevil” czy w końcu filmy z Marvel Cinematic Universe. Na liście jest już ponad 20 filmów, lada moment do kino wchodzi obraz nr 22 („Avengers: Koniec gry”), do pełnego zrozumienia kolejnych epizodów potrzebna jest znajomość fabuły wcześniejszych dzieł. Popkultura produkuje tak wiele tworów, że nie sposób być we wszystkim na bieżąco. Choćby nawet bardzo się chciało.
Nieznajomość fabuły powszechnie znanego serialu, takiego jak „Gra o tron”, może powodować pewnego rodzaju poczucie wykluczenia. Bez tej wiedzy nie weźmiesz udziału w wielu dyskusjach twoich znajomych, nie zrozumiesz pewnych żartów czy memów. Ale czy to naprawdę aż taki problem? Dlaczego czasem potrafi to aż tak uwierać?
Być może dlatego, że trudno jest poruszać się po świecie wirtualnym bez znajomości pewnych wątków, kulturowych cytatów.
Nieznajomość najnowszych internetowych hitów, popularnych klipów, seriali itp. sprawia, że poruszamy się po wirtualnym świecie trochę po omacku, nie rozumiejąc pewnych memów i wielu kontekstów. W naszych czasach nie klasyka literatury czy kina wyznacza pewne tematy wśród ludzi, a właśnie popkultura. Nawet w wulgarnych formach.
Do tego dochodzi FOMO, czyli strach przed tym, że coś może nas ominąć.
FOMO to skrót od angielskiej frazy Fear Of Missing Out, syndrom nazywany już – przesadnie – chorobą cywilizacyjną, dotykający zapewne większość z nas. To właśnie przez FOMO sięgamy co chwila po smartfony, gapimy się w nasze feedy w obawie, że przegapimy jakąś ciekawą informację. Poza tym potrzebujemy czuć jakąś przynależność. Oglądając filmy czy seriale, którymi interesują się też nasi znajomi, możemy poczuć się częścią pewnej społeczności. Wymieniać doświadczenia, wrażenia, pomstować na braki fabularne i drażniące nas postacie.
Portal Vulture zadał kilka dni temu pytanie:
Czy „Gra o tron” to ostatni serial, który oglądamy razem?
Autor tekstu wieszczy koniec pewnej ery w telewizji, który nastąpi razem z finałowym odcinkiem produkcji HBO. „Gra o tron” ma być ostatnim wielowątkowym, wielkim, epickim serialem, którego oglądanie jest swego rodzaju wspólnym doświadczeniem. Nawet jeśli kolejne odcinki serii oglądamy oddzielnie, sami przed własnym komputerem, swoimi wrażeniami chętnie dzielimy się ze znajomymi, z ludźmi w sieci. Tworzymy tym samym pewną społeczność, dzielącą wspólne zainteresowania. Przestrzeń, w której możemy podzielić się swoimi spostrzeżeniami i poczuć wspomnianą przynależność. A ta przecież coraz bardziej rozdrabnia się na masowo tworzone serie, z których – umówmy się – większość nie zdobędzie takiej popularności i nie przetrwa aż tylu lat.
„Gra o tron” znów bije rekordy oglądalności. Sam pierwszy odcinek 8. sezonu pierwszego dnia obejrzało 17,4 mln widzów. Na horyzoncie nie widać następcy, innego wielkiego, rozbudowanego serialu. No, może oprócz „Stranger Things”, o ile twórcom wystarczy pomysłów na kolejne emocjonujące serie i rozwijanie bohaterów.
Na rynku funkcjonują inne wielosezonowe seriale, filmowe sagi, co chwila pojawiają się także nowości, jedne mniej, inne bardziej udane.
Nie brakuje pozycji wybitnych i wciągających, ale żaden z serialowych tytułów nie bazuje na tak rozwiniętym świecie jak „Gra o tron”, na tylu bohaterach, którzy towarzyszą nam od lat, za którymi będziemy tęsknić jak za żadnymi innymi. Jednak nawet jeśli na ekranach nie pojawi się inny tytuł, który będzie w stanie tak łączyć ludzi, znajdą się inne dzieła, które przyciągną fanów, wyczekujących kolejnych epizodów z wypiekami. A ci niezainteresowani znowu będą zastanawiać się czym ekscytuje się połowa internetu. Ja już przywykłam do myśli, że nigdy nie będę w stanie nadążyć za współczesną popkulturą, a ty?