REKLAMA

"Niebezpieczne kobiety" bez pazura. Martin rozczarowuje najbardziej - recenzja sPlay

"Literatura popularna zawsze miała schizofreniczne podejście do kwestii niebezpiecznych kobiet" - pisze we wstępie "Niebezpiecznych kobiet" Gardner Dozois. Ten zbiór opowiadań jest swoistą próbą odwrócenia królującego w latach 30., 40. i 50. wizerunku żeńskich postaci jako bohaterek bezradnych, nieciekawych, a często i przygłupich. Próbą interesującą, choć nie do końca udaną, a w dodatku delikatnie spóźnioną.

"Niebezpieczne kobiety" bez pazura. Martin rozczarowuje najbardziej - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Być może nie mam w tym względzie racji, bo ktoś spłatał mi figla i przestawił kalendarz w moim komputerze na rok 2015. Jeśli jednak nic takiego nie miało miejsca, to zdaje się, że od lat 50. minęło już całkiem sporo czasu i ukazało się kilka książek - także z literatury popularnej - prezentujących żeńskie postaci już nie jako ofiary tudzież elementy tła, ale jako silne, świadome swojej wartości bohaterki.

niebezpieczne kobiety

Temat "Niebezpiecznych kobiet", mających rozprawić się z przestarzałym stereotypem, uważam zatem za nie do końca czytelny, ale jest to z mojej strony zwykłe czepialstwo, być może wcale niepotrzebne. Zredagowany przez George'a R. R. Martina i Gardnera Dozois zbiór opowiadań to - jako całość - lektura całkiem przyjemna i ciekawa, choć niepozbawiona wad, której bodaj największą zaletą jest różnorodność zawartych weń historii.

Na "Niebezpieczne kobiety" składa się w sumie z 21 opowiadań z różnych gatunków - fantasy, science-fiction, kryminału, horroru, powieści historycznej czy romansów paranormalnych.

Każde z nich napisane jest przez innego autora, wśród których znalazły się nie lada tuzy literatury popularnej - George Martin, Jim Butcher, Joe Abercrombie, Cecelia Holland, Brandon Sorensen, Sherrilyn Kenyon, Lev Grossmann czy Megan Abbott.

Każda z bohaterek jest niebezpieczna na swój sposób - to wojowniczki, zabójczynie, królowe i femme fatale. Ich orężem, równie często co sztylety, miecze, zaklęcia i rewolwery, bywają bystry umysł, cięty język oraz nieustępliwy charakter. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce wychodzi to różnie.

Niektóre z nich to faktycznie fascynujące postaci, inne niestety robią wrażenie zagubionych i skołatanych, nie mających na siebie żadnego pomysłu i w zasadzie - o ironio - nijak nie licujących z wizerunkiem "niebezpiecznej kobiety".

Co ciekawe, choć to antologia poświęcona kobietom, w kilku opowiadań kobiece postaci grają drugie, albo nawet trzecie skrzypce, a czasem, co gorsza, nie stanowią nawet istotnego element całości. Bywa, że niekiedy wręcz nie pojawiają się w opowiadaniu, a są jedynie wspomniane przez męskiego bohatera.

Rzecz to dość kuriozalna, ale jeśliby zapomnieć o motywie przewodnim tego zbioru, to większość opowiadań daje radę. Szczególnie dobrze oceniam "Też mi desperado" Abercrombiego, "Bombowe laski" Butchera i "Cienie dla Ciszy na wygnaniu" Sandersona - wciągające, sprawnie napisane historie, trzymające się tematu. Najgorzej wypadają męcząca "Pieśń Nory" Holland, nieciekawa "Raisa Stiepanowa" Carrie Vaughn i - niestety, bowiem miałem wobec niej największe oczekiwania - "Księżniczka i Królowa" Martina.

"Księżniczka i Królowa" to najdłuższe opowiadanie znajdujące się w "Niebezpiecznych kobietach" i jednocześnie jedno z najnudniejszych.

Jeśli myślicie, że takiego tematu jak Taniec Smoków - wojny o Żelazny Tron Westeros pomiędzy Aegonen II i jego przyrodnią siostrą Rhaenyrą, podczas której wyginęły wszystkie smoki - nie da się położyć, to cóż, mylicie się. Martin napisał je z perspektywy kronikarza, pełne jest więc suchych opisów, litanii nazwisk i dat. W dodatku podczas lektury nie mogłem się pozbyć wrażenia, że gdzieś już to czytałem. I faktycznie, skrócona wersja "Księżniczki i Królowej" znajduje się w wydanej w zeszłym roku książce "Świat Lodu i Ognia". Co więcej, tamta wersja jest o wiele bardziej strawna - tą zainteresują się chyba tylko najwięksi fanatycy "Gry o tron".

REKLAMA

"Niebezpieczne kobiety" uważam, mimo wszystko, za zbiór całkiem udany i wart lektury. Wydaje mi się, że niektórzy autorzy po prostu wyciągnęli z szuflady stare opowiadania, których nikt wcześniej nie chciał wydać, co zaniża poziom całości. Gdyby zwyczajnie się ich pozbyto, ograniczając tym samym nieco nadmiernie rozbuchaną objętość książki, uczyniłoby to ją bardziej strawną. Generalnie jednak nie jest źle - "Niebezpieczne kobiety" to niezły przekrój przez gatunki i twórczość sporej liczby popularnych pisarzy, i choćby dlatego warto sięgnąć po tę pozycję.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA