REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Komizm „Szybkich i Wściekłych 7” boli. Producenci zapomnieli o czym jest ta seria

Oglądając zwiastun „Szybkich i Wściekłych 7” długo zbierałem szczękę z podłogi. Nie za sprawą efektownych wybuchów, pięknych samochodów, wyzywających kobiet czy pobudzającej do działania muzyki. Powaliła mnie ilość niedorzeczności oraz absurdów, a także to, co stało się z lubianą i popularną serią w przeciągu ostatnich lat.

04.11.2014
15:52
Komizm „Szybkich i Wściekłych 7” boli. Producenci zapomnieli o czym jest ta seria
REKLAMA
REKLAMA

Możecie nie być miłośnikami motoryzacji, szybkich samochód ani filmów akcji. Mimo tego najprawdopodobniej oglądaliście pierwsze trzy części „Szybkich i Wściekłych”. Jestem w stanie się założyć, że większości z was letnie, odmóżdżające superprodukcje przypadły do gustu. Oczywiście nie jako wybitne, ciekawe i wciągające dzieła, ale właśnie wypełnione akcją, warkotem silników oraz błyszczącą karoserią wydmuszki. Piękne kobiety, zadziorni mężczyźni, modna muzyka, szybkie samochody – taka popkulturowe, zachodnie „danie instant”, które zalewasz wrzątkiem, konsumujesz i błyskawicznie zapominasz. Szybko, sprawnie, wygodnie.

Sam również oglądałem „Szybkich i Wściekłych”. Bez większego wstydu mogę się przyznać, że filmy podobały mi się mimo narastających niedorzeczności i coraz bardziej niesamowitych wydarzeń na ekranie.

Pierwsza część, druga część, trzecia część – wszystko chłonąłem albo w kinie, ale na kanapie po powrocie z wypożyczalni płyt DVD. Rozluźniałem się przy kawałku „Oye” Pitbulla, obserwując Paula Walkera jednocześnie pędzącego z zawrotną prędkością i starającego się poderwać siedzącą w fotelu pasażera Evę Mendes. Ekran ociekał wszechobecnym SWAG-em (wtedy chyba jeszcze nie było tego określenia, prawda?), eksperymentując również z orientalnymi, pop-japońskimi klimatami. Widzowie, nawet ci bardziej wymagający, zgadzali się na pewną przerysowaną formułę, dostając w zamian dorosłą adaptację marzeń z dzieciństwa. Tych o szybkich samochodach, ucieczkach przed policją oraz łapaniu niebezpiecznych bandziorów.

szybcy i wściekli 7 3

Po „Tokio Drift” zaczęło dziać się coś bardzo niedobrego. Czwarte z kolei „Szybko i Wściekle” z 2009 roku było ostatnią odsłoną serii, jaką oglądałem w całości. Z „Szybkimi i Wściekłymi 5” wytrzymałem kilkanaście minut, z kolei „Szybcy i Wściekli 6” przestraszyli mnie już samym zwiastunem. Dzisiaj, pomimo śmierci (a może zwłaszcza ze względu na nią) Paula Walkera możemy zobaczyć pierwszy materiał filmowy prezentujący w akcji „Szybkich i Wściekłych 7”. Muszę przyznać, że jestem zdruzgotany. Na 2 minuty i 42 sekundy reklamy szybkie, potężne bestie dostały kilka ujęć na krzyż. Cała reszta to już wybuchy, strzelaniny, sceny CGI w spowolnionym tempie oraz masa, masa niedorzeczności.

Dwayne Johnson stojący na środku drogi, ze stacjonarnym karabinem maszynowym strzelający w przestrzeń ma modłę gry komputerowej – nawet ja nie jestem w stanie tego znieść.

Samochody wypadające z powietrznego transportera, bieg po spadającej w przepaść ciężarówce, używanie ręcznego zaraz nad ogromną rozpadliną z precyzją co do centymetra, wcześniej wspomniany Dwayne z potężną, wojskową bronią, ten sam aktor łamiący gips w celu pokazania swojej niezaprzeczalnej twardości… agh, nie potrafię. Po porstu nie potrafię tego wytrzymać. Oczywiście każda odsłona „Szybkich i Wściekłych” była przesadzona. Bez wyjątku. Wydaje mi się jednak, że już kilka lat temu producenci przekroczyli pewien znośny i zdolny do zaakceptowania punkt.

szybcy i wściekli 7 5

Mam wrażenie, że reżyser do spółki z wytwórnią siada przy stole zastanawiając się nad czym, czym jeszcze podbić stawkę. „Wyścigi po reaktorze atomowym?”, „Drifty na wojskowym lotniskowcu?”, „Dragi wzdłuż Międzynarodowej Stacji Kosmicznej?” „Pionowy zjazd po Wieży Eiffla?” Producenci mają rozpisane niesamowite popisy na kilka lat do przodu, systematycznie karmiąc nas coraz bardziej niesamowitymi scenami, na które hollywoodzcy kaskaderzy już dawno przestali się zgadzać. No, jakąś otoczkę i fabułę do tego też się znajdzie.

REKLAMA

Przy okazji wytwórnia zapomniała, o czym naprawdę jest ta seria. O samochodach, oczywiście. Pięknych, szybkich i potężnych.

Jasne, te w dalszym ciągu są obecne w serii, ale przesunięcie akcentów na typowy film akcji, z wybuchami, walkami i strzelaninami jest widoczny gołym okiem. To w połączniu z coraz większą dawką niedorzeczności przestało być dla mnie strawne już kilka lat temu. Ku mojemu zdumieniu jestem jednak w mniejszości. Film za filmem przychody z „Szybkich i Wściekłych” jedynie się zwiększają. Zwiastun najnowszej produkcji ma już prawie 20 milionów wyświetleń. Proporcje „łapek” jasno pokazują, ze widzowie pożądają czegoś takiego. Nie jestem w stanie tego zrozumieć.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA