REKLAMA

Nocny pociąg z mięsem

"Nocny pociąg z mięsem" to film na podstawie opowiadania coraz bardziej znanego graczom Clive Barkera. Zarówno dzieło literackie, jak i filmowa adaptacja to prosty i nieskrępowany Barker w najczystszej postaci. Jest dużo krwi, łupania czaszek, wypadających oczu, małżowiny usznej i aglomeracyjnego syfu, ciemnych zakamarków, plugawych dziwactw i tajemnic skrywanych przez wieki. Czy ekranizacja jednego z tekstów z najbardziej kultowego w niektórych kręgach zbioru opowiadań się powiodła? Cóż, ciężko jednoznacznie powiedzieć, czy "Nocny pociąg…" to horror udany, dobrze oddający realia swojego pierwowzoru. Mamy bowiem dosyć skrupulatnie zawiązywaną przez reżysera akcję, narastające napięcie i oczekiwany wielki finał, który już po chwili nie jest wcale oczekiwany. Tytułowy pociąg zalewa się hektolitrami krwi, wypadają kolejne oczy i zęby, ktoś traci nogi… Ale po kolei.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Zawód fotografa nie wydaje się być zbyt pasjonującym zajęciem. Drzewka, krzaczki, zachód słońca… wszystko uwiecznione w pamięci aparatu, zupełnie nikomu niepotrzebne. Co jednak, jeżeli na jednym z takich, z pozoru niechcianych i zupełne do siebie podobnych zdjęć, znajdujemy coś, co wcale nie powinno zostać na nim uwiecznione? W takiej sytuacji zostaje postawiony Leon - nowojorski fotograf, który trafia na ślad makabrycznej zbrodni, a ta jest zaledwie czubkiem góry lodowej przerażających wydarzeń, jakie mają miejsce niemal od początku istnienia ogromnego miasta.

REKLAMA

Widz wraz z Leonem poznaje kolejne mroczne fakty, które odsłaniają straszliwą tajemnicę nowojorskiego metra. Nie mnie decydować, czy fabuła trzyma się kupy, dosyć powiedzieć, że film nie jest pierwszym nośnikiem dosyć mocnej teorii spiskowej na temat ojców Wielkiego Jabłka. W każdym razie sumiennie zawiązana historia daje nam pretekst, by oglądać kolejne minuty z życia Leona. Główny bohater opowieści wplątuje się coraz bardziej w sprawę makabrycznej serii niewyjaśnionych zniknięć na terenie Nowego Jorku, jednocześnie zachodzą w nim zmiany psychiczne, najwyraźniej spowodowane śledztwem na własną rękę. Dotychczas wspierająca go dziewczyna oraz zaufany przyjaciel zaczynają uważać go za "lekko ześwirowanego" i "przemęczonego", zaś sam Leon staje się coraz bardziej niepoczytalny i roztargniony.

Żeby nie zdradzać wam zbyt dużo szczegółów, powiem tylko tyle, że pamiętam jeszcze, jak podczas czytania książki odczuwałem stopniową przemianą głównego bohatera - była ona zarysowana mocno i z jako takim sensem, podczas gdy oglądając film widzimy, jak bardzo po macoszemu reżyser potraktował tę (pod koniec filmu na to wychodzi) najważniejszą kwestię. Reżyser pofolgował sobie również pod innym kątem - wcześniej wspomniana dziewczyna to wybrakowany element książki, najwyraźniej hollywoodzki standard działania w imię miłości, namiętnych pocałunków i seksu bez seksu.

Oczywiście nie byłoby to aż takie straszne (wręcz przeciwnie), gdyby nie fakt, że wyimaginowane przez twórcę filmu postacie i wydarzenia mają znaczny wpływ na przebieg fabuły, aż do grande finale, gdzie fani Barkera powinni wstać, złapać się za głowę i wyjść z kina. Całej reszcie powinno zrobić się nieco smutno, ale nie będę zdradzał wam fabularnych niuansów.

Pod względem gry aktorskiej jest średnio. Bradley Cooper nijak mi do roli książkowego dziennikarza nie pasuje. Sztuczna żywiołowość, zbyt młody, zbyt modny. Rolę mordercy wybrano natomiast całkiem znośnie, bo choć pan Vinnie Jones (wielki, brzydki Juggernaut z X-menów) nie ma zbyt wiele do odegrania, jego wygląd i stalowy młotek w ręce wyrażają w zupełności wszystko, co ta postać powinna wyrażać. Dziewczyna głównego bohatera jest oczywiście bardzo piękna (w tej roli Leslie Bibb), bardzo chętna i ogólnie pełni funkcję zapchajdziury (proszę bez podtekstów) pomiędzy nocnymi wypadami Leona na stację metra.

REKLAMA

"Nocny pociąg z mięsem" był zapowiadany na naprawdę mocny horror. Co najciekawsze, w filmie nie ma ANI JEDNEJ SCENY, w której reżyser chociaż próbowałby przestraszyć widza. Zero standardowych zagrywek znanych z tego gatunku. Mówię tutaj o zwłokach wypadających z szafy, nagłym pojawieniu się czegoś oślizgłego i brzydkiego czy kłach wyłaniających się z ciemności. Wszystkie ujęcia są w filmie bardzo proste, żeby nie powiedzieć toporne. Widz widzi wszystko dokładnie, z bardzo bliska, nosząc w sobie mieszane uczucia z powodu kolejnych komputerowych animacji eksplodującej czaszki. Zdarzyła się co prawda dosyć ciekawa scena odpadającej głowy, ale czy warto wydać 14 złotych tylko po to, żeby zobaczyć, jak to jest, gdy szyja nie ma już czego dźwigać?

I tym retorycznym pytaniem pragnę zakończyć recenzję "Nocnego pociągu…". Film nie spodoba się fanom Barkera, bowiem z książką aż tak dużo wspólnego toto nie ma. Film nie spodoba się również fanom horroru, bowiem z horrorem ta produkcja też nie ma za dużo wspólnego. Thriller z mocnymi scenami, przestroga dla nocnych gapowiczów, popis tańca młotków, mięsa i haków. Tylko, jeżeli nie leci aktualnie w kinie REC.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA