„Krzesła” („The Chair Company”) to nowy serial „komediowy” od HBO Max. Nie wiedząc, czego mam się po nim spodziewać, byłem zupełnie nieodporny na jego szaloną fabułę i niezaprzeczalny urok opowieści o szaleństwie. Nie byłem jednak gotowy na huśtawkę emocji tak potężną, jakbym oglądał najlepsze seriale psychologiczne sprzed lat.

„Krzesła” to historia, która skupia się na gniewie i manii portretowanych tak, aby jak najmocniej współodczuwać, mając jednocześnie świadomość absurdu całej sytuacji i problemów (głównie emocjonalnych), z jakimi mierzy się nasz bohater.
Krzesła – recenzja serialu HBO Max
William Ronald Trosper to człowiek sukcesu, który można mierzyć na różne sposoby. Z jednej strony ma nudną, biurową pracę, zwyczajną rodzinę. Wydaje się bezbarwny, nieciekawy i piekielnie nudny. Z tej nudy wyziera jednak osobowość choleryka, nieskrywana agresja wobec świata i złość, które mieszają się z jego mocnymi stronami. Bo w gruncie rzeczy to facet, który ma coś, co dzisiaj wydaje się luksusem – ustabilizowaną sytuację finansową, wspaniałą rodzinę, dla której jest dobrym ojcem. I właśnie dostał długo wyczekiwany awans.

Jednak pewnego dnia, gdy ma wygłosić swoje wielkie przemówienie, dzieje się coś co wywraca jego życie do góry nogami. Przemowa idzie świetnie, widać, że nasz bohater wie, co robi, że jest profesjonalistą w każdym calu. Potem wydarza się to. To nie jest miły epizod, ale gdyby przydarzył się normalnemu człowiekowi, to nie byłoby tematu na serial. William jednak nie jest do końca zwyczajny. I od tego dnia zaczyna swoje śledztwo.
Robi wszystko, aby odnaleźć firmę, która wyprodukowała nieszczęsny mebel.
Od teraz rozwiązanie zagadki tego drobnego wydarzenia to najważniejszy cel w jego życiu. Szybko staje się jasne, że ta obsesja może pogrążyć i jego samego, i jego rodzinę, gdyż nasz bohater robi wszystko, aby odnaleźć tajemnicze przedsiębiorstwo. Jego śledztwo prowadzi go bowiem w zakamarki przestępczego świata, po drodze odkrywa tajemnicę za tajemnicą, a widz do końca nie wie, o co tu tak naprawdę chodzi. Czy nasz bohater rzeczywiście jest ofiarą jakiegoś spisku, czy może jego mania każe mu tak myśleć?
W główną rolę wciela się Tim Robinson, który wyciska ze swojego bohatera siódme poty. Jego rola jest nie tylko bardzo zróżnicowana emocjonalnie, ale też stan jego ducha zmienia się jak w kalejdoskopie. W ciągu kilkudziesięciu sekund widzimy wzruszenie, śmiech, agresję. Plastyczna twarz Robinsona robi tu tańce i szpagaty. Te zmiany nastroju są nie tylko wybitnym aktorstwem, ale niosą ze sobą również niesamowity ciężar dramatyczny.
Bo widzicie, „Krzesła” są bardzo zabawne, ale jest to śmiech podszyty smutkiem, bo nasz bohater jest autodestrukcyjny, wyjątkowo agresywny i okrutnie wręcz nieszczęśliwy. Obserwowanie tego, jak topi się w niepewności i w swojej agresji, jest niebywale dołujące.
Skojarzenia z „Pohamuj entuzjazm” czy „BoJackiem Horsemanem” są jak najwłaściwsze, choć trzeba powiedzieć, że nowa produkcja od HBO Max jest o tyle oryginalna, że przygląda się osobie zwyczajnej, boomerowi, który spokojnie mógłby być twoim ojcem lub wujem. Zwłaszcza że bardzo łatwo w bohaterze odnaleźć wielkie pokłada człowieczeństwa.
Serial zadebiutuje w HBO Max już 13.10.2025. Oglądajcie koniecznie.