REKLAMA

Maniaczka zbrodni na tropie tajemniczego seryjnego mordercy. Widzieliśmy już dokument „Obsesja zbrodni”

Seryjni zabójcy stali się częstym tematem seriali dokumentalnych wiele lat temu, ale dopiero po sukcesie „Making a Murderer” gatunek true crime eksplodował w mainstreamie. Popularność kolejnych projektów sprawiła jednak, że twórcy zaczęli miejscami sięgać po niewystarczająco wciągające historie. Tak jest niestety w przypadku serialu „Obsesja zbrodni”.

obsesja zbrodni hbo
REKLAMA
REKLAMA

Na pierwszy rzut oka nowa produkcja dokumentalna stworzona przez HBO wyróżnia się na tle innych dzieł tego typu dwojaką tematyką. Z jednej strony opowiada historię seryjnego gwałciciela i mordercy Josepha DeAngelo, znanego na przestrzeni swojej działalności jako EAR (East Area Rapist), Original Night Stalker i Golden State Killer. Ale już w trakcie premierowego odcinka okazuje się, że równie istotna dla tria producentów – Liz Garbus, Dave'a Ratha i Nancy Abraham – jest historia Michelle McNamary.

Żona komika Pattona Oswalta wsławiła się w niektórych kręgach jako autorka popularnego bloga o prawdziwych zbrodniach i początkująca dziennikarka śledcza. To właśnie McNamara zaczęła na nowo zbierać dowody i doprowadziła do wzmożonego publicznego zainteresowania sprawą EAR, która nigdy nie została rozwiązana i nie była szczególnie znana. Choć przecież wówczas anonimowy seryjny sprawca miał na swoim koncie kilkadziesiąt gwałtów, wymuszeń i kilkanaście morderstw.

Tytuł dokumentu, czyli „Obsesja zbrodni”, nawiązuje do maniaków poszukujących niezłapanych wcześniej morderców.

Michelle McNamara była właśnie jedną z takich osób. Ogarniętych niemal obsesją dojścia do prawdy, wyjaśnienia tajemnicy i pomocy organom ścigania. Rzecz w tym, że twórcom serialu HBO brakuje determinacji, wyczucia i przede wszystkim pomysłu, żeby bardziej zagłębić się w sedno takiego sposobu myślenia. Z tego powodu tak naprawdę nawet przez moment nie próbują się pochylić nad destrukcyjnością takiego stylu życia czy jego faktyczną wartością dla procesu wyjaśniania zakopanych przed laty spraw kryminalnych.

Być może ręce twórcom uwiązał ostateczny los Michelle McNamary (sprawa była publiczna, ale dla osób chcących poznać wszystkie szczegóły w trakcie seansu serialu powstrzymam się od spoilerów). Autorzy dokumentu zbyt często traktują ją z uniżeniem, przesadną pokorą. Co oczywiście nie oznacza, że żona Oswalta nie była interesującą osobą. Problem w tym, że kolejne odcinki nie potrafią wyczerpująco tego pokazać.

Drugim problemem serialu HBO jest dosyć sztampowe i staromodne przedstawienie szczegółów policyjnych śledztw.

W ciągu ostatnich dwóch lat miałem okazję oglądać wiele produkcji true crime pokazywanych na platformach VOD. Były wśród nich historie z równie wielką liczbą ofiar, co w „Obsesji zbrodni” („Jeffrey Epstein: Obrzydliwie bogaty”), produkcje poświęcone innym seryjnym zabójcom („Rozmowy z mordercą: Taśmy Teda Bundy'ego” i „The Confession Killer”) oraz opowieści o wydarzeniach toczących się przez lata („Farmaceuta” i „Bardzo dziki kraj”). W każdym z tych dzieł twórcy decydowali się na użycie znacznie ciekawszych, bardziej różnorodnych i wizualnie atrakcyjnych metod przedstawiania swojej historii.

REKLAMA

„Obsesja zbrodni” wypada w tym towarzystwie strasznie blado, a podejmowane w kolejnych odcinkach wątki też nie są przesadnie odkrywcze. Być może wokół sprawy EAR było za dużo szczegółów, autorzy dokumentu nie dostali wystarczającej liczby materiałów lub za bardzo kurczowo trzymali się wniosków wysuniętych w reporterskiej książce Michelle McNamary, wydanej w Polsce jako „Obsesja zbrodni. Prawdziwa historia najbardziej poszukiwanego seryjnego mordercy w USA”. Którakolwiek odpowiedź jest najwłaściwsza, „Obsesja zbrodni” finalnie nie okazuje się wystarczająco ciekawym dokumentem, by przyciągnąć widzów na sześć odcinków trwających łącznie niemal 360 minut.

Premierowy odcinek dokumentu „Obsesja zbrodni” znajdziecie na HBO GO.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA