Wojna, naziści i... zombie. Film Operacja: Overlord radzi sobie bez pomocy serii Cloverfield
Overlord zaczął budzić emocje, gdy pojawiły się plotki, jakoby miał być częścią serii Cloverfield. Osadzenie go w tym uniwersum byłoby jednak krzywdzące. Operacja: Overlord broni się jako samodzielna produkcja dla fanów absurdalnego kina akcji oraz klimatów wojennych i nazistów. I zombie.
OCENA
Uniwersum zapoczątkowane przez film Cloverfield w 2008 roku doczekało się już dwóch spin-offów. Są nimi 10 Cloverfield Lane i dystrybuowany na Netfliksie obraz Paradoks Cloverfield. J.J. Abrams potwierdził też, że w planach jest też bezpośrednia kontynuacja filmu, który zapoczątkował serię.
Zapowiadało się na to, że film wytwórni Abramsa o oryginalnym tytule Overlord również będzie częścią tegoż cyklu. Jednak wbrew licznym plotkom, a także pomimo podobieństwa polskich tytułów, Operacja: Overlord to nie jest spin-off Cloverfield, którego tytuł polski dystrybutor przetłumaczył na Projekt: Monster.
I bardzo dobrze, bo Operacja: Overlord bije wszystkie części serii Cloverfield na głowę.
Colverfield to przereklamowana seria, a Paradoks Cloverfield to film odtwórczy i nijaki. W przypadku filmu Operacja: Overlord już sam opis fabuły zapowiada totalną jazdę bez trzymanki dla fanów mocnych wrażeń.
Cofamy się bowiem w czasie do lat 40. ubiegłego wieku. Głównymi bohaterami obrazu są alianccy spadochroniarze, którzy po przedostaniu się za linie wroga muszą wykonać tajną misję. Na miejscu trafiają na tajne laboratoria hitlerowców.
Operacja: Overlord to miks kina akcji z filmem wojennym i horroru, z zombie w tle.
Jest absurdalnie, ale tak przyjemnie absurdalnie. Film nakręcony został na serio, a zwłaszcza pierwsze sceny mogłyby spokojnie trafić do rasowego filmu o trudzie życia żołnierzy. Akcja filmu zaczyna się w samolocie, który wlatuje na terytorium nazistów.
Operacja: Overlord w bardzo sugestywny sposób ukazuje grozę, jakiej doświadczali żołnierze - zarówno w powietrzu, jak i po wylądowaniu za linią frontu. Widzą, jak ich towarzysze masowo giną. Muszą ukrywać i skradać po lesie, ale tylko przez chwilę.
Na szczęście Operacja: Overlord to nie tylko leśne kadry.
Obawiałem się, że czeka nas niskobudżetowa zrzynka z Predatora o grupie żołnierzy, których jakiś tajemniczy stwór eliminuje jednego po drugim. Na szczęście nic z tych rzeczy. Operacja: Overlord to film zrobiony z ogromnych rozmachem jak na utwór przeistaczający się wraz z upływem kolejnych minut z dramatu wojennego w autoparodię.
Film staje się coraz bardziej absurdalny, ale nigdy nie przekracza granicy, po której powodowałby zażenowanie. Wprowadzanie elementów komicznych i karykaturalnych jest zaś tak płynne i naturalne, że widz nawet nie zauważa momentu, gdy poważny film o wojnie zmienia się w opowiastkę o polowaniu na zombie z miotaczem płomieni w dłoniach.
W ogóle nie przeszkadzało mi, że w filmie klisza na kliszy kliszę pogania.
Operacja: Overlord to zbiór wielu wyświechtanych motywów, do którego dopisano prostą i przewidywalną historię. Nawet główni bohaterowie po obu stronach wojennej barykady to chodzące archetypy:
- kapral, który pod szorstką otoczką skrywa dobre serce;
- szeregowy, który nie umie skrzywdzić myszy i zawsze chce postępować słusznie;
- płatek śniegu uwielbiający robić zdjęcia, który jeszcze nie rozumie, czym jest wojna;
- wiecznie drący mordę okrutny i złowieszczy przywódca niemieckiego garnizonu;
- szalony naukowiec, którego eksperymenty doprowadziły niemal do zagłady;
- silna i niezależna kobieta, która nie potrzebuje męskiego wsparcia i sama bierze w łapę karabin;
- typowa dama w opresji, która popełnia głupie błędy pod wpływem emocji, po czym trzeba ją ratować.
Warto też dodać, że ostatnie dwie pozycje na liście to tak naprawdę jedna i ta sama bohaterka. To, jak się zachowa w kolejnej scenie, zależało od tego, czego potrzebował akurat scenarzysta i to zawsze było niespodzianką dla widza. Nie przeszkadzało mi to jednak w zupełności, bo Operacja: Overlord kupiła mnie świetnym wykonaniem.
Scenografie, charakteryzacja i montaż stały na bardzo wysokim poziomie jak na produkcję tego typu. W obsadzie zabrakło głośnych nazwisk, ale aktorzy zagrali poprawnie, a momentami nawet dobrze. Jeśli ktoś jest koneserem kina klasy B i jest w stanie pogodzić się z brakiem typowego dla nich kiczu, to z pewnością będzie z seansu zadowolony.