Opowieść podręcznej w 2. sezonie szokuje jeszcze bardziej. I jest jeszcze bardziej aktualna niż przed rokiem
Jeszcze bardziej aktualny niż przed rokiem - tak 2. sezon Opowieści podręcznej zapowiadała po polsku Yvonne Strahovski. Dodałabym: jeszcze bardziej poruszający, mocny i bezkompromisowy.
OCENA
Uwaga: tekst zawiera spoilery pierwszych dwóch odcinków serialu Opowieść podręcznej.
Wiem, że masz w sobie jeszcze trochę życia - śpiewa Kate Bush w This Woman's Work, utworze, który rozbrzmiewa w scenie otwierającej 2. sezon Opowieści podręcznej. A my wiemy, że choć słowami Oh, darling, make it go / Make it go away głośno prosi o to, by cierpienia Offred i innych kobiet się skończyły, droga do ukojenia jest długa i wyboista. Czy na końcu jest niebo?
Nawet jeśli tak, to aż nie chce się wierzyć, że można w nim spotkać tego samego Boga, który pozwolił ludziom stworzyć Republikę Gileadu.
Użycie tej kompozycji, która od lat nieprzerwanie zachwyca głosem Angielki, jest nieprzypadkowe. Główna bohaterka Opowieści podręcznej niczym Kristy z She's Having a Baby - to właśnie z myślą o tym filmie Kate Bush nagrała kawałek - walczy o życie swoje i swoich dzieci: jednego, które jest nienarodzone, i drugiego, które pragnie odzyskać. A to jest zagrożone. W przypadku Offred przez system i ludzi, którzy nierzadko nawet wbrew sobie przyklaskują każdej decyzji, mającej na celu podporządkowanie kobiet (i to nie tylko tych płodnych) władzy.
Pochód podręcznych w pierwszej scenie budzi przerażenie. Oto kobiety, które odważyły przeciwstawić się prawom Gileadu, traktowane są niczym psy złapane przez hycli. Na ich twarze nakładane są skórzane kagańce, wszak powinny być jedynie posłuszne i mieć zamknięte usta. Kiedy grupa ubranych na czerwono postaci wkracza na stadion, nie mamy wątpliwości, co za chwilę się rozegra. Odwołania do walk gladiatorów, a potem - kiedy spojrzymy na szubienice - do średniowiecznych kar śmierci są oczywiste.
Jedyne czego nam brakuje to rozochoconej gawiedzi, która krzyczałaby z entuzjazmem "brać je!".
Zamiast nich mamy ciotkę Lydię, uosobienie wszystkiego tego, co najgorsze w społeczeństwie: zakłamania, hipokryzji, oportunizmu. Ciotka Lydia ma twarz tych, którzy po latach mówią: "wykonywałem tylko rozkazy".
Rozpoczynająca 2. sezon scena nadaje ton dwóm pierwszym odcinkom. Jest bolesna, wzruszająca i - paradoksalnie - odbiera nadzieję. Opuszczamy wytworne i zawsze czyste salony oraz gabinety komendantów i ich żon. Trafiamy do świata, który choć wydaje się jeszcze bardziej bezlitosny, daje namiastkę duchowej wolności. Bo piekło to inni, ale tutaj spróbować możemy zawalczyć. Podręczne, którym przecież kibicujemy, walcząc o tę namiastkę wolności, stają się ponownie więźniarkami systemu. Sprowadzone do roli inkubatorów i taniej siły roboczej sięgają po metody, którym same się przeciwstawiają.
Czy teraz cel uświęca środki? Czy to nie ta sama makiaweliczna idea, która przyświeca ich oprawcom?
Nie dostajemy odpowiedzi. Wiemy jedynie, że Offred - jak sama mówi - jest przeznaczona do tego, żeby przetrwać. I podejmie się wszystkiego, byle to jej się udało. W kontekście tej siły, jej zdeterminowania, wypadałoby raczej zamiast Offred nazywać ją June. June, jak naprawdę w swoim poprzednim życiu miała na imię kobieta, to imię wolności. Bo - jeśli chodzi o postrzeganie religii w Opowieści podręcznej, te słowa nie zabrzmią może najlepiej - tylko prawda może je wyzwolić.
O ile tylko ktoś je wysłucha.
A trudno - przynajmniej widzowi - odwrócić wzrok. W kontekście nastrojów społecznych, choćby tych w Polsce, walka podręcznych z systemem, walka o prawo do godności, do bycia wysłuchanym, do samostanowienia o sobie (prawa kobiet, prawa osób homoseksualnych) jest bardzo aktualna, tak jak zapowiadała już wspomniana Yvonne Strahovski. Bo patrząc na to, co dzieje się choćby tylko w samym świecie serialu, chciałoby się powiedzieć: historia zatoczyła koło.
I tylko nadzieja w podręcznych, że uda je się ponownie odwrócić.
Premiera 2. sezonu Opowieści podręcznej już 26 kwietnia tego roku w serwisie Showmax.