REKLAMA

Netflix się nie patyczkuje. Właśnie skasował swój najdłuższy serial

Smutne wieści dotarły do nas zza wielkiej wody. Pod nóż poszedł najdłuższy jak do tej pory serial z cyklu Netflix Originals, a 7. sezon Orange Is the New Black będzie ostatnim.

Orange Is The New Black 5 sezon recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Netflix wydaje miliardy dolarów na autorskie produkcje. Z perspektywy czasu okazało się jednak, że w przeciwieństwie do klasycznej telewizji nie lubuje się tasiemcach i stawia na różnorodność. Reed Hastings woli zlecić nakręcenie większej liczby seriali, by te, które do gustu widzom nie przypadły, skasować po sezonie czy dwóch.

Kilka z produkcji w ramach serii Netflix Originals przetrwało jednak dłużej, ale również i na nie przyszła pora. Po skandalu obyczajowym z udziałem Kevina Spaceya jeden z najważniejszych seriali serwisu, czyli House of Cards, skończy się wraz z krótszym niż zwykle 6. sezonem, którego premierę zaplanowano na listopad.

Podobny los czeka Orange Is the New Black.

Jest to tyle symptomatyczne, że opowieść o więźniarkach z zakładu Litchfield jest obecnie najdłuższym serialem w całej bibliotece Netflix Originals. Do tej pory Netflix wyemitował 6 sezonów Orange Is the New Black, na które składa się łącznie 78 około godzinnych epizodów.

Serial do emisji trafił w tym samym roku, co krótsze House of Cards oraz skasowane po trzech seriach Hemlock Grove. Od dawna wiedzieliśmy też, że powstanie 7. seria, bo została zamówiona razem z poprzednią. Fani mieli jednak nadzieję, że na tym się nie skończy. Netflix te nadzieje dzisiaj rozwiał.

Orange Is the New Black skończy się po 7. sezonie.

Jestem tym niezwykle zasmucony, bo Orange Is the New Black jest nie tylko najdłuższym serial nakręconym bezpośrednio przez Netfliksa, ale też jednym z moich ulubionych seriali w ogóle. Zżyłem się z więźniarkami oraz strażnikami, których perypetie przedstawione często w krzywym zwierciadle bawią mnie od lat.

W dodatku serial ma taką formułę, że mógłby być emitowany w nieskończoność. Chociaż opowieść zaczęła się wraz z początkiem odsiadki Piper Chapman, to na przestrzeni lat usunęła się ona w cień, a zaczęły błyszczeć również inne bohaterki. Nic nie stałoby na przeszkodzie, by cyklicznie wymieniać mu obsadę.

Patrząc na ofertę, zaczynam się też zastanawiać, czy Netflix nie zaczął rozmieniać się na drobne.

Co miesiąc dochodzi kilka nowych produkcji. Co kilka miesięcy trafiamy na perełki, takie jak np. Narcos, Stranger Things czy Nawiedzony dom na wzgórzu. Brakuje jednak w ofercie takiego prawdziwego killera. Z drugiej strony pewnie o to właśnie szefostwu firmy chodzi.

House of Cards oraz Orange Is the New Black były bezsprzecznie prawdziwymi hitami, a zaraz po premierze napędzały Netfliksowi nowych klientów. Uzależnienie się od kilku hitów nie byłoby jednak serwisowi na rękę na dłuższą metę, co zresztą Reed Hastings zauważa.

Jeden kiepski sezon sztandarowej produkcji mógłby położyć się cieniem na finansach całego przedsiębiorstwa. Pytanie tylko, czy tym samym Netflix nie wyleje dziecka z kąpielą i w pogoni za dziesiątkami dobrych produkcji nie sprawi, że w ofercie zabraknie tych prawdziwie wybitnych.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA