Netflix vs. HBO: Kto wygrał w pojedynku na nominacje i nagrody? Oscary ostatnią szansą na dobry rok dla Netfliksa
Netflix i HBO od kilku lat toczą zażartą rywalizację o najważniejsze nagrody w branży filmowej i telewizyjnej. W 2018 roku można było mówić o remisie ze wskazaniem na platformę streamingową, do czego przyczyniły się Oscary. Również tym razem właśnie nagrody Akademii Filmowej mogą się okazać najważniejsze dla Netfliksa, choć bardziej jako koło ratunkowe.
Zeszły rok rozpoczął się dla platformy Netflix olbrzymim i niezwykle prestiżowym sukcesem podczas oscarowej gali. Już wcześniej było wiadomo, że „Roma” spodobała się w Hollywood bardziej niż jakikolwiek inny film zrobiony przez serwis VOD kiedykolwiek wcześniej, ale dopiero trzy statuetki dla filmu Alfonso Cuarona pokazały potencjał ukryty w finansowej potędze Netfliksa. „Roma” nie dołożyła do tej listy co prawda najcenniejszej nagrody dla najlepszego filmu, ale pokazała firmie zarządzanej przez Reeda Hastingsa, że warto dalej inwestować w filmy od popularnych reżyserów.
W kolejnych miesiącach na platformie pojawiły się takie dzieła jak „Irlandczyk”, „Dwóch papieży”, „Król” i „Historia małżeńska”. Wszystkie miały festiwalowy potencjał i zapowiadały się na mocnych faworytów następnego sezonu nagród. Ostatecznie „Król” z Timotheem Chalametem przeszedł w zasadzie bez echa, ale pozostałe filmy doczekały się licznych nominacji. Rzecz w tym, że tylko nominacji...
„Irlandczyk”, „Dwóch papieży” i „Historia małżeńska” mają szansę zdobyć łącznie 14 Oscarów. Ale prawdopodobnie wynik będzie znacznie niższy.
A przynajmniej na to wskazuje dotychczasowa historia. Netflix zdobył zaledwie dwie nagrody podczas 77. rozdania Złotych Globów. Obie w kategoriach aktorskich za „The Crown” i „Historię małżeńską”. I to mimo, że wspomniane trzy filmy, a także kilka pozostałych seriali (m.in. „The Kominsky Method”, „Wybory Paytona Hobarta”, „Życie z samym sobą” i „Russian Doll”) doczekały się nominacji. Taki wynik zdecydowanie nie mógł ucieszyć szefów platformy, zwłaszcza, że w tym samym czasie HBO zgarnęło prestiżowe statuetki za „Sukcesję” i „Czarnobyl”.
Nieco lepszy wynik Netflix osiągnął podczas Critics Choice Awards (często ważnej nagrody w kontekście Oscarów). Ale tam większość statuetek dla firmy zgarnęła komedia „Nazywam się Dolemite”, która została przez akademików zignorowana. Oprócz tego „Irlandczyk” zwyciężył w nieobecnej w nagrodach Akademii Filmowej kategorii „najlepsza obsada aktorska” i tylko Laura Dern wydaje się gwarantowaną faworytką do zdobycia Oscara za drugoplanową rolę żeńską.
- Czytaj także: Pełna lista filmów nominowanych do Oscara za 2019 rok.
Oczywiście, wszystkie te wspomniane wyróżnienia i nominacje pokazują, jak potężną siłą na rynku jest obecnie Netflix. Rzecz w tym, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeżeli wszystkie te głośne, udane i mocno promowane produkcje zdobędą razem mniej Oscarów i innych nagród od jednej „Romy”, to będzie można mówić o sporym rozczarowaniu. A nawet kroku w tył względem zeszłego roku.
Netflix bije HBO w kategoriach filmowych, ale najbardziej prestiżowe nagrody serialowe w tym sezonie zgarnęła właśnie ta stacja telewizyjna.
HBO z pewnością ma wiele do poprawy w swoim dziale produkcji filmowych. Żadne z kilku ich dzieł (nawet głośny dokument „Leaving Neverland”) nie doczekało się choćby jednej nominacji do tegorocznych Oscarów. Pod tym względem to Netflix jest zdecydowanym zwycięzcą. Ale tak naprawdę dopiero za sprawą Oscarów ma szansę odbić sobie nieudany rok. A tymczasem HBO zdominowało nagrody Emmy i Złote Globy.
Najistotniejsze nagrody telewizyjne przypadły w udziale przede wszystkim HBO i Amazonowi. Dla Netfliksa Primetime Emmy zdobywały tylko „Jak nas widzą” oraz „Black Mirror: Bandersnatch”. Różnica w liczbie zdobytych za ostatni sezon statuetek stawia HBO przed Oscarami w pozycji zdecydowanego zwycięzcy, który nie bierze udziału w ostatnim wyścigu. Gdyby jego największemu konkurentowi udało się osiągnąć zaskakujący sukces (a za taki należałoby uznać zgarnięcie między 7 a 10 Oscarami), to wtedy pozycja niespodziewanie się odwróci. Pytanie, czy konkurencja na czele z „Jokerem”, „Pewnego razu w Hollywood” i „1917” pozwoli na tego typu zwycięstwo.