Netflix, „Joker” i „Irlandczyk” dominują w nominacjach do Oscarów 2020. To będzie interesująca gala
Nadeszła pora, tradycyjnie na początku stycznia, gdy świat, wstrzymuje oddech, by poznać nominowanych do najbardziej pożądanych, najważniejszych, najpopularniejszych nagród X muzy na świecie. Pośród nominowanych prym wiodą „Irlandczyk”, „1917”, „Joker”. Ważnymi graczami są też „Historia małżeńska”, „Pewnego razu… w Hollywood” oraz… „Jojo Rabbit”.
W tym roku widać wyraźnie, że spokojne i powolne, acz zdecydowane kroki Netfliksa w kontekście Oscarów, przyniosły skutki. Podobnie jak fakt, że streamignowy gigant zaczął coraz częściej pokazywać swoje najważniejsze produkcje w oknach dla kin studyjnych. Jeden względnie prosty ruch i proszę.
Można bez cienia przesady stwierdzić, że Netflix skutecznie rozepchał się łokciami w panteonie oscarowych nominacji.
Choć nie jest to pierwszy raz, gdy ich produkcje są nominowane do najważniejszych nagród filmowych świata, to po raz pierwszy ich obecność jest tak wyraźnie widoczna we wszystkich najważniejszych kategoriach. Stremingowy gigant zebrał ich ponad 20!
W kategorii „Najlepszy film” są to „Irlandczyk” i „Historia małżeńska”. W kategorii „Najlepszy aktor” i „Najlepsza aktorka” jest para z „Historii małżeńskiej”, czyli Adam Driver i Scarlett Johansson (co ciekawe, nominowana w tym roku jako aktorka pierwszo- i drugoplanowa). Driverowi szczególnie kibicuję, bo jego rola w „Historii…” jest absolutnie wybitna.
Netflix wiedzie prym także w kategorii „Najlepszy film dokumentalny” (z filmem „Amerykańska fabryka”) jak i w kategorii „Najlepszy film animowany” (tutaj są aż dwie ich pozycje – „Zgubiłam swoje ciało” oraz „Klaus”). Dodatkowo „Irlandczyk” zapewnia platformie nominacje w takich kategoriach jak „Kostiumy”, „Montaż”, „Scenografia”.
Jeśli zdarzyłoby się, że Oscara dostanie Joaquin Phoenix, to płakać nie będę, bo to wielka rola.
To też zresztą byłoby dość niezwykłe wydarzenie – chyba nie było dotąd takiej sytuacji, w której kolejny aktor dostał Oscara za zagranie tej samej postaci, czyli w tym wypadku Jokera. Przypominam, że ponad dekadę temu pośmiertnego Oscara za rolę Jokera otrzymał Heath Ledger.
Rozczarował mnie za to brak nominacji w kategorii „Najlepszy aktor” dla Tarona Edgertona. Jego rola Eltona Johna w świetnym „Rocketman” jest kapitalna i robi o wiele większe wrażenie niż kreacje Leonardo DiCaprio w „Pewnego razu…” czy Jonathana Pryce’a w „Dwóch papieżach”. Dziwi też brak Adama Sandlera za jego rolę w "Nieoszlifowanych diamentach" od Netfliksa, jak i również samego filmu pośród nominowanych.
Pozytywnie zaskoczyła mnie za to nominacja dla polskiego „Bożego Ciała” w kategorii „Najlepszy film międzynarodowy”. Naprawdę nie spodziewałem się, że film Jana Komasy pojawi się w gronie nominowanych, pomimo faktu, że znajdował się na shortliście. Nie żebym uważał, że to zły film, bo nie uważam tak, ale dlatego, że wydawało mi się, iż konkurencja jest mocniejsza. Na szczęście nie miałem racji. Tym niemniej pokonanie filmu "Parasite" w tej kategorii będzie bardzo trudne.
Najwięcej nominacji, aż 11, zdobył „Joker” w reżyserii Todda Philipsa.
To też wydarzenia bez precedensu. Choć nie jest to typowe kino komiksowe, to jednak z rodowodem z historii obrazkowych, więc fakt, że może się pochwalić największą liczbą nominacji jest wart uwagi i może zmieni już na zawsze myślenie o komiksach (albo Oscarach).
Tuż za nim pod względem liczby nominacji plasuje się „Irlandczyk” w reżyserii Martina Scorsese od Netfliksa, „Pewnego razu… w Hollywood” Quentina Tarantino oraz „1917” Sama Mendesa. Wszystkie trzy mają po 10 nominacji. W przypadku „Irlandczyka” liczba ta jest zdecydowanie za duża, z łatwością znalazłbym masę filmów, które mogłyby wskoczyć w jego miejsce. No, ale to raczej wyraz hołdu branży filmowej dla najlepszego żyjącego reżysera, czyli Martina Scorsese.
W kategorii „Aktorka drugoplanowa” będzie mieć miejsce bardzo ciekawy pojedynek (o wiele ciekawszy niż pośród aktorów drugoplanowych).
Trzy najmocniejsze typy, moim zdaniem, to Margot Robbie, która na Oscara zasłużyła już jedną ze swoich poprzednich ról w filmie „Ja, Tonya”. Tym razem nominowana jest za rolę w filmie „Gorący temat”, który oparty jest na prawdziwym skandalu seksualnym w stacji FOX, tak więc jest to temat jak najbardziej na czasie.
Z kolei kariera Florence Pugh dosłownie wystrzeliła w kosmos na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. Świetna rola w serialu „Mała doboszka”, potem fenomenalna kreacja w genialnym „Midsommar”. Wspaniałym podsumowaniem tego pierwszego etapu jest jej obecna nominacja za rolę w filmie „Małe kobietki”. Skłamałbym, gdybym stwierdził, że jej nie kibicuję, choć ponoć czarnym koniem tego wyścigu jest Renee Zellweger.
Biorąc pod uwagę to, jak złym filmem jest „Skywalker. Odrodzenie”, może się on pochwalić całkiem sporą liczbą nominacji, w tym za muzykę. Jeśli zasługuje na cokolwiek, to prędzej za efekty specjalne, choć tutaj zapewne rządzić będzie „Avengers: Koniec gry”.
Przyznam, że na nominację dla „Irlandczyka” w kategorii „Najlepsze efekty specjalne” odebrałem jako średnio udany żart Akademii.
No chyba, że członkowie kapituły są już w takim wieku, że mają problemy ze wzrokiem. Deaging w tym filmie to zdecydowanie jego najsłabszy punkt, w żadnym razie nie zasługujący na jakiekolwiek nominacje i tym podobne pochwały. To raczej obiekt kpin i powód do wstydu, biorąc pod uwagę fakt, jak wiele pieniędzy na ten proces wydano (przypominam - budżet „Irlandczyka" to okolica 160 mln dol.). Zresztą już sam fakt, że ten film konkuruje m.in. z „Królem lwem”, „Avengers: Endgame” czy nowymi „Gwiezdnymi wojnami” wypada zabawnie.
Kategoria „Aktor drugoplanowy” to w większości stara gwardia – Pacino, Pesci, Hopkins, Hanks, Pitt. W sumie szkoda, że nie dano szansy młodszemu pokoleniu aktorów, tym bardziej biorąc pod uwagę, że Hanks Oscarów ma bez liku na swojej półce w domu, a Pacino i Pesci zagrali w „Irlandczyku” znacznie poniżej oczekiwań i swojego dawnego poziomu.
Kategoria „Najlepszy film dokumentalny” rzadko generuje ciekawe sytuacje, ale tym razem się tak stało, bowiem film „Kraina miodu” została nominowana zarówno jako dokument oraz jako „Film międzynarodowy”. W kategorii dokumentalnej o Oscara walczy także film wyprodukowany przez Netfliksa i Baracka Obamę, czyli świetna „Amerykańska fabryka”. Ciekawe, czy Barack Obama okaże się pierwszym w historii prezydentem, który otrzyma Oscara.
Chociaż 9 lutego 2020, czyli dzień oscarowej gali, nie będzie z pewnością emocjonującą przygodą dla fanów kina, bo w 2019 roku nie obrodziło nam w arcydzieła, które przejdą do historii kina, to czeka nas całkiem interesujące starcie filmowych gigantów. Jeśli miałbym stawiać swoje ciężko zarobione pieniądze, to typowałbym, że najlepszym filmem będzie „Historia małżeńska" (choć kto wie, czy Amerykanów nie uwiedzie egzotyka "Parasite"), aktorem Joaquin Phoenix, aktorką Florence Pugh, drugoplanowym aktorem Brad Pitt, drugoplanową aktorką Laura Dern. Z pozostałych kategorii, za zdjęcia ponownie nagrodziłbym Rogera Deakinsa, scenariusz - „Parasite", film międzynarodowy - „Parasite". Za niecały miesiąc okaże się, czy moje typy były bliskie prawdy.