REKLAMA

Czy kibole to tylko zadyma i rozróby? "Ostatni mecz" to odpowiedź

Niech ktoś mi wytłumaczy taki fenomen. Jak to się dzieje, że ludzie, dla których jedyny wysiłek fizyczny do jazda ruchomymi schodami w galerii handlowej są równie napaleni na piłkę nożną jak goście, którzy regularnie kopią gałę, chodzą na mecze i mają w najmniejszym paznokciu u nogi wyniki ekstraklasy? Choćby mój teściu. Brzuszysko do ziemi, z samochodu ledwo jest w stanie dotoczyć się do kanapy w salonie, ewentualnie z rundą do lodówki. Koniec, finito. Więcej nie da rady. A mimo to każdą wolną chwilę spędza kibicując drużynie Barcy i Śląska.

Czy kibole to tylko zadyma i rozróby? „Ostatni mecz” to odpowiedź
REKLAMA
REKLAMA

hutnik_nowa_hutaFabuła książki wspiera się na faktach. Historia Hutnika Kraków ma ponad 60 lat, w latach 90. klub był nawet w ekstraklasie ale w 2010 roku Spółka zadłużyła się na wiele milionów złotych i klub upadł. Mimo to nie przepadł, istniał wyłącznie siłami sympatyków Hutnika, którzy powołali Stowarzyszenie Nowy Hutnik 2010, aby kontynuować tradycje klubu. Zorganizowali również legendarny, międzynarodowy mecz z niemiecką drużyną 1 FC. Magdeburg – pierwsze w historii spotkanie międzynarodowe zorganizowane wyłącznie przez kibiców – dodajmy z sukcesem. Upór fanów z Nowej Huty sprawił, że Małopolski Związek Piłki Nożne przyznał Nowemu Hutnikowi 2010 licencję do gry w IV lidze. Zespół nadal prowadzony jest przez… kibiców a w sezonie 2011/12 awansował do III ligi.

Nie znam wyjaśnienia tego zjawiska, natomiast mam wrażenie, że powyższa zasada obowiązuje również w wypadku publikacji książkowych. W księgarniach zawsze znajdzie się ktoś przeglądający książki z kawałkiem boiska i piłkarzem w dramatycznej pozie na okładce. Może chodzi o to, że właściwie każdy na jakimś etapie życia namiętnie kopał piłę? Albo o fascynację sportem, w którym szybkie bieganie i umiejętność dryblowania wystarczy, aby zarabiać miliony i przytulać dziesięciopunktowego kociaka? Chyba coś w tym jest, bo piłka nożna wciąż jest najpopularniejszym sportem na świecie i nie widać, żeby to się miało zmienić…

Ostatni mecz?

Książka Miklasza nie nienadskakuje czytelnikom girlandami wysmakowanych zdań bo ciężko o głębsze, estetyczne przeżycia, gdy czytamy, ze deszcz napierdala nad Nowa Hutą. Rynsztokowy język nie ma jednak budzić niesmaku. To po prostu sposób mówienia bohaterów, kibiców Hutnika, chłopaków prędkich w nogach i szczerych, oddanych klubowym barwom niezależnie od tego, czy ich drużyna goni ogony w 4 lidze, czy wiedzie jej się lepiej.

Być kibicem to nie tylko machanie szalikiem i skandowanie podczas meczu, ale też wiara i chęć pomocy, kiedy klub chwieje się w posadach. W trudnych momentach Hutnika, kibice sięgają po własne pieniądze i ratują drużynę z opresji, jak Dziadzia, emeryt, który wykłada niemałe fundusze nie z chęci zysku, ale aby wspomóc coś, na czym mu zależy. Tak po prostu.

Wierny jak kibic

Miklasz napisał tą książkę w dwa miesiące ale najwierniejszym kibicem swojego klubu jest od dzieciństwa, czasów, gdy grał z innymi chłopakami na osiedlu Skarpa w Krakowie. To chyba pomogło mu stworzyć historię, która ma tyle emocji, zarówno złych jak i dobrych. Autor wykorzystał autentyczne zdarzenia, które okrasił fikcją literacką, aby powstała opowieść plastyczna i trafiająca do odbiorcy, a nie reportaż.

REKLAMA

To się udało. Tę książkę czyta się szybko i niemal od pierwszych stron kibicuje się chłopakom z Huty, aby im się powiodło. I właściwie nie chodzi już tylko o pikę i klub ale o to, że to zwykli ludzie działają razem dla wspólnego dobra. Kto teraz tak robi?

Elektroniczną wersję książki można nabyć na koobe.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA