Stało się nieuniknione, ta informacja wisiała w powietrzu od dawna. Ósmy sezon Dextera, który (wyjątkowo) zostanie wyemitowany już tego lata, będzie zarazem ostatnią częścią być może i najlepszego serialu ostatnich kilku lat.
Uwielbiam Dextera. Wprawdzie kilka ostatnich części prezentowało dość średni (piąty sezon z Lumen), a może nawet słaby (część z Apokalipsą) poziom, nie potrafiłem jednak pogniewać się na jego scenarzystów. Miałem świadomość, że po Trinity Killerze po prostu nie dało się zrobić niczego lepszego, trzy ostatnie odcinki czwartego sezonu oglądałem na stojąco biegając przed telewizorem. Ostatnio tak się emocjonowałem przy jakimś serialu chyba wtedy, gdy grupka skazańców uciekała z gabinetu lekarskiego aż za mury For River.
Nawiązanie do Prison Break nie jest przypadkowe. Dexter wywodzi się (mniej więcej) z tych samych czasów co słynne Lost, Prison Break czy Heroes, tak zwanych fundamentów wielkiej, trwającej i rozrastającej się mody na oglądanie seriali. Z nich wszystkich skończył zdecydowanie najlepiej. Miał swoje lepsze i gorsze sezony, ale nigdy nie upadł poniżej poziomu magicznego źródełka i braci-niebraci. Co ciekawe, każdy z moich znajomych ustawia ulubione sezony w zupełnie innej hierarchii, jak gdyby przez każdego z nas przemawiał osobisty mroczny pasażer (ja, zaraz po Trinity Killerze, najbardziej lubiłem ten z Miguelem Prado).
Ostatni sezon (ten z m.in. naszą jak Borussia Dortmund Yvonne Strahovski) prezentował tendencję na powrót rosnącą, ale Showtime podjęło zdaje się słuszną decyzję o tym, by Dextera zakończyć w odpowiednim momencie - gdy wciąż jest na względnym topie. O ile bowiem nowych psychopatycznych morderców można dostarczać w nieskończoność, tak pewien seryjny zabójca cały czas jest na wolności. I pogarsza mu się.
Uwaga, zaraz będą małe spoilery.
Moment, w którym Dexter przestaje przestrzegać Kodeksu, jest punktem zwrotnym w historii serialu. To właśnie wtedy już ostatecznie i bez cienia wątpliwości, mimo całej sympatii, przechodzi na złą stronę rzeki. Tego, czego nie udało się dokonać największym zbójom, dokonują oczywiście trzy kobiety - Hanna, Deb i La Guerta dominując wszystkie trzy sfery życia głównego bohatera.
Może nie powinienem tego pisać, może ktoś mi wypomni te słowa za 20 lat, ale społeczeństwo, które miałoby takiego Dextera, to społeczeństwo szczęśliwe. Główny bohater wyrywa chwasty tam, gdzie biurokracja lub nieudolność nie zawsze daje radę. Autonomiczny i pokrętny, ale oparty na solidnych regułach wymiar sprawiedliwości Dextera byłby tym bardziej użyteczny, im bardziej to prawo jest niedoskonałe.
Mimo całej sympatii do tej postaci, nawet jeśli nie da się ostatecznie opanować swoim demonom, a skomplikowana sytuacja zamykająca siódmy sezon jakoś się wyjaśni (jak dotąd - jak zawsze), chcę zobaczyć Dextera na krześle elektrycznym. Powodów jest kilka. Przejadły mi się już happy endy - to raz. Dwa: Dexter to bohater tragiczny, a takim wręcz nie przystoi kończyć żyjąc długo i szczęśliwie. Trzy - mimo całej sympatii i zrozumienia dla tej postaci budowanej przez ostatnich 7 lat, Dexter jest zły, Dexter jest niemoralny, Dexter to przestępca, który pomimo wszelkich racjonalnych wymówek żyje w sprzeczności z polityczną poprawnością dzisiejszej Ameryki.
Akcja serialu szczęśliwie rozgrywa się na Florydzie, gdzie prawo uzależnia rodzaj śmierci od decyzji skazańca (do wyboru trucizna i krzesło). Chcę zobaczyć jak słynna amerykańska sprawiedliwość dosięga najwybitniejszego i najbardziej poczciwego mordercę. Chcę udawać przed znajomymi, że zupełnie mnie to nie rusza i że dawno temu to przewidziałem, ale chcę też w głębi duszy tłumić smutek żegnając jednego z najwybitniejszych serialowych bohaterów, którego historia miała szczęście okazać się tak pięknie kompletna od początku do końca.