Obejrzałem właśnie piąty, przedostatni odcinek drugiego sezonu serialu "Pakt"i cały czas jestem rozdygotany z emocji. I nie zdarza się to po raz pierwszy, praktycznie każdy odcinek dostarcza mi podobnych odczuć. Nie mogę się więc zgodzić z tym, że nowa odsłona tej produkcji HBO zawodzi.
A właśnie w tonie rozczarowania pisał o nim przed kilkoma dniami na łamach Spider's Web Rafał Gdak, skarżąc się między innymi na nieprzekonującą wizję świata przedstawionego i nierealistyczny portret głównego bohatera Piotra Grodeckiego. O faktycznej pracy dziennikarza śledczego mam tylko wyobrażenia, o i ono jest dość ogólne. Natomiast w branży blogowej jestem już od kilku lat i nie zliczę, ile razy w ciągu tego czasu do mnie strzelano, chwile spędzone na dołku już dawno liczę w miesiącach, a udaremnienie zamachu czy udział w pościgach samochodowych to mój chleb powszedni. Choć muszę przyznać, że odkąd przesiadłem się z Volvo do Toyoty Yaris, tych ostatnich staram się raczej unikać. Maili z pogróżkami dostaję tak dużo, że Gmail już od dawna automatycznie klasyfikuje je jako spam. Wierzę więc, że również codzienność dziennikarza, tym bardziej śledczego, może tak wyglądać.
Trochę (podkreślam: trochę!) się nabijam, bo fakt faktem - nieprawdopodobna ilość afer i spisków, w które w drugim sezonie wikła się Grodecki, oraz wynikających z tego sytuacji zagrożenia życia, istotnie nie wydaje się realistyczna. W tym miejscu zgadzam się zatem z Rafałem, różnimy się jednak w jego odbiorze. Bo kolegę ze Spider's Web to irytuje, a mnie przeciwnie - sprawia frajdę.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że Grodecki jest postacią przerysowaną, podobnie jak przerysowana jest cała fabuła drugiego sezonu "Paktu".
Tylko, po raz kolejny zapytam, czy naprawdę ktoś wolałby oglądać żmudną prasówkę, przedłużające się wiszenie na słuchawce i pełne półsłówek rozmowy przy kawie, zamiast tych wszystkich pościgów, gróźb i strzelanin? Nie wydaje mi się.
Belfer z "Belfra", Ojciec Mateusz z "Ojca Mateusza" czy Dexter z "Dextera" to przecież też postaci, które trudno określić jako realistyczne. I w dużej mierze właśnie to, że nie są zwykłymi szarakami, decyduje o tym, że cieszą się sympatią widzów, że im kibicujemy i że emocjonujemy się ich perypetiami.
I jasne, Rafał ma sporo racji w swoich pretensjach do "Paktu", ale trudno oprzeć mi się wrażeniu, że jego oczekiwania rozminęły się z założeniami twórców serialu. Bo - jak sądzę - nikt tu nie miał ambicji, by stworzyć uniwersalną przypowieść o mechanizmach czegokolwiek. Próbowano raczej stworzyć gatunkową produkcję, thriller polityczny, który trzymałby w napięciu i sprawiał, że niecierpliwie wyczekuje się kolejnego odcinka. Stąd też dobór takich, a nie innych środków wyrazu, z tymi wszystkimi uproszczeniami, łopatologiami i hiperbolami.
Bardzo dobrze się to udało. Fabuła jest dynamiczna, pełna zwrotów akcji - zgoda, czasem przewidywalnych - a z każdym kolejnym odcinkiem intryga staje się coraz bardziej zagmatwana i nieoczywista. Kilka razy byłem już pewien, że wiem, kto za tym wszystkim stoi i o co tu chodzi, by po chwili okazało się, że to była kolejna zasłona dymna, finta czy zmyłka i tak naprawdę jestem jak Jon Snow.
"Pakt" pozytywnie mnie zaskoczył.
Pierwszy sezon zapowiadał się świetnie, okazał się nie od końca udany. W stosunku do drugiego sezonu nie miałem wielkich oczekiwań, tymczasem łapałem się na tym, że im bliżej niedzieli i kolejnego odcinka, tym bardziej podekscytowany się robiłem. A przed finałem mam tak, szczerze mówiąc, od wczoraj.