Pan Japa wraca na YouTube. Janczak przeklina, odgryza się hejterom i niszczy moje dzieciństwo
Jeżeli macie od 20 do 30 lat na karku na pewno pamiętacie Pana Japę. Kreacja satyryka Krzysztofa Janczaka pojawiała się w wielu publicznych produkcjach, co by jedynie wspomnieć „5-10-15” emitowane w sobotnie ranki na TVP 1. Dzisiaj Pan Japa powraca, w autorskim show na YouTube. Niestety, nie jest to nic, co pokazałbym z sentymentem własnemu dziecku ani nic, co nawet sam chcę oglądać.
Pan Japa powstał jeszcze za komuny. To w czasie stanu wojennego poeta i satyryk Krzysztof Janczak wymyślił to popularne alter-ego, które grało w wielu produkcjach przeznaczonych dla młodszych i najmłodszych widzów. Możecie się dzisiaj śmiać, ale z perspektywy dziecka budzonego w sobotę rano na blok programów w telewizji publicznej Pan Japa uchodził za chodzącą definicję "bycia cool". Nosił czapkę z daszkiem, ubierał się w jaskrawą odzież, do tego wszystkiego rapował i prawił najmłodszym dobrze zakamuflowane morały. Chociaż nigdy nie byłem jego przesadnym miłośnikiem, Pan Japa tworzył ówczesny klimat dziecięcej telewizji publicznej, odpowiadając za takie programy jak chociażby „5-10-15”.
Dzisiaj, po wielu latach medialnej absencji, Pan Japa powraca. Niestety, kanał YouTube Krzysztofa Janczaka budzi we mnie olbrzymie rozgoryczenie.
Popularny YouTuber, który tworzyłby materiały przeznaczone dla najmłodszych internautów (i nie byłyby na temat Minecrafta)? Tego jeszcze w polskim skrawku sieci nie było. No, przynajmniej nie było zrealizowane na tyle dobrze, aby przebić się przez masę amatorskich producentów materiałów wideo. Jasne, rodzice mogą posadzić dzieci przed komputerem i włączyć im kilkugodzinny blok modnych bajek on-line. Mimo wszystko osoba, która stworzyłaby kanał przyjazny najmłodszym mogłaby nie tylko przetrzeć dotychczas zarośnięty szlak, ale również doczekać się świetnych wyników. Oczywiście o ile ma się doświadczenie z programami dla dzieci. Krzysztofowi Janczakowi takiego bez dwóch zdań nie można odmówić.
Niestety, Pan Japa zdecydował się na pozostanie przy widowni, którą bawił kilkanaście lat temu. Wraz z naszym dojrzewaniem, a dzisiaj już tylko smutnym starzeniem się postarzał się sam Pan Japa. Nie fizycznie, ale umysłowo i mentalnie. Kiedyś symbol „dziecięcej fajności”, dzisiaj medialna kreacja Krzysztofa Janczaka przypomina mi żula spod sklepu monopolowego. Takiego, który najpierw mówi „kierowniku, złotóweczkę na bułeczkę”, a później przeklina wszystkich nie zwracających na niego uwagi. Ciężko pisać mi w ten sposób o jednym z budowniczych mojego dzieciństwa, ale to pierwsze skojarzenie jakie przychodzi mi do głowy. Jestem po prostu rozczarowany.
Widząc Pana Japę przytulającego futrzaka animowanego przez Mariusza Czajkę i mówiącego „patrz teraz Lulo, co ten skurwysyn wymodził” czuję niesmak.
Oczywiście każdy artysta i każdy producent ma pełną swobodę twórczą. Jeżeli taki jest nowy pomysł Krzysztofa Janczaka na siebie, niech będzie. Szkoda tylko, że mężczyzna niszczy tym samym od lat budowany wizerunek. Jeszcze do niedawna Janczak był dla mnie Panem Japą i myślałem, że będzie już tak zawsze. Dzisiaj mężczyzna na YouTube to już tylko wulgarny Japa, z którym nie chcę mieć wiele wspólnego. Ponad 100 tysięcy wyświetleń w tak krótkim okresie czasu to na pewno sukces, którego Janczakowi mogą pozazdrościć pozostali YouTuberzy. Co więcej, czytając komentarze pod materiałem filmowym zdaje się, że polskim widzom się to podoba. Wychodzi na to, że po raz kolejny jestem w mniejszości i brzmię jak stary dziad.