REKLAMA

Ociekający klimatem retro kryminał. Serial „Perry Mason” to kostiumowy majstersztyk

Ile tego już było? Morderstwo, historyczny kostium, dziejowe aluzje i hektolitry stylizacji. „Perry Mason” nie jest może wyjątkowy, ale ogląda się to doskonale.

perry mason
REKLAMA
REKLAMA

Punkt wyjściowy jest bardzo standardowy, bo mamy początek lat 30., Los Angeles i morderstwo. Do tego jeszcze jest rozpoznawalny bohater, tytułowy Perry Mason. Znany z książek od niemal 100 lat adwokat nie jest może najsympatyczniejszym detektywem w dziejach, ale jego talent do kłopotów i ciężka jak olej atmosfera śledztw sprawiają, że trudno wyobrazić sobie wdzięczniejszy temat do ekranizacji.

W serialu poznajemy go na początku jako kogoś na kształt prywatnego detektywa, ale pierwsze spotkanie z nim nie jest romantyczne. Prowadzi śledztwo, które ma doprowadzić go do zdobycia kompromitujących materiałów dotyczących jednego artysty. Szybko okazuje się, iż ów artysta ma bardzo nietypowe preferencje seksualne, a sam Mason postanawia wykorzystać zdobyte fotografie, aby zarobić znacznie większe pieniądze.

„Perry Mason” rozpoczyna seria scen tak ostrych, że mogą przywodzić na myśl „Babylon Berlin”.

Bo tak się jakoś w telewizji utarło, że międzywojnie trzeba pokazać jako karnawał, ale też karnawał zepsucia i moralnego rozpasania. Tak jakbyśmy potrzebowali odczarować czasy prohibicji i krótkiego oddechu między światowymi konfliktami. Moim zdaniem nic odczarowywać nie trzeba, bo te dwadzieścia lat doprowadziły do wydarzeń tragicznych, a te na jakimś gruncie musiały wyrosnąć.

 class="wp-image-415513"

Podobnie jest ze sposobem prowadzenia akcji, kostiumami i zdjęciami. Wszystko to jest albo poprawne, albo bardzo dobre. Moją szczególną uwagę zwraca tutaj dbałość o tło, sceny lądujących samolotów czy bardzo klimatyczne lokacje, jak kostnica, wiejska posiadłość Masona robią naprawdę dobre wrażenie.

Czym więc „Perry Mason” różni się od wspomnianego „Babylon Berlin” czy choćby starszego „Zakazanego Imperium”?

Tu skala jest mniejsza, a w centrum wydarzeń niemal zawsze tytułowy bohater. Ta osobista perspektywa sprawia, że historia jest namacalna, a problemy nie są ujmowane jedynie w historyczny kontekst, a sprawiają wrażenie bardziej uniwersalnych. I to działa. Pomijając już kwestię samej sprawy, to poczucie osaczenia przez przeciwności losu jest tu naprawdę dojmujące. A nawet więcej - trudno znaleźć, w którymś z wymienionych seriali równie intensywne przedstawienie jednego człowieka.

To niby drobiazg, ale dzięki tej perspektywie nie trzeba kartkować podręczników do historii, ustalać dokładnej daty akcji, a można skupić się na bohaterze. Jasne, sprawa, w którą się angażuje, jest mocna, złożona i dość brutalna, ale nie pomija się tu najważniejszego, a więc tego, jak sprawa wpływa na bohatera i jak on sam ją postrzega.

REKLAMA

„Perry Mason” to mięsisty i brutalny kryminał, który nie łamie zanadto praw gatunku, ale wykorzystuje je do cna, tworząc mieszankę tak wciągającą, że z całą pewnością będziecie wyczekiwali kolejnych odcinków.

Pierwszy epizod serialu już dostępny w HBO GO.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA