REKLAMA

Afera podkarpacka zasługiwała na lepszy film. Oceniamy „Pętlę” Patryka Vegi

Patryk Vega szturmem, a właściwie „Pitbulem” wdarł się do zbiorowej świadomości polskich kinomanów. Od tamtej pory jakość jego filmów konsekwentnie spada. Nazwisko reżysera stało się synonimiczne z kinem najniższych lotów, które zdobywa popularność przez swoją tematykę, a prócz niej nie ma nic do zaoferowania.

Pętla. Recenzja filmu Patryka Vegi o aferze podkarpackiej
REKLAMA
REKLAMA

Nawet jeśli naiwnie można było mieć nadzieję, że w przypadku „Pętli” będzie inaczej niż do tej pory. W końcu już w „Bad Boyu” Patryk Vega przestał nieudolnie udawać Alejandro Gonzáleza Iñárritu i serwować nam epickie, wielowątkowe narracje, w których linie fabularne łączą się tematycznie. Zamiast rozchodzenia się historii w każdym możliwym kierunku, otrzymaliśmy opowieść z łatwym do zidentyfikowania protagonistą. W swoim najnowszym filmie reżyser postanowił pójść tą samą drogą. Zabiera nas więc za kulisy tzw. afery podkarpackiej, każąc jej głównemu bohaterowi pokazać nam blaski i cienie seksbiznesu. Jednakże już w pierwszej scenie widzimy, że twórca znowu nie potrafi trzymać swoich artystycznych ambicji w ryzach. Cały pierwszy akt ogląda się niczym początek ostatniej odsłony jakiegoś serialu. Ma się wrażenie obcowania ze skrótowym przypomnieniem wydarzeń z poprzednich sezonów.

Daniela poznajemy jako małego chłopca.

W krótkich scenach przeżywamy z nim całe dzieciństwo i dojrzewanie, aż dochodzimy do momentu, w którym wraz z bratem kończy akademię policyjną. Marzy mu się kariera w CBŚP, ale pod wpływem ojca postanawia zostać w rodzinnym mieście i być zwyczajnym krawężnikiem. Oczywiście napotyka na swej drodze mnóstwo dziwacznych osób z marginesu i jest świadkiem absurdalnych wydarzeń. W końcu jednak poznaje Żenię i Alexa. Dzięki nim udaje mu się wejść w szeregi elitarnej jednostki i jako oficer Cenralnego Biura Śledczego bez skrupułów pozbywa się lokalnych sutenerów i rozkręca dochodowy interes otwierając ekskluzywny burdel na Podkarpaciu. Jego przybytek odwiedzają bogaci ludzie u władzy. Posiadając sekstaśmy z ich udziałem, może ich łatwo szantażować, więc woda sodowa zaczyna uderzać mu do głowy i utyka w spirali seksu, narkotyków i przemocy. Wszyscy wiemy, do czego to zmierza. Widzieliśmy podobne opowieści wielokrotnie.

Mając na uwadze, że historia nie jest zbyt oryginalna, a do tego czytaliśmy o niej w doniesieniach prasowych, Vega robi to, co robił zawsze i nigdy nie wychodziło mu to najlepiej. Rozsmakowuje się w kolejnych brutalnych i erotycznych ekscesach. Daniel stanie się niedoszłą ofiarą gwałtu, a kobiety będą zmuszane do seksu i nieraz zostaną poddane torturom. Wszystko to odbędzie się w akompaniamencie strzałów, wybuchów granatów hukowych, czy bójek. W miarę rozwoju akcji wraz z bohaterem zbliżamy się coraz bardziej do samego pochłaniającego go jądra ciemności. Tylko dzieje się to bez żadnego uzasadnienia psychologicznego czy fabularnego. Nawet jeśli protagonista zapiera się, że nie będzie zdradzać żony, to kilka scen później ląduje w łóżku z partnerką jednego z sutenerów. Tak jak większość pozostałych postaci zmienia swoje podejście według widzimisię scenarzystów, aby widz nie narzekał na brak zwrotów akcji.

Pętla/Kino Świat class="wp-image-440173"
Pętla/Kino Świat

Być może więc fabuła „Pętli” lepiej sprawdziłaby się w formie serialu (znając modus operandi Vegi takowy zapewne powstanie i przejdzie bez większego echa jak poprzednie).

W pełnym metrażu stężenie absurdów i przemocy jest tak duże, że film staje się groteskowy i wzbudza poczucie zażenowania. To cały czas podbijane jest suchymi żartami z brodą i sięga zenitu, kiedy żonie Daniela wypadają świeżo wstawione implanty piersi. Tym samym reżyser serwuje nam kolejny jarmark obrzydliwości i orgię patologii, które przykrywa płaszczem kina zaangażowanego społecznie, artystycznego i uduchowionego. Znajdziemy tu wiele odniesień do tzw. sztuki wysokiej i pogrążymy się w degrengoladzie, tylko po to, aby na koniec okazało się, że przez cały czas mieliśmy do czynienia z parafrazą biblijnej przypowieści.

REKLAMA

Patryk Vega narcystycznie przegląda się w swoich poprzednich filmach, wyciągając z nich wszystko to co najgorsze. Co więcej podaje to, jakby przedstawiał nam prawdy objawione, do tej pory znane tylko jemu. Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, że rodzimi twórcy sięgają po najświeższe wydarzenia z naszego podwórka, ale konstatacja niestety będzie inna. Afera podkarpacka zasługiwała bowiem na o wiele lepszą produkcję. Fabułę, która nie będzie się rozlatywać przy chociażby powierzchownej analizie i reżysera, który potrafiłby podporządkować swoje ego opowiadanej historii. Tego tutaj zabrakło i „Pętla” okazuje się nie tylko niedopracowana, ale od początku do samego końca wydaje się popsuta.

„Pętla” już na ekranach kin.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA