REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Pięć statuetek dla „Ralpha Demolki”. Będzie Oscar?

Wyreżyserowany przez Richa Moore'a film to uczta dla osób, które lubią szukać i łowić bohaterów drugiego planu. Dodajmy, że przyjemność będzie głównie po stronie widzów, którzy operowali joystickiem zanim jeszcze nauczyli się poprawnie wymawiać słowo mama.

10.02.2013
16:23
Rozrywka Blog
REKLAMA

Annie jest prestiżową nagrodą przyznawaną przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Filmu Animowanego. Organizacja rokrocznie, poczynając od 1972 roku, honoruje najlepsze projekty i twórców filmu animowanego. W tym roku aż pięć statuetek powędrowało do „Ralpha Demolki”, również w najważniejszej kategorii, najlepszego pełnometrażowego filmu animowanego. Główna nagroda czterdziestej edycji Annie oznacza też, że film ze studia Disneya ma dużą szansę na Oscara.

REKLAMA

„Ralph Demolka” to klasyczne kino Disneya, z morałem, bez wylewających się z ekranu flaków, kolorowe i dosłownie cukierkowe. Jednocześnie, mimo grubej warstwy lukru, to wyjątkowo przyjemny film, doskonale zrealizowany i z niegłupim pomysłem.

Główny bohater, który jest jednocześnie postacią komputerową, ma dość codziennej harówy. Tytułowy Ralph Demolka to nieco bardzie ucywilizowana wersja legendarnego Donkey Konga zaś jego świat przypomina odrobinę „Rampage”, zręcznościówkę z 1985 roku. Niestety wysiłek i ciężka praca Ralpha, która polega na destrukcji pewnego budynku, nie jest doceniana przez mieszkańców wieżowca, a przede wszystkim głównego antagonisty Ralpha, niejakiego Feliksa Zaradzisz. Wkurzony mobbingiem, rozgoryczony Demolka ucieka ze swojej gry do innego świata.

Chyba nie trzeba dodawać, że trafia do kolejnej gry? To jest właśnie najlepsze. 320 kilogramowy rozrabiaka wpada do świata przypominającego uniwersum „Halo” i „Gears of War”. Co prawda, przebywa tam zdecydowanie za krótko, ale zdąży jeszcze wziąć udział w bitwie z latającymi insektoidami i zdobędzie upragnioną nagrodę. Bardzo szybko okazuje się, że to właściwie dopiero początek wędrówki i szalonej przygody…

REKLAMA

Film toczy się swoim rytmem natomiast w tle głównego wątku przewijają się legendarne, znajome postacie z wielu gier, często jeszcze ery pikseli wielkości płyt chodnikowych i metalicznych dźwięków PC speakera.  Oranżeria jest liczna, poczynając od stworków z arkadówki „Q*bert” wydanej w zamierzchłym 1982 roku, poprzez Clyde’a z „Pacmana”, Bowsera z „Super Mario Bross”, aż do M. Bisona ze „Street Fightera”, Kano występującego w „Mortal Kombat” a nawet jednookiego Beholdera, wroga wszystkiego co żywe z „Dungeons and Dragons”.

Naprawdę świetnie jest zobaczyć legendy, które w jakiś sposób są częścią dzieciństwa lub nawet późniejszych lat każdego fana gier. Tym bardziej, ujrzeć je razem, choćby w niezapomnianej scenie, gdzie negatywni bohaterowie gier uczestniczą w czymś na kształt sesji AA (chcą pogodzić się z tym, że są źli i dostrzec w tym fakcie dobre aspekty – przewrotne). Główne motto grupy wsparcia brzmi: „Bierz grę taką, jaka jest”. Ten i kilka innych, równie smakowitych wątków, upakowanych do w gruncie rzeczy ckliwej i ciepłej jak kubek kakao historii o przyjaźni, tworzy dla niej interesującą przeciwwagę.
Film skrzy się od nienachlanego żartu i przypomina, jakby mimochodem, najlepsze gry, które pożarły niegdyś morze naszego czasu. To nie był czas stracony. „Ralph Demolka” w jakiś przewrotny sposób budzi te fajne wspomnienia.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA