REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

„Podróż Smokiem Diplodokiem” i inne kwaśne jak ocet komiksy w ofercie CDP!

W czasach swoich narodzin, odległych latach 80. ubiegłego wieku, szarych niczym bytomskie familoki, Smok Diplodok był równie fantastycznym zjawiskiem jak pocztówka z Bora-Bora. Obecnie, wiele lat później, kolory Diplodoka w papierowych komiksach wyblakły i zszarzały, ale od czego mamy technologię?

12.03.2013
8:18
Podróż Smokiem Diplodokiem i inne komiksy w CDP - splay.pl
REKLAMA

W wersji cyfrowej zafiksowany, daleki kuzyn Smoka Wawelskiego, znowu syci oczy tęczą barw i galimatiasem niezapomnianych gierek słownych, którymi kipiały dialogi. Kilka zeszytów Baranowskiego oraz jeden Śledzińskiego są do wzięcia z elektronicznych półek CDP.pl.

REKLAMA
Przygody Smoka Diplodoka

Dla każdego, kto pracowicie zbierał niegdyś historyjki obrazkowe z gumy do żucia marki Donald komiksowa twórczość Baranowskiego ma smak tego mięsistego gumiaka oraz lizaków Kojak – niezapomniany. Aktualnie zeszyty Baranowskiego są wydawane w papierowych nakładach kolekcjonerskich, płóciennej oprawie i z wieloma dodatkami, za niemałą kasę. Legendę autora, scenarzysty i rysownika wykuły jednak pierwsze wcześniejsze albumy Baranowskiego w rodzaju „Skąd się bierze woda sodowa i nie tylko” (1980), „3 przygody Sherlocka Bombla” (1984), czy „Podróż smokiem Diplodokiem” (1986). Wszystkie trzy komiksy znalazły się w ofercie CDP.pl w niewygórowanej cenie 24,99 zł.

Skąd się bierze woda sodowa

Powyższa trójca to na sztandarowi przedstawiciele stylu Baranowskiego ale do pełni szczęścia jednak trochę brakuje. Repertuar na CDP.pl jest niekompletny, bowiem w ofercie nie ma tak znaczących albumów z lat 80. ubiegłego wieku jak „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa”, „Antresloka profesorka Nerwosolka” i „Jak ciotka Fru-Bęc uratowała świat od zagłady”. Bez nich oferta CDP.pl jest jak drukarka bez tonera. Fajnie wygląda ale nie zadziała.

Oczywiście, na tle mrocznych Thorgali, powyższe albumy wydają się pasować bardziej do prehistorycznej serii dla trzylatków pod wspólnym tytułem „Poczytaj mi mamo”, ale za pastelowymi kolorkami i „dziecinną” stylizacją kryją się prawdziwe perełki. O ile rysunek to rzecz względna i można się podobać albo nie, dialogi o w tych zeszytach rzucają na kolana i przyklepują, ale tylko wówczas jeśli czytelnik lubi humor zakręcony jak słoik na zimę i nie boi się zderzyć z absurdem. Żeby lepiej zrozumieć, o czym mowa, poniżej dwa krótkie dialogi z „Na co dybie w wielorybie czubek nosa eskimosa”:

Słoń: Rozmyślam nad tym, jak to jest, że o ile mogę zasłonić ten oto fortepian, o tyle sam siebie w żaden sposób nie mogę zafortepianić.
Bąbelek: Przyjacielu, czym ty się martwisz!!!!! Twoje kłopoty wydają się mizerne w porównaniu z kłopotami wiewiórki, która nie może zawiewiórczyć fortepianu, siebie zafortepianić, nie mówiąc już o zasłonieniu fortepianu przez wiewiórkę... Oto przykład twojej korzystnej sytuacji. Tutaj możesz zasłonić trąbkę, a potem na niej zatrąbić, albo zasłonić bęben, a później na nim zabębnić.
Słoń: Czyli, że w zasadzie mogę sobie także zafortepianić.
*************
Wieloryb: Ale małe wielorybięta jak dawniej ssą mleko matki.
Bąbelek: Komar też ssak, a owad... Więc może i ty jesteś ssak, ale ryba.
Wieloryb: Nie denerwuj mnie!!!! JESTEM SSAK, ALE SSAK!!! *

*************

Tadeusz Baranowski

Ten rodzaj żartu nie każdemu przypadnie do gustu, dlatego ofertę CDP.pl uzupełnia odmienny komiks Michała „Śledziu” Śledzińskiego, znanego chyba najlepiej z magazynu komiksowego „Produkt” i serii albumów pt. „Osiedle Swoboda”. Być może niektórzy pamiętają, że „Śledziu” popełnił też szalone komiksy „Fido i Mel”, publikowane na przełomie wieków m.in. w czasopiśmie Świat Gier Komputerowych. Dwaj psychodeliczni bohaterowie występują zresztą również w „Biegunce”, ale w rolach drugoplanowych.

Pierwsze skrzypce gra gigantyczny, agresywny żółw błotny zamieszkujący wyjątkowo ponure akwarium. „Skolman” bo tak brzmi imię tego gada, po raz pierwszy pojawił się w wspomnianym magazynie „Produkt”, co może być ciekawe dla ludzi śledzących życie i upadek czasopism komputerowych. „Produkt” nie urodziłby się bowiem bez pomocy Marcina „Martineza” Przasnyskiego, byłego nacza „Secret Service” natomiast pierwszym wydawcą „Produktu” była oficyna Independent Press, własność Marcina „Gulasha” Góreckiego.

REKLAMA

Tak, tego „Gulasha” z „Secret Service”, który wsławił się chyba najbardziej bezkompromisowymi recenzjami mordobić i innych nawalanek. Ale, ale, bo temat trochę odbił od głównego nurtu. „Biegunka” to może nie najlepszy tytuł dla komiksu, jednak już zawartość nie powinna przelecieć przez czytelników krótką, wzburzoną falą. Ten komiks czyta się z bananem na gębie i chichotem w trzewiach. Przygoda z „Biegunką” kosztuje zaledwie 19,99 zł.

To tymczasem wszystko. Czekamy na kolejne premiery. W repertuarze Baranowskiego i „Śledzia” jest jeszcze dużo perełek, na które skusiłoby się pewnie niemało wielbicieli ich twórczości. A może jeszcze jakaś kosmiczna promocja na zeszyty z serii „WILQ - Superbohater” braci Minkiewiczów? Na pewno byśmy się nie pogniewali.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA