REKLAMA

Pogoda na jutro

Obyś żył w ciekawych czasach - tak rzecze stare chińskie przekleństwo. W polskich realiach również się sprawdza. Szczególnie w tych współczesnych, o których to traktuje film Jerzego Stuhra, Pogoda na jutro.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Reżyser ukazuje tę przeklętą rzeczywistość demokratycznej Polski z perspektywy człowieka zagubionego i nierozumiejącego niczego, co się wokół niego dzieje. Który zachowuje się podobnie jak starsza osoba, rzucona w wir kapitalizmu wprost z socjalistycznego kraju dobrobytu. Wszak czyż nie słyszycie ciągle od swoich babć i dziadków, że świat obecnie jest zepsuty, zły i zdemoralizowany? Że "za komuny było lepiej", a "Balcerowicz musi odejść"? Ja słyszę i często dziwię się tym słowom. Próbuję zgodnie ze swoimi poglądami tłumaczyć, że jednak teraz jest nieporównywalnie lepiej, że mamy wolność słowa i lepsze warunki życia. Myślę jednak, że np. moja babcia dobrze o tym wie, jednak łatwiej jest się przyzwyczaić do biedy panującej kilkadziesiąt lat temu. Odzwyczaić się od obyczajów wtedy panujących i przywyknąć do lansowanej dziś kultury masowej już nie.

REKLAMA

Jerzy Stuhr zamknął to wszystko, o czym wspomniałem powyżej (plus wiele więcej) w dziele, będącym czymś w formie przypowieści, mającej nas skłonić do refleksji nad swoim postępowaniem. Odwołania biblijne są tu jak najbardziej na miejscu, bowiem głównym bohaterem Pogody na jutro jest zakonnik Józef Kozioł. Ów mężczyzna swojego czasu wyszedł z domu na jogging i już nie wrócił. To znaczy wrócił, rozpoznany przypadkiem przez żonę... 17 lat później. Niestety z powodu sceny, którą ona mu zrobiła, musiał opuścić klasztor, w którym przebywał te kilkanaście lat, nie wychodząc nawet poza jego mury. Kobieta w poczuciu winy zabiera męża do domu swojego konkubenta, który ugaszcza go "po królewsku". Równie serdecznie wita go troje dzieci - prowadzący kampanię wyborczą kandydata na posła, bohaterka najnowszego reality show i sfrustrowana nastolatka. Nie potrafią oni zrozumieć ojca, zasad moralnych, którymi się kieruje, dlaczego ich opuścił. Jednak dwójka najstarszych dzieci stara się mu pomóc zaaklimatyzować w nowym środowisku. Syn załatwia mu pracę zaś córka, choć praktycznie nie ma na nic czasu, spotyka się z nim, bo jak sama twierdzi, tęskniła przez te wszystkie lata. Gorzej z najmłodszym narybkiem - po prostu Józef jest dla niej obcym facetem.

I tak właśnie nasz bohater próbuje oswoić się z dwudziestym pierwszym wiekiem. Film dzieli się na 3 równoległe części (relacje z każdym z dzieci) i w każdej z nich Józef mierzy się z innymi współczesnymi problemami. Przy okazji kontaktów z synem i kandydatem Sojuszu Pojednania na Sejm dowiaduje się, jaką wartość ma teraz pieniądz, o braku lojalności w tymże "fachu", zakłamaniu polityków i ich stosunku do elektoratu. Widząc córkę, występującą w reality-show zauważa, jak zmieniły się media, ukazujące coraz bardziej kontrowersyjne programy i ich wpływ na społeczeństwo. Z zachowania córki łatwo odczytać degenerację polskiej młodzieży, zanik wartości i rosnącą bezpruderyjność.

I choć zabrzmiało to zapewne wyjątkowo płasko i jednowymiarowo, to... tak miało być. Stuhrowi nie chodziło o wykreowanie realistycznego świata, lecz skupienie się na ważnych problemach. Dodać należy, że zdecydowanie wyolbrzymionych. Weźmy na warsztat sytuację, kiedy to synowi Józefa ukradziono samochód. Nie namyślając się długo, prosi on ojca, by go uderzył i postrzelił, dzięki czemu będzie mógł wyciągnąć pieniądze z ubezpieczenia. Nie wiem jak Wy, ale ja większego kretynizmu dawno nie widziałem. No chyba że jestem równie zacofany co nasz Ziutek... To wszystko jednak wcale nie drażni, wręcz przeciwnie. Choć reżyser i scenarzysta zarazem, pomysły ma momentami absurdalne, to całkiem sprawnie splata wszystkie wątki w jeden, by zakończyć je w punkcie kulminacyjnym. Potem już tylko happy-end, choć każda kolejna minuta udowadnia nam coraz bardziej, że wszystko prowadzi do nieuchronnej katastrofy. Nadzieję daje nam widok całej zbzikowanej rodzinki w komplecie.

Podobnych oryginałów spotkamy nie tylko wśród jej członków. Brawurową kreacją popisał się Andrzej Chyra, grający rolę wspomnianego polityka - prostego w gruncie rzeczy człowieka, który zginąłby bez sztabu swoich zaufanych ludzi. Równie przekonującymi rolami mogą pochwalić się i pozostali aktorzy, a w szczególności grający głównego bohatera Jerzy Stuhr, ale też i Maciej Stuhr, Barbara Kałużna, Marzena Trybała czy Krzysztof Globisz - mała acz konkretna rola jednego z najlepszych współczesnych polskich aktorów, moim skromnym zdaniem. Dzięki tym właśnie ludziom film wiele zyskuje i sprawia, że wciąga on od pierwszych do ostatnich minut.

REKLAMA

Warto także poświecić czas na opis walorów audio-wizualne, dzięki którym film ogląda się jeszcze przyjemniej. Oglądane ujęcia są zazwyczaj statyczne, w filmie w ogóle brak jakichkolwiek bardziej dynamicznych ujęć, choć zdarzają się i "szybsze" sceny. I bardzo dobrze - to nie jest film akcji. Wiele tu półzbliżeń i zastosowania planu średniego, co świetnie pokazuje relacje pomiędzy bohaterami. Na szczególną uwagę zasługuje zaś muzyka, a szczególnie "Kraina Miłości" w wykonaniu zespołu Myslovitz. Co jak co, ale lepszej ekipy do zagrania tego utworu nie można sobie wymarzyć.

Chciałoby się pisać i pisać o tym filmie dużo i jeszcze więcej, niestety pewne normy zobowiązują. Ta opowieść o tęsknocie do starego ładu i przestrzegająca przed pewnymi zachowaniami jest znakomitym kinem familijnym. To znaczy byłaby, gdyby nie to, że Stuhr nie boi się ukazywania nagości czy wulgaryzmów, co jednak, trzeba przyznać, czyni obraz bardziej autentycznym. Gorąco polecam każdemu, komu wydaje się, że polskie kino już dawno upadło. Perełka. Jest to pierwszy film od niepamiętnych czasów, który skłonił mnie do refleksji. Może i Wy przeżyjecie z nim swoje własne katharsis...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA