Cudowna podróż do czasów dzieciństwa. „Pokemon: Zemsta Mewtwo — Ewolucja” już na Netfliksie
Z okazji Dnia Pokemon trójwymiarowy remake pierwszego filmu z kultowego cyklu doczekał się premiery w serwisie Netflix. „Pokemon: Zemsta Mewtwo — Ewolucja” to sentymentalna podróż do czasów dzieciństwa i niezły punkt startowy dla najmłodszych.
OCENA
Pokemon to marka, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Za sprawą debiutu gry Pokemon GO od blisko czterech lat przeżywa drugą młodość. To zresztą gry wideo, ale te wydane ponad dwie dekady temu na konsole z rodziny Nintendo Gameboy były takim punktem wyjścia dla anime, czyli emitowanego do dziś serialu, kilku miniserii oraz wielu pełnometrażowych filmów.
Japończycy zdają sobie przy tym najwyraźniej sprawę, że mało kto jest w stanie dzisiaj nadrobić odcinki emitowane od dwudziestu lat. Do tego mało który współczesny 30-latek oglądał anime od premiery aż do dziś. Nintendo podsuwa więc teraz kolejnym pokoleniom widzów i fanom, którzy za sprawą Pokemon GO znów się zainteresowali marką wszelkiej maści spin-offy oraz remake’i.
Najnowszym z nich jest „Pokemon: Zemsta Mewtwo — Ewolucja”, który wylądował z okazji Dzień Pokemon w serwisie Netflix.
Tytuł kierowany jest głównie do nowych widzów i do współczesnych 30-latków, którzy pamiętają „Pokemon: Film pierwszy”. Remake pojawił się zaraz po zeszłorocznym „Pokemon. Detektyw Pikachu”, czyli spin-offie będącym pierwszą częścią cyklu z żywymi aktorami oraz po pełnometrażowej wersji pierwszej serii anime w postaci „Film Pokemon: Wybieram cię!” z 2017 r.
Warto tutaj jednak dodać, że tak jak protoplasta nowej produkcji, a więc wydany w 1998 r. film „Pokemon: The First Movie” był kontynuacją pierwszego sezonu anime „Pokemon”, tak jego remake nie jest powiązany fabularnie z filmową wersją tej serii w postaci „Pokemon the Movie: I choose you!”. Ten remake to przy tym dobry punkt startowy dla nowych widzów.
„Pokemon: Zemsta Mewtwo — Ewolucja” nie popełnia w dodatku błędów „Film Pokemon: Wybieram cię!”.
Zamiast na siłę uwspółcześniać historię, pozbywając się przy okazji wielu ikonicznych bohaterów, jak to miało miejsce w „Pokemon the Movie: I choose you!”, w „Pokemon: Mewtwo Strikes Back — Evolution” odświeżono w zasadzie tylko warstwę wizualną. Trójwymiarowa animacja zastępuje tu charakterystyczną klasyczną kreskę. Bohaterowie i fabuła zostali jednak na swoim miejscu.
W ramach krótkiego prologu widzowie obserwują grupę naukowców, która na zlecenie tajemniczego Giovanniego, będącego przywódcą organizacji Team Rocket, znajduje materiał genetyczny mitycznego Pokemona nazywanego Mew. Na jego podstawie tworzy klona, Mewtwo. Stwór zaczyna zadawać pytania o swoje miejsce w świecie, wyrywa się z rąk ludzi i poprzysięga zemstę.
W tym miejscu do akcji wchodzi Ash Ketchum, czyli wieczny dziesięciolatek — nieporadny trener Pokemonów o wielkim sercu.
Podobnie jak w pierwotnej wersji filmu, także i tu główny bohater i jego towarzysze — czyli Brock i Misty, nieobecni w „Film Pokemon: Wybieram cię!” trenerzy — otrzymują jak wiele innych osób zaproszenie na Nową Wyspę. Mają się tam zmierzyć z najsilniejszym trenerem Pokemon w dziejach. Dopiero w momencie, gdy docierają na miejsce, odkrywają straszliwą prawdę.
Okazuje się, że tak jak w filmie „Pokemon: The Movie” sprzed 22 lat, tak i tutaj to tak naprawdę sztuczka najpotężniejszego Pokemona w dziejach. Stwór ściągnął na wyspę licznych trenerów, by się odegrać na ludzkości, która go skrzywdziła. Rozpoczyna się dramatyczna walka o przyszłość świata, w której bohaterowie zostaną poddani próbom i zmierzą się z klonami podopiecznych…
„Pokemon: Mewtwo Strikes Back — Evolution” ogląda się przyjemniej, niż się spodziewałem
Pierwszy film z cyklu „Pokemon” w dziejach obejrzałem jako dziesięciolatek. Byłem w wieku głównego bohatera i kłamałbym, gdybym powiedział, że to doświadczenie mnie nie oczarowało, a i uroniłem podczas seansu niejedną łzę. Jednak już wtedy momentami raziła mnie infantylność scenariusza, a najbardziej ubodła mnie fatalna, fatalna, fatalna choreografia finałowej walki.
Nie wiem, kto wpadł na pomysł, że efektywne starcie w kulminacyjnym momencie filmu powinno polegać na siłowaniu się ze sobą dwóch niemal identycznych Pokemonów, ale jako dzieciak akurat tym aspektem filmu byłem rozczarowany. Teraz, po latach, spodziewałem się, że podczas seansu będę przede wszystkim zażenowany. Okazało się zaś, że nic z tych rzeczy.
„Pokemon: Zemsta Mewtwo — Ewolucja” to animowany film o Pokemonach na miarę XXI. wieku.
Już w zeszłym roku Nintendo i GameFreak uderzyli w nostalgiczne struny, a z seansu „Pokemon. Detective Pikachu” wyszedłem bardzo zadowolony, ale ten spin-off w niewielu aspektach nawiązywał do gier z głównej serii oraz kultowego anime i zabrakło w nim m.in. Poke Balli. Ożenienie na ekranie cyfrowo generowanych stworków z żywymi aktorami wyszło nieźle, ale pewien niedosyt pozostał.
Tym razem tego niedosytu nie ma. Już remiks piosenki z intro, która opowiada o „łapaniu ich wszystkich”, oczywiście po to, „żeby najlepszym być”, chwycił za serce. Chociaż nowy film zacząłem oglądać w kuchni na tablecie, tak naprawdę w głowie przeniosłem się w czasie i przestrzeni, czyli 20 lat wstecz do sali kinowej w warszawskiej Promenadzie.
Nie przeszkadzała mi nawet wolno rozkręcająca się fabuła w „Pokemon: Mewtwo Strikes Back — Evolution”.
Modele w 3D przyjąłem natomiast z entuzjazmem. Z pewnością wielu fanów będzie kręcić nosem, że trójwymiarowe środowisko i postaci odbiegają pod względem stylistycznym od charakterystycznej dla anime kreski sprzed 22 lat, ale ja nie widzę w tym niczego złego — jeśli miałbym na nią ochotę, to po prostu obejrzałbym pierwotną wersję. Ważne, że twórcy nie kombinowali ze scenariuszem i z bohaterami — tak jak ostatnio.
W filmie pojawiają się złapane przez Asha stworki, a obok ikonicznego Pikachu występuje m.in. znany z anime niesforny Charizard. Nie narzekałem też na różnorodność gatunków. Nie wiem co prawda, ilu dokładnie modeli użyto i czy było ich więcej niż w „Pokemon. Detektyw Pikachu”, ale pochodzą tu ze znacznie mniejszego zbioru, bo wyłącznie z dwóch pierwszych generacji.
Najważniejsze jest zaś to, że w ogólnym rozrachunku remake „Pokemon: Mewtwo Strikes Back” się broni. Film sprawił mi — osobie, która z serią bliżej lub dalej jest od ponad 20 lat — radość. Jestem jednak przekonany, że świetnie bawić się będą również młodsi widzowie, podobnie jak ja bawiłem się wyśmienicie 22 lat temu…
Z pewnością w odbiorze filmu pomógł fakt, że mogłem zmienić ścieżkę dźwiękową na język angielski i dobrać do tego polskie lub angielskie napisy, aczkolwiek kusiły mnie też japońskie dialogi z napisami. Dostępny jest też oczywiście polski dubbing, od którego zacząłem i który wykonano w zasadzie poprawnie, ale aktorzy nie zachwycili mnie na tyle, by zostać z nimi na cały seans.