REKLAMA

Polska to nie kraj dla sitcomów

Pamiętacie kiedy ostatni raz bawiliście się przy polskim sitcomie? Włączyliście telewizor, z niepokojem czekając na odcinek obgryzaliście paznokcie i zwlekaliście z wizytą do toalety, mimo że pęcherz już dogorywał? Jeżeli takie obrazy pojawiają się w waszej głowie, to zapewne sięgacie pamięcią 16 lat wstecz, kiedy to na Polsacie emitowane były odcinki 13-go Posterunku, Miodowych Lat i Świata Według Kiepskich. Wszystko, co zostało wypuszczone po tym czasie, osiągnęło poziom najwyżej średni, nigdy nie zbliżając się jakością do seriali z końca XX i początku XXI wieku.

Polska to nie kraj dla sitcomów
REKLAMA

Być może nawet określenie „średni” jest ogromnym nadużyciem z mojej strony, ponieważ poza wymienionymi wyżej przykładami, jedynymi które zasługują jeszcze na uwagę to: Kasia i Tomek, Lokatorzy, a w porywach entuzjazmu Szpital Na Perypetiach (czy później Daleko Od Noszy). Popadam w straszny marazm, ale z mojej perspektywy tak wygląda rzeczywistość. Większość polskich sitcomów, to produkcje na zachodniej licencji, obdarte ze śmieszności (zakładając, że oryginalne takie były), umieszczone w rodzimych (bardziej przaśnych) warunkach, ale z obciętym budżetem i często gęsto dużo słabszym aktorstwem.

REKLAMA
polskie sitcomy

Sitcom z zasady ma być śmieszny dzięki humorowi sytuacyjnemu i skupianiu się na tych samych postaciach, grających w tych samych lokacjach, których losy są częścią niezmiennej osi fabularnej. Koncepcja sitcomu zakładała, że obojętnie w którym momencie zaczęło się oglądać serial, łatwo można było zorientować się w historii postaci i ogólnym zarysie fabuły. Do tego dochodził jeszcze śmiech z offu, bazowanie na prostym dowcipie, stereotypach i brak miejsca na wyrafinowaną wielowątkowość i charakterystykę postaci. Z założenia zatem, sitcom nie jest najwyższą formą sztuki, no ale nie o to w tym chodzi, najważniejszy jest dowcip i umiejętne wciąganie widza w serial tak, aby ten z każdym nowym odcinkiem rwał się do włączenia odbiornika telewizyjnego – albo radiowego, jak to miało miejsce na początku, w latach 20-tych, kiedy powstawały pierwsze sitcomy.

W latach 40-tych ktoś zauważył, że skoro sitcom sprawdza się doskonale jako audycja radiowa, to może i wypalić w raczkującej telewizji, w końcu ludzie lubią to, co już znają. Tym sposobem w 1946 roku w Wielkiej Brytanii powstał pierwszy sitcom - Pinwright’s Progress. Prawdziwy rozwój sitcomów nastąpił jednak w USA, gdzie ten gatunek szlifowano przez lata, wypuszczając (legendarne już) produkcje jak The Honeymooners (1955) i I Love Lucy (1951), czyli w polskiej wersji Miodowe Lata i Kocham Klarę. Obok sitcomów w telewizji pojawił się również gatunek sketch comedy, który największą popularność zyskał w Wielkiej Brytanii (najsłynniejsze przykłady to Latający Cyrk Monthy’ego Pythona i Jaś Fasola).

honeymooners

Do dzisiaj sitcomy są ważnym elementem prawie każdej ramówki stacji telewizyjnej, a tytułami można sypać jak z rękawa. Od Pełnej Chaty, przez Świat Według Bundych, Przyjaciół do Big Bang Theory i niedawno zakończonej serii How I Met Your Mother. Problem tylko w tym, że o ile na Zachodzie ten gatunek dorobił się setek pozycji (lepszych i gorszych), o tyle w naszym kraju sitcomów mieliśmy jak na lekarstwo. A jak zaczęły się już pojawiać, to ich jakość wołała o pomstę do nieba. W zasadzie początek sam nie był taki zły, ponieważ pierwszym sitcomem, wyprodukowanym w naszym kraju był 13-ty Posterunek - świetny serial z Cezarym Pazurą w roli przygłupiego posterunkowego. W 1998 (rok po premierze 13-tego Posterunku) pojawiły się Miodowe Lata, a później Świat Według Kiepskich.

Siłą tych produkcji było bardzo dobre aktorstwo (szczególnie w przypadku Miodowych Lat), całkiem niezłe gagi oraz efekt świeżości. Później – jak się okazało – było już tylko gorzej. Prosta do bólu formuła sitcomów najwidoczniej była nie do przełknięcia dla polskich scenarzystów i reżyserów, mimo, że ci mieli amerykańskie „gotowce” pod ręką. Poziom takich produkcji jak Niania, Wszyscy Kochają Romana, I kto tu rządzi?, Hela w Opałach czy Słodkie Życie, to żenujący obraz tego, jak nieśmieszne seriale Polacy mogą tworzyć. Momentami Rodzinka.pl wybija się z tego szarego grona, ale product placement i obecność Karolaka skutecznie mnie zniechęca do tego serialu, poza tym chyba nie należę do „targetu” tej produkcji.

polskie sitcomy
REKLAMA

Podczas gdy seriale (także sitcomy) za Oceanem oraz Wielkiej Brytanii ewoluowały i zaczęły wznosić się na coraz wyższy poziom, to w Polsce odnoszę wrażenie, że czas się zatrzymał na końcu lat 90-tych. Zamiast tworzyć coś na kształt Community albo Silicon Valley, Polacy otrzymują odgrzewane formaty typu Słodkie Życie albo BrzdUla. Już nawet darowałbym to staroświeckie podejście, ale sitcom musi być śmieszny, to nadrzędna zasada, która w naszych serialach okazuje się być pomijana. Być może nasi rodzimi producenci i scenarzyści są trzymani w jakichś odizolowanych pomieszczeniach bez dostępu do mediów i nie zdają sobie sprawy z tego, że świat poszedł do przodu? A może po prostu polskiego widza ma się za kukiełkę potrafiącą podpisać się tylko krzyżykiem? Nie mam absolutnie żadnej odpowiedzi na te pytania, nie wiem jak to możliwe, że takie gnioty nasza telewizja może produkować.

Ja nie żądam od polskich stacji produkcji jak Gra o Tron czy Agents of S.H.I.E.L.D., bo to byłoby niedorzeczne, ale naprawdę nie stać nas, na chociaż jeden dobry serial komediowy, z ciut większym budżetem niż zazwyczaj i śmiesznymi gagami? Pal licho już oryginalność i autorski pomysł, ale nasze stacje nie umieją nawet „kraść” seriali zagranicznych niczego przy tym nie psując. Z perspektywy czasu, teraz nawet Tygrysy Europy Jerzego Gruzy nie wydają mi się już tak złe, a wulgarny humor Kiepskich przestał przeszkadzać, a to chyba najgorsze świadectwo jakie można wystawić polskim sitcomom.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA