REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Polska muzyka nie istnieje na świecie

I znów to dyletanckie skamlenie, narzekanie, ile można o tym samym…. Zanim mnie przywiążecie do konia i zaczniecie ciągnąć po wsi, proszę o kilka minut wyjaśnienia. Poniższy tekst to zbiór kilku powracających do mnie myśli, może taki rodzaj terapii - jak rozleję na bajty to łatwiej mi będzie żyć. Może chęć pofilozofowania, najpewniej to tylko prosty wpis ubogiego na umyśle człowieka i próba odpowiedzi na pytanie - dlaczego polska muzyka nie istnieje na świecie?

12.11.2013
17:59
Polska muzyka nie istnieje na świecie
REKLAMA

Ktoś zaraz rzuci no hola hola! A Behemoth? A Vader? Hate? Riverside? Jak zobaczę ich na liście billboardu powiem – ok, racja. No dobra, odpuśćmy metalową niszę, przecież mamy ten nasz Kamp!, Fair Weather Friends, CKOD, Renton, Bartka Królika, Izę lach, Brodkę, a ostatnio Podsiadło – i wiele innych zespołów o których nikt nie słyszał a dobrze grają. Wszyscy śpiewają i po angielsku i w dobrym stylu. W czym problem w takim razie?

REKLAMA

Zacznijmy od tego, że byłem w stanie wymienić tę dobra muzykę w jednym zdaniu, to trochę mało. Niektórzy zapytają: „A po co właściwie nam rynek zachodni? Dlaczego my się mamy słuchać grubych i głupich Amerykańców?". Już kiedyś mieliśmy takich z Mysłowic, co myśleli, że jak grają śląskie Oasis, to nic tylko wsiadać w autobus i zaczynać tournée po Europie. Moja odpowiedź jest bardzo egoistyczna - bo ja bym się chciał pochwalić czymś naszym za granica, a nie tylko: Znasz Wałęsę? Albo Jan Pawła II? O yes yes, very famous, jeszcze może sięgnąć do XIX wieku i Fryderyka za włosy z trumny wyciągnąć - nie, dziękuję, ile można. Idąc dalej...

Stańko to jazz, a kto słucha jazzu? – no chyba, że wliczymy Urszulę Dudziak i jej „Papaya” słynną na całą Azję, na siłę można też jej męża – Michała Urbaniaka – dorzucić, który podobnie jak Stańko w USA się odnalazł. To w takim razie może w klasyczne brzmienia skręcić, może by tak Kilara, Kaczmarka czy Pendereckiego? A nie, przepraszam, przecież mamy popową Margaret (tę od gołych tyłków w teledysku) i super producenta, genialnego muzyka Roberta M.

Dlaczego jeszcze sobie życzę popularności polskiej muzyki za granicą? Może po prostu chciałbym żeby nasi muzycy sobie kupowali jachty i super samochody. Tak, taki ze mnie Polak, że ja komuś dobrze życzę, no raz można. No, więc w czym rzecz? Dlaczego się nie udaje? Cholera, ja naprawdę nie wiem, szczerze, po prostu nie wiem. Przychodzi mi do głowy szereg myśli: kiepski marketing, przesycenie rynku, może nawet hermetyczność rynku.

Ale skoro (nawet) Koreańczykom się udaje? No tak, tylko Koreańczycy się mocno trzymają, tzn. stoi za nimi armia speców i brzmią naprawdę egzotycznie i śmiesznie dla Amerykanów, wiec są warci przesłuchania. No dobra, ale Szwedom się udaje, Niemcom, Francuzom. A my Polacy? No to ci, co brzmią trochę jak Rosjanie, ale więcej syczą. Hmm, no nigdzie nie ma dla nas miejsca. Bo w Polsce zhejtuja, za granica nie chcą. Gdzie ta polska muzyka ma się podziać? A jeszcze niektórzy spiracą, to już w ogóle koniec świata. No to może po prostu polska muzyka jest beznadziejna? To wszystko pewnie wina komuny i życia w separacji od porządnej muzyki, to pewnie to.

Tylko, że tak naprawdę nie było tak źle u nas (i nadal nie jest), przecież Czerwone Gitary fajnie grały i wyróżniały się na tle patetycznej konkurencji tamtych czasów. Proste wpadające w ucho melodie, to sztuka, którą mało kto docenia. Bo przecież stworzyć taką piosenkę, co będzie grać w uszach to niesamowicie proste, prawda?. Taki koncept album, ooo to dopiero sztuka, gdzie każda piosenka brzmi jak poprzednia i po wysłuchaniu można spokojnie wrócić do porządku dziennego, bo 40 min płyty nadaje się, ale do odtwarzania podczas prasowania, czy mycia naczyń.

Ktoś powie, no ale przecież tyle młodych zespołów gra w garażach i domach kultury. No niby tak, ale zwykle to grają to samo, jakiś metal, jakieś reggae, ska czy inne takie średnio brzmiące – nic do metalu (w przeciwieństwie do reggae) nie mam, ale raczej ciężko się z nim wybić. A jak ktoś gra coś innego, to gra za „dziwnie” żeby ktoś dostrzegł i polubił. Miałem nadzieję, że może dzięki programowi jak "Must Be The Music" usłyszę coś ciekawego i… nie myliłem się, zdarzyły się ciekawe zespoły, ale summa summarum i tak najbardziej znane grupy z "MBTM" to taki Enej, od którego bolą mnie uszy i trochę lepszy Lemon, który pomimo całkiem niezłego brzmienia, nie trafia w żadną moją „strunę”.

REKLAMA

A skoro już polskie poletko - zauważył ktoś, że w polskim hip hopie te wokale (w większości) są strasznie ciężkie? To znaczy jakby na siłę intonowane, barwa zmieniana na ostrzejsza żeby brzmieć poważniej i niżej? Tak wiecie, żeby się ich bać. A do tego obowiązkowo w teledysku „ekypa” musi stać za plecami lidera rapującego. Fajnie też jak są psy (mam na myśli zwierzęta) i jakieś motocykle czy samochody, może się też trafić maczeta, jak u znamienitego Waszki G - czym chata bogata. Piszę tutaj oczywiście o tym „złym” hip hopie, nie o (jak najbardziej subiektywnie) dobrym. Przez dobry mam na myśli OSTR, Małpę, Zeusa, Pezeta. – pewnie tego więcej jest, ale nie będę zaśmiecać tekstu.

Za nasz polski stan rzeczy trochę obwinie polski stan rzeczy. Nielogicznie i dziwnie to brzmi, ale tak jest. Jest „źle”, bo nikt u nie uczy bycia producentem, nie ma szkół, tylko jakieś warsztaty, a nikt nie uczy, bo nie ma dobrych producentów, dlatego że nikt nie uczy i branża wydaje się trochę hermetyczna – w końcu po co sobie konkurencję robić. Na oryginalność z kolei nie mamy co narzekać, znajdą się zespoły „inaczej” brzmiące, problem tylko w tym, że brzmią „inaczej” dzięki wzorowaniu się na zachodnich trendach, które istnieją już od jakiegoś czasu. Skoro tak, to może problem tkwi w tym, że Polacy po prostu nie umieją pisać międzynarodowych przebojów? Odpowiedź wydaje się taka prosta…

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA