REKLAMA

Ciekawe, czy doczekam się chociaż jednej premiery na polskich VoD, która nie zostanie zawalona

W nocy z niedzieli na poniedziałek czekałem na premierę nowego sezonu serialu „Gra o tron”. Dystrybutor wyszedł ze świetną inicjatywą - pilot był dostępny dla każdego, kto wejdzie na platformę HBO GO, co miało stanowić doskonałą reklamę usługi.

Czy kiedyś polskie VoD nie zawiodą w czasie ważnej premiery?
REKLAMA
REKLAMA

Wszystko było przygotowane, wszystko było na swoim miejscu. Zapasy coli pod ręką, czipsy w misce, HBO GO uruchomione w oknie przeglądarki - nic, tylko czekać do 3:00 w nocy, na jeden z moich ulubionych seriali. Gdy w końcu wybiła godzina zero, nacisnąłem przycisk play, po czym… platforma HBO GO całkowicie się wysypała.

Oczywiście spełniałem wszystkie wymogi włodarzy serwisu VoD

Odpowiednia wersja przeglądarki, odpowiednie wtyczki, najnowszy Silverlight na swoim miejscu - z webowego HBO GO korzystałem już wiele razy. Dopiero teraz miałem z tą platformą problem. Postanowiłem odświeżyć kartę, ale to nie pomogło. Wyłączyłem i włączyłem przeglądarkę - znowu nic. Pomimo dzikiej, zbójeckiej godziny, serwery zdawały się dusić, być może ze względu na wielkie zainteresowanie premierą.

Ostatecznie włączyłem telewizor i pierwszy epizod szóstego sezonu „Gry o tron” obejrzałem tradycyjną, linearną metodą. Gdy dostałem powiadomienie od znajomych, że HBO GO w przeglądarce wróciło do świata żywych, ja byłem już w 20 minucie serialu i ani myślałem wracać przed ekran monitora.

Możecie w tym momencie napisać, że nie mam co narzekać. Dystrybutor udostępnił odcinek za darmo, toteż należy mu się wyrozumiałość. Nie. Koniec. Dystrybutorowi nic się nie należy. Dystrybutor dobrze wiedział, że decydując się na tego typu operację, zapewnia gigantyczną reklamę własnej usługi. Znając realia rynku telewizyjnego, jeżeli nie u niego, wszyscy obejrzą „Grę o tron” na pirackich serwisach. Jasne, że tak nie można. Prawo jednak swoje, praktyka swoje. Nikt tutaj nikomu nie robił łaski.

Premiera serialu „Gra o tron” na HBO GO to tylko jeden z masy przykładów na niewydolność polskich platform VoD.

Pamiętam, że gdy chciałem zobaczyć mecze polskiej reprezentacji na platformie IPLA, witryna WWW umarła, z kolei aplikacja przepraszała za niemożliwość wyświetlenia treści, zapraszając ponownie później. Każde większe wydarzenie sportowe emitowane na IPLI wiązało się z problemami po stronie właściciela praw do sieciowej transmisji. Zawsze coś było nie tak.

O ile na co dzień platformy VoD działają dobrze, w kluczowych momentach nigdy nie zdają egzaminu. Chociaż tak spieszno nam do nowoczesnego sposobu konsumowania mediów i do własnoręcznego dopasowywania treści, w przypadku najgłośniejszych premier i najważniejszych wydarzeń sportowych zawsze musiałem wracać z podkulonym ogonem do linearnej telewizji. Zmusili mnie do tego sami włodarze internetowych serwisów.

netflixA przecież wcale nie musi tak być.

Netfliksowi można wiele zarzucić. Brak polskich napisów i lektora to skandal. Brak polskiego interfejsu to śmiech na sali. Biblioteka w porównaniu do zachodnich rynków to już nieśmieszny żart. Z wszystkim tym zgadzam się w stu procentach.

REKLAMA

Kiedy jednak dochodzi do premiery nowego sezonu House of Cards, kiedy na Netfliksie debiutuje Jessica Jones, a Daredevil powraca z drugim sezonem, wszystko działa jak w zegarku. Nie ma absolutnie żadnej mowy o problemach z serwerami, utracie połączenia czy niemożności zalogowania się na własne konto. Światowa premiera na ponad 150 krajowych rynkach? Proszę was bardzo - wszystko w HD i bez jednego zacięcia.

Przykład stabilności Netfliksa nie powinien być wyjątkiem. Powinien być standardem. Zastanawiam się, kiedy doczekam się go na innych platformach oferujących treści wideo na życzenie. Na ten moment stoję okrakiem między stabilnością z jednej strony, a lektorem i napisami w dniu światowej premiery z drugiej. Co to, XX wiek?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA