Nie śmiejcie się z pomnika Jana Pawła II, bo nikt go tak nie zaorał jak jego własny autor
Przeżyjmy to jeszcze raz: na Dziedzińcu Głównym Muzeum Narodowego pojawiła się instalacja artystyczna przedstawiająca Jana Pawła II. Papież nad głową trzyma głaz, a wokoło niego rozlewa się czerwona woda, Wojtyła wygląda tak, jakby planował go cisnąć prosto w taflę. Dzisiaj już wiemy, że autor pola do interpretacji nam nie zostawił. A szkoda.
Oficjalne otwarcie odbyło się w czwartek, ale od kilku dni przez sieć przetoczyła się fala szydery. Pomnik, a w zasadzie jego fotograficzne przedstawienia, szybko stał się memem, a przeróbki wklejające dość groźną postać z instalacji do gier komputerowych wysypały się z taką intensywnością, że po 24 godzinach można je uznać za nudne. Ja tak uznałem. Przeczytałem całą masę negatywnych komentarzy, dość grubej beki, choć w gruncie rzeczy obok memów i emotikon, nie dowiedziałem się, co tak naprawdę z tą instalacją, dodajmy, że czasową, jest nie tak.
Warto w tym miejscu się na chwile zatrzymać i zastanowić się, z czego się śmiejemy.
Dr hab. Kazimierz S. Ożóg próbował takiej odpowiedzi udzielić w rozmowie z Wyborczą, ale jak na osobę, która bada papieskie pomniki, jak sam o sobie mówi, jego wypowiedź jest co najmniej niepełna.
Mamy do czynienia z dziełem jednoznacznie bezmyślnym, z kiczem operującym bardzo prostą formą skojarzenia kierującą nas – wbrew intencjom twórcy – raczej w stronę rechotu niż zadumy
– mówi Ożóg zapytany, co się stało, że artysta chciał złożyć hołd, a w odpowiedzi otrzymał kpiny.
Choć sam nie jestem specjalistą od sztuki i chwilę muszę zastanowić się, zanim będę w stanie odróżnić styl joński od doryckiego, to mam wrażenie, że profesor Ożóg trochę pospieszył się z oceną.
Tak, dzieło wzbudziło rechot, ale zwróćmy uwagę na otoczenie, w jakim się znajduje. Wszak sztuka, zwłaszcza pomniki, często wchodzi w interakcję z przestrzenią. A w wypadku groźnego Wojtyły przestrzeń jest kluczowa – choćby dlatego, że został on umieszczony w fontannie. Powierzchownej, internetowej ocenie nie towarzyszy też żaden namysł na tym, że w obiegu internetowym Jan Paweł II ma specjalne miejsce. Ba! Ma nawet specjalny nurt memów, zwanych cenzopapami. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że beka z pomnika, tak naprawdę nie dotyczyła jego walorów artystycznych, bo żeby je dobrze ocenić, trzeba być na miejscu, innej możliwości nie ma. Doskonale jednak wpisała się w nurt śmieszków z papieża-polaka, które wynikają głównie z tego, że jego kult przybrał karykaturalne rozmiary.
W Polsce może znajdować się około tysiąca pomników z Janem Pawłem II.
Wiele z nich robią rzeźbiarze amatorzy, albo gorzej - znający swoje rzemiosło, ale produkujący je masowo, bo nawet niezbyt udane, czy po prostu złe, spełniają niewygórowane wymagania samorządów. Cały kult zaczął szybko kojarzyć się z kiczem, który można ustawić w jednym szeregu z chińskimi pamiątkami znad polskiego wybrzeża, ciupaską spod Gubałówki czy swojską jak kotlet schabowy twórczością Krzysztofa Krawczyka.
Każda więc praca, która pojawi się w przestrzeni publicznej, a która związana jest jakoś z JPII, z automatu naraża się na śmieszność.
A pomnik Jerzego Kaliny zasługiwał na namysł (czas przeszły jest celowy).
Choćby dlatego, że jest inny niż to, co znajdziemy na powiatowych skwerach i pod miejskimi urzędami. Nie ma tu uśmiechniętego, trochę nieporadnego, ale zawsze ciepłego papieża. Cel rzeźby nie do końca wpisuje się jedynie w upamiętnianie Wielkiego Polaka Naszego Papieża. Jest polemiką z rzeźbą „Dziewiąta godzina” Maurizio Cattelana. Na tym poziomie widać już, że jest przynajmniej pole do rozmowy, a niekoniecznie do beki. Nie wierzę zresztą, że większość krytyków zadała sobie choćby minimalny trud analityczny.
Jerzy Kalina dość brawurowo podszedł do zadanego tematu. Nie tylko polemizował z Janem Pawłem II przygniecionym meteorytem, ale też sugerował, że Wojtyła ów głaz ciska w ten czerwony... płyn. Można to odbierać na różne sposoby, można polemizować. To znaczy można było, bo Kalina postanowił odrzeć swoją rzeźbę z jakiejkolwiek głębi. I choć sam zapewne tego nie planował, to swoim brutalnym wyznaniem sam naraził siebie i swoją pracę na śmieszność.
Czerwonych złogów z polskich ulic do tej pory nie pozbyliśmy się. Znów do głosu dochodzi grupa radykalnych ludzi, których mentorzy z wyżyn pierwszomajowych trybun słali maszerującemu ludowi najlepszą z możliwych socjalistyczną nowinę. Teraz widzimy, jak z czerwonej flagi towarzystwo przeszło na tęczową. Chciałbym, żeby skończyły się te ekscesy z symbolami religijnymi. Dotyka mnie to osobiście
– mówił Jerzy Kalina portalowi Onet.
I chyba wolałbym tego nie wiedzieć.
Pomijając już dość prostacki przekaz, jaki niesie instalacja, sama rozmowa o jej interpretacji mogłaby być interesująca. Moglibyśmy nawet zapomnieć, że robienie rzeźby w polemice do jakiegoś dzieła po 20 latach, to trochę za późno, patrząc na to, jak świat sztuki pędzi do przodu.
Moglibyśmy zapomnieć, że silnego Jana Pawła II malował już w 1979 Leszek Sobocki. Jego obraz „Polak” przedstawia umięśnionego Wojtyłę opartego najpewniej o krzyż.
Jerzy Kalina pokazał jednak, że nie o sztukę mu chodzi, a o manifest polityczny – w czym rzecz jasna również nie ma nic złego. Problem niestety pojawia się, gdy uświadomimy sobie, jak miałkie są to motywacje. Dawno temu, jakiś czas po tym, gdy zmarł Zbigniew Herbert, w mediach odbyła się dość żenująca dyskusja, kto ma moralne prawo do cytowania go, a kto go nie ma. I chociaż poeta miał dość określone poglądy polityczne, to zawłaszczanie go do bieżącej wojenki było nie tylko głupie, ale też przerażające.
Podobnie jest z Wojtyłą. Jerzy Kalina nie chce polemizować z kimkolwiek, rozmawiać czy nawet szokować (choć przewrotne wydaje mi się, iż to udało się konserwatywnemu artyście). On po prostu wziął Jana Pawła II i ciska nim w przeciwników. Jego protest, choć każdy ma do niego prawo, bez względu na to, jak niemądry będzie, jest po prostu prymitywnym zawłaszczaniem symbolu. Symbolu dodajmy, który ostatnie czego potrzebuje, to zmienić się z mema w kamień, którym można obrzucić przeciwników.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.