Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy - czy warto oglądać nowy film bez znajomości poprzednich epizodów?
Przebudzenie Mocy to już siódma część Gwiezdnych wojen. Chociaż trudno to sobie wyobrazić, to są na świecie osoby, które jeszcze nie widziały poprzednich epizodów. Czy warto pójść na siódmą część sagi Star Wars bez znajomości dotychczas wydanych filmów?
Gwiezdne wojny są fenomenem na skalę globalną. Pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku pierwsza część Sagi nakręcona przez George’a Lucasa zmieniła na zawsze świat kina. Miecze świetlne, Moc i czarny strój złowrogiego Dartha Vadera na stałe weszły do kanonu popkultury.
Pierwsze Gwiezdne wojny zatytułowane później Nowa nadzieja powstały w 1977 roku.
Film doczekał się dwóch kontynuacji, a po dwóch dekadach od premiery czwartego (chronologicznie) epizodu George Lucas nakręcił trylogię prequeli. Te trzy filmy ukazują kulisy wydarzeń, które doprowadziły do powstania Galaktycznego Imperium.
Ostatni aktorski film spod bandery Star Wars o tytule Zemsta Sithów trafił do kin w 2005 roku. Lucas miał z początku w planach nakręcenie 9-ciu części filmowych przygód rodu Skywalkerów, ale trzecia trylogia kontynuująca historię po ostatnim chronologicznie filmie Powrót Jedi nigdy nie powstała.
Coś się... przebudziło.
Jak już tylko fani zdążyli się pogodzić z tym, że nowe filmy się nie pojawią… Disney wykupił prawa do marki Star Wars i niedługo później zapowiedział zupełnie nowy film. Powracają w nim tak ikoniczne postaci jak Luke, Leia i Han Solo. Ich zadaniem jest przekazanie pałeczki nowemu pokoleniu bohaterów.
Nowy film miałem już okazję obejrzeć i możecie już zapoznać się z pozbawioną spoilerów recenzją Przebudzenia Mocy. Po seansie zacząłem się jednak zastanawiać, czy ten film jest w stanie istnieć jako samodzielna całość. Czy brak znajomości poprzednich sześciu filmów zabije radość z seansu?
Jaka jest w ogóle kolejność filmów Star Wars?
Pierwszy film z 1977 roku zatytułowany wówczas po prostu Gwiezdne wojny był tak naprawdę czwartym epizodem Sagi. George Lucas zaczął opowiadać swoją historię od środka, stąd filmy z przełomu wieków są tzw. trylogią prequeli.
Najważniejsze wydarzenie czwartego epizodu nazwane Bitwą o Yavin stało się "rokiem zero" dla kalendarza w Uniwersum. Oznacza to, że na filmową kontynuację przygód bohaterów widzowie czekali bagatela… 32 lata.
Filmy Star Wars chronologicznie.
Rok zero dla świata Gwiezdnych wojen to Bitwa o Yavin. Tak jak w naszym kalendarzu zapisujemy daty z dopiskiem p.n.e. (przed naszą erą) lub n.e. (w naszej erze), tak w Odległej Galaktyce przyjęło się zapisywać daty BBY (Before Battle of Yavin) i ABY (After Battle of Yavin).
Trylogia prequeli
- 32 BBY Epizod 1: Mroczne Widmo (1999)
- 22 BBY Epizod 2: Atak Klonów (2002)
- 19 BBY Epizod 3: Zemsta Sithów (2005)
Oryginalna trylogia
- 0 ABY Epizod 4: Nowa Nadzieja (1977)
- 3 ABY Epizod 5: Imperium Kontratakuje (1980)
- 4 ABY Epizod 6: Powrót Jedi (1983)
Trylogia Disneya
- 34 ABY Epizod 7: Przebudzenie Mocy (2015)
Jak oglądać Gwiezdne wojny?
Wiele osób przed premierą nowego filmu zastanawia się, czy i jak nadrobić poprzednie części. Osobom wahającym się gorąco polecam obejrzenie przynajmniej Nowej Nadziei, Imperium Kontratakuje i Powrotu Jedi, bo to do tych filmów Przebudzenie Mocy bezpośrednio nawiązuje.
Jeśli ktoś chce obejrzeć wszystkie filmy, to są tak naprawdę... trzy drogi. Można obejrzeć epizody po kolei (1-6), lub kolejne filmy tak, jak były kręcone (4-6, 1-3). Jest jeszcze trzecia droga, moja ulubiona, tzw. Machete Order: 4, 5, 1, 2, 3, 6 - opcjonalnie z pominięciem Mrocznego Widma.
Dochodzę do wniosku, że J.J. Abrams naprawdę sprytnie to rozegrał.
Przebudzenie Mocy garściami czerpie z Oryginalnej Trylogii. Scenografie, kostiumy, efekty specjalne i pewna kameralność przywodzą na myśl Nową nadzieję, czyli film, od którego wszystko się zaczęło. Jest cała masa nawiązań i zabawnych one-linerów, które zrozumieją tylko osoby oglądające poprzednie części.
Trylogii prequeli z perspektywy wydarzeń z The Force Awakens równie dobrze… mogłoby nie być. Dla bohaterów wydarzenia z Mrocznego Widma, Ataku Klonów i Zemsty Sithów to niemal prehistoria; ba, dla nowego pokolenia bohaterów nawet postaci z Nowej nadziei wydają się mityczne.
Oglądanie poprzednich filmów nie jest tak naprawdę konieczne.
Nawiązania spodobają się fanom, a w nowych widzach mogą wzbudzić konsternację, ale Przebudzenie Mocy broni się jako samodzielny film. Mamy zarysowanych nowych bohaterów, a Han, Leia i Luke pełnią rolę mentorów - podobnie jak Obi-Wan będący bohaterem Mrocznego Widma był mentorem dla Luke’a w Nowej Nadziei.
Trylogia prequeli jest dla Starej Trylogii tym, czym dla Przebudzenia Mocy jest… właśnie Stara Trylogia. Fabuła siódmej części to odbicie historii, którą już dobrze znamy. Film nawet zaczyna się podobnie: młodzi ludzie, pustynna planeta, tajna misja i bardzo ważny robot.
Bohaterowie jeszcze nic nie wiedzą o swoim przeznaczeniu i pochodzeniu, ruszają ratować Galaktykę.
Finn i Rey, czyli główni bohaterowie Przebudzenia Mocy, tak jak Luke z Nowej Nadziei nie mają zbyt dużo informacji o wydarzeniach sprzed kilku dekad. Tak jak Wojny klonów dla bohaterów Starej Trylogii były owiane tajemnicą, tak zmagania Rebelii i Imperium to w czasach Przebudzenia Mocy dawno zapomniany konflikt.
Disney i J.J. Abrams stworzyli dzieło, który może być furtką do świata Gwiezdnych wojen dla kolejnego pokolenia fanów. Dla widzów Przebudzenia Mocy to Oryginalna Trylogia będzie tym, czym dla mnie była trylogia prequeli - nada głębi podstarzałym bohaterom z dawnych lat, którzy stanowią tło dla opowiadanej w nowym filmie historii.
Mam tylko nadzieję, że 40-letnie filmy nie wystraszą wizualnie współczesnych widzów, których Hollywood przyzwyczaił do przekombinowanego CGI. Na szczęście J.J. Abrams starał się uchwycić ducha Star Wars nie tylko fabularnie, ale również minimalizując wykorzystanie efektów specjalnych.
Oglądanie Nowej nadziei po Przebudzeniu Mocy będzie z pewnością… ciekawym doświadczeniem.
Czytaj również: Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy - recenzja bez spoilerów