Maggie Gyllenhaal brawurowo wciela się w kobietę, którą znienawidzicie. „Przedszkolanka” – recenzja filmu
Maggie Gyllenhaal udowadnia, że jest jedną z najlepszych aktorek swojego pokolenia. „Przedszkolanka” to psychodrama, obok której nie da się przejść obojętnie.
OCENA
Lisa (Maggie Gyllenhaal) z pozoru wydaje się dobrą i zaangażowaną przedszkolanką. Stara się poświęcać dzieciom tyle samo uwagi. Pewnego dnia jednak spostrzega, że jeden z maluchów znajdujący się pod jej opieką zaczyna recytować piękny i dojrzały ponad jego wiek wiersz. Lisa dostrzega w nim wielką głębię i postanawia wziąć chłopca pod swoje skrzydła i odpowiednio zaopiekować się jego talentem, aby nie został on zmarnowany.
„Przedszkolanka”, choć nie jest filmem idealnym, to podejmuje ciekawe zagadnienie i stawia interesujące pytania.
Mam jednak drobny problem z jego tempem oraz trzecim aktem, który wkracza na dość dziwne i niepasujące do reszty tory. Natomiast na pewno film w reżyserii Sary Colangelo wyróżnia się na tle innych indie dramatów tym, że próbuje powiedzieć o czymś naprawdę ważnym.
Reżyserka pokazuje jak kultura, w której żyjemy, tłumi nasz potencjał i zmysły artystyczne. Fabuła filmu stanowi dla niej platformę do polemiki z materializmem, odhumanizowanym pędem za karierą i tym, jak to tępi naszą duszę, wykrusza naszą wrażliwość. To film z jednej strony mierzący się z tematem niezdrowej obsesji, w dodatku skierowanej w stronę małego dziecka, a z drugiej zwracający uwagę na potężny ubytek poezji w naszym życiu.
Colangelo w swej opowieści nie zawsze trafia w odpowiednie nuty. Wciągająca psychodrama chwilami jest niepotrzebnie rozcieńczana wstawkami romansowymi czy delikatnie komediowymi, ale w dużej mierze dzięki aktorskim popisom „Przedszkolanka” potrafi, chwilami, robić duże wrażenie.
To bez wątpienia jedna z najlepszych ról Maggie Gyllenhaal w całej jej karierze.
Lisa w jej wykonaniu to kobieta pełna niepokojów, ukrytych kompleksów i żali (do siebie? Społeczeństwa?) o przegapienie szansy na pełny rozwój duchowy. Jej mały podopieczny, w którym Lisa widzi wielki talent, jest dla niej katalizatorem prowadzącym do „przebudzenia”, uświadomienia sobie, jak bardzo była i jest ograniczana. Jako obywatelka, ale też jako kobieta. Zaczyna dostrzegać zmarnowany potencjał w sobie, swoim nudnym małżeństwie, dzieciach, które mogłyby osiągać więcej, gdyby tylko chciały.
Jej determinacja i fascynacja młodym chłopcem prowadzi ją jednak (i przy okazji cały film) na dość kontrowersyjną ścieżkę. Szybko bowiem „Przedszkolanka” zaczyna pokazywać, jak Lisa zwyczajnie wykorzystuje małego chłopca dla swoich własnych celów i zysków. Ta dwuznaczność i amoralność jej zachowania sprawia, że z postaci, która mogła być w gruncie rzeczy pozytywną bohaterką, chcącą pielęgnować zanikającą sztukę wokół nas, Lisa staje się antybohaterką, którą szybko znienawidzimy. Będzie nas obrzydzać, odrzucać, nawet pomimo faktu, że, pozornie, nie robi nic strasznego, a na pewno nie wyrządza nikomu (fizycznej) krzywdy.
Z jednej strony wyrasta z tego ciekawy dramat psychologiczny, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji. Jednak chwilami psychologiczne volty (szczególnie ta w trzecim akcie, która zdaje się być absolutnie przekombinowana i wyjęta z trochę innego filmu) psują niestety ogólne wrażenie i zabierają tej historii jej sedno. "Przedszkolanka" to więc przykład filmu, który miał świetny punkt wyjścia, który jednak z czasem gdzieś się zagubił w gąszczu nietrafionych pomysłów. Tym niemniej, po seansie na pewno będziecie mieli o czym rozmawiać, bo dzieło Colangelo pobudza do myślenia i dostarcza tematów do dyskusji, a rola Gyllenhaal jest po prostu wyborna. Czyli nie jest źle, ale mogło być lepiej.