REKLAMA

NIEPOPULARNA OPINIA: Chętnie obejrzałbym reboot „Przyjaciół” (i to z bardziej różnorodną obsadą)

Jeśli są świętości, których nie można tykać, to nie w Hollywood. Pogodziłem się z tym i w erze sequeli, prequeli, remake’ów i rebootów chętnie zobaczyłbym nową wersję kultowych „Przyjaciół”. I to najlepiej taką z nieco bardziej zdywersyfikowaną obsadą.

przyjaciele friends hbo max reboot
REKLAMA
REKLAMA

Kilka lat temu powiedziałbym, że w świecie kina i telewizji ostały się jeszcze pewne świętości, których nikt się nie odważy ruszyć. Teraz już nie jestem tego taki pewien. Skoro nowych wersji i epilogów po latach doczekały się nawet filmy jak „Pogromcy duchów” i „Mumia” oraz seriale pokroju „MacGyvera”, „Twin Peaks”, „Breaking Bad” i „Dextera”, to wychodzi na to, że wszystkie chwyty dozwolone.

Nie zdziwię się, jeśli podobny los spotka w końcu „Ojca chrzestnego” i „Powrót do przyszłości”, a po śmierci George’a Lucasa akcjonariusze Disneya uznają, iż pora zaorać i nagrać na nowo „Gwiezdne wojny” łącznie z oryginalną trylogią… Zresztą z tym, iż moja ukochana saga, i tak już skrzywdzona przez Myszkę Miki i Dave’a Filoniego, zostanie nakręcona od nowa, zdążyłem się pogodzić.

To samo dotyczy „Przyjaciół”, czyli legendarnego sitcomu o grupie 30-latków zamieszkujących Manhattan na przełomie tysiącleci.

Serial do dziś dobrze się ogląda, a nabycie do niego praw przez kolejne serwisy streamingowe budzi ogromne emocje i… kosztuje niemałe pieniądze. Netflix płacił krocie za prawa do emisji „Friends”, ale Warner Bros. zerwał tę umowę. Obecnie nie da się tej produkcji w streamingu oglądać w ogóle, ale docelowo trafi do HBO Max; niewykluczone też, że nim to się stanie, my obejrzymy go w HBO GO.

Od miesięcy czekamy też na szumnie zapowiadany odcinek specjalny, który będzie takim łabędzim śpiewem paczki przyjaciół w postaci Rossa, Rachel, Moniki, Chandlera i Joeya. Co jakiś czas pojawiają się też w sieci głosy, że to już najwyższa pora, by nakręcić nową wersję „Przyjaciół” i jestem pewien, że Warner Bros. wreszcie się złamie i to zrobi. Pozostaje jedynie pytanie: kiedy?

Nie zdziwię się, jeśli zaraz po emisji specjalnego epizodu lub nawet w jej trakcie HBO zapowie reboot „Friends”, a namaści go obsada oryginału.

Czy będzie to quasi-reboot pokroju „Plotkary” z zupełnie nową obsadą (i np. już pełnoletnią Emmą w roli głównej, obok której odtwórcy ról z „Przyjaciół” mogliby się gościnnie pojawiać), czy też całkowity remake, jedynie inspirowany kultową produkcją sprzed dwóch dekad, to już kwestia drugorzędna. Wiem jednak, że chętnie bym coś takiego zobaczył, bo widzę w tym pomyśle potencjał.

Po zakończeniu „Teorii wielkiego podrywu” (która była takim „Friends”, ale dla geeków) nie znalazłem dla siebie żadnego sitcomu „do kotleta”. W dodatku najlepsze produkcje z tego gatunku to już starocie, a ich seans powoli zmienia się w wycieczkę do muzeum. Marzy mi się sitcom, który pokazywałoby świat „tu i teraz” (lub przynajmniej ten na chwilę przed wybuchem pandemii koronawirusa).

Jestem przy tym przekonany, że „Przyjaciele” A.D. 2021 emitowani na HBO Max mieliby znacznie bardziej zdywersyfikowaną obsadę.

W ostatnich latach Hollywood dorósł wreszcie do tego, by częściej zatrudniać różnorodnych aktorów pod względem koloru skóry, wyznania, orientacji seksualnej itp., a tak jak Netflix i Disney potrafią zrobić z reprezentacji mniejszości karykaturę, tak nie mam wątpliwości, że jako społeczeństwo obraliśmy właściwy kierunek. Nie wyobrażam sobie, by nowi „Przyjaciele” mieli pójść inną drogą.

Pamiętajmy, że za to nowe hipotetyczne „Friends” odpowiadałaby wytwórnia Warner Bros. i należąca do niej stacja HBO, którym za nadgorliwość w tej kwestii nie obrywa (a przynajmniej nie tak, jak Disneyowi i Netfliksowi). Ba, to na te firmy spadła (niesłuszna!) krytyka za to, iż — wbrew panującym na Zachodzie trendom — nie dodali do „Czarnobyla”… czarnoskórych postaci.

Wierzę, że w przypadku nowej wersji „Friends” twórcy zatrudnieni przez Warner Bros. i HBO zrobiliby to jak należy.

Oczywiście nie urodziłem się wczoraj. Oczami wyobraźni już teraz widzę reakcję tych wpisujących się w stereotyp białego heteroseksualnego samca w średnim wieku rodaków na wieść, że obsada rebootu „Friends” nie będzie biała jak kartka papieru. Nie pozostaje jednak nic innego, iż uświadamiać bliźnich, że średniowiecze do nich dzwoni i prosi, żeby oddać godne wieków ciemnych „poglądy”.

Pójdę też o krok dalej i dodam, że osoby, które chciałyby w reboocie „Przyjaciół” widzieć wyłącznie białych aktorów, są jak ci (rzekomi) fani „Wiedźmina”, których uwierają inna niż biała Ciri i czarnoskóra driada albo elfka. Pamiętajmy, że tak jak dziś na „Friends” wieszane są psy za czerstwe żarty zalatujące homofobią, tak nie da się analizować dzieł w oderwaniu od okoliczności ich powstania.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, „Przyjaciele” trącą już myszką w kwestii poziomu wrażliwości, ale serial emitowany przez telewizję NBC w latach 1994-2004 był progresywny… jak na swoje czasy (żona jednego z głównych bohaterów jest lesbijką, jedna z głównych bohaterek zostaje surogatką itp.). W tym kontekście różnorodność obsadu remake’u byłaby, tak po prostu, spójna z duchem oryginału.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA