Netflix dołączył właśnie kolejny film do swojej oferty. Tym razem wygrzebał coś naprawdę niszowego. Psychokineza to produkcja koreańska od tego samego reżysera, który dał nam Pociąg do Busan nazywany Zombie Express. Kolejny pomysł, na jaki wpadł Yeon Sang-ho, jest nie mniej zwariowany.
OCENA
Psychokineza to komediowy film akcji. Już pierwsze sceny nastawiają nas na niezobowiązującą rozrywkę. Okazuje się, że jest przy okazji głupiutka, ale lekkostrawna.
Protagonistą w filmie Psychokineza jest strażnik banku, Seok-heon.
Głównego bohatera gra Ryu Seung-ryong. Jego postać zdobywa nadludzkie moce. Pewnego dnia odkrywa, że potrafi manipulować obiektami myślą. Wszystko dlatego, że napił się wody skażonej dziwną substancją. Trafiła ona na ziemię razem z jakimś meteorytem.
Brzmi to niemal jak origin story superbohaterów Marvela. Człowiek o takim usposobieniu jak Seok-heon, po zdobyciu wielkiej siły, nie zostaje jednak superbohaterem. Niezbyt radzi sobie w życiu i ledwo wiąże koniec z końcem. Spóźnia się do pracy. Podkrada nawet w niej kawę i papier toaletowy.
Pierwszy raz jego moce ujawniają się, gdy jest kompletnie zalany.
Wraca do domu, kładzie się na materacu i próbuje zapalić papierosa. Udaje mu się przywołać myślą do łapy zapalniczkę. Zanim jednak zaczyna bawić się swoimi zdolnościami jak młodziutki Peter Parker w Nowym Jorku, otrzymuje telefon.
Jego córka, która pojawia się wcześniej w prologu, dzwoni z informacją o śmierci swojej matki. Ojciec i córka spotykają się po latach podczas pogrzebu. W pobliżu kręcą się typy spod ciemnej gwiazdy.
Spodziewałem się, że ojciec głównej bohaterki zaraz wykorzysta swoje nowe moce, by przegonić drani i pomóc tłamszonym mieszkańcom.
Nic z tego! Wraca do swojej nudnej roboty i pierwsze o czym myśli, to pomysł pracy jako telewizyjny magik. Chce pomóc córce, ale ta odrzuca jego propozycję. Potem oczywiście ich drogi się splotą, ale najpierw pooglądamy na ekranie masę wygłupów.
Widać, że aktorzy przy tworzeniu produkcji musieli mieć masę radochy. Główny bohater jest cały czas zabawnie nieporadny. W dodatku z głośników obok koreańskich dialogów - nie ma dubbingu ani lektora, wyłącznie napisy - w humorystycznych scenach słychać skoczną muzyczkę, niczym z kabaretów Benny’ego Hilla.
Psychokineza to nie tylko połączone fabularnie skecze.
Pokazuje problem trudnych relacji rodzinnych i stara się powiedzieć coś ważnego o zaufaniu. Wątek oddalającej się od siebie rodziny pojawia się zresztą u koreańskiego reżysera nie pierwszy raz.
Nie jest to oczywiście film głęboki, ale pokazuje problem w punkcie styku interesów zwykłych ludzi z ogromnymi korporacjami. Brak eskalacji narastającego konfliktu aż do ratowania świata było jednak dobrą decyzją.
I bez tego efekty specjalne nie stoją na najwyższym poziomie.
Co wcale nie jest przytykiem. Psychokineza nie miała budżetu Avengersów, nie pracowali przy niej ludzie robiący Legion dla telewizji Fox.
Tylko co z tego? Psychokineza to film przede wszystkim śmiejący się sam z siebie. Nakręcony został z przymrużeniem oka i to go ratuje. Można się podczas seansu całkiem nieźle bawić, a to więcej niż można powiedzieć o wielu innych, zdawałoby się poważniejszych filmach pojawiających się w bibliotece Netfliksa.