REKLAMA

„Polimaty zawsze będą budzić sentyment, ale chciałbym dostać od widzów jeszcze szansę” - wywiad z Radkiem Kotarskim

W sieci zawrzało, gdy Radek Kotarski ogłosił koniec swojego programu Polimaty. Popularny youtuber szybko jednak powrócił w premierowej odsłonie. Nam opowiedział o swoim pomyśle na Polimaty 2, nowej dla niego formie jaką jest podcast oraz o 7 latach spędzonych na tworzeniu do sieci.

radek kotarski wywiad
REKLAMA
REKLAMA

Z Radkiem spotkaliśmy się w kawiarni. Rozmowę zaczęliśmy, jak obecnie każdy... od „Gry o tron”. Krótka wymiana zdań na tematy błahe, ale już w tym dało się zauważyć bijącą od niego pasję i ciekawość. Cechy, które odbijały się do tej pory w tworzonych przez niego Polimatach i które przyniosły mu tysiące subskrypcji i niewątpliwy sukces. Ale czy w youtuberze dalej tkwiła ta dawna pasja? Jak twierdzi zaczęła ona powoli umykać, a pomysłem na jej przywrócenie stało się przekształcenie Polimatów w coś z jednej strony dobrze znanego, a z drugiej w coś zupełnie nowego.

Radek Kotarski w wywiadzie dla Rozrywka.Blog:

Robert Skowroński: Skąd pomysł na przekształcenie Polimatów?

Radek Kotarski: Zastanowiłem się, jaki chciałbym zrobić program nie oczekując, że ktokolwiek go obejrzy. Jeżeli nawet projekt zakończyłby się kompletną klapą i danego odcinka nikt by nie obejrzał, to przynajmniej miałbym frajdę ze zrobienia go. Przy poprzednich odcinkach czasami zaczynało mi brakować tego uczucia. Kiedy siadałem do dziesiątej pracy uniwersyteckiej na temat idiopatycznego włóknienia płuc, bo musiałem zrobić rzetelny materiał omawiający przyczyny i przebieg choroby, to często forma wideo-rozprawek nie dostarczała mi przyjemności. Nie twierdzę, że produkt końcowy był zły, bo i tak wkładałem w to całe serce, ale nie potrafiłem się tym zwyczajnie po ludzku ucieszyć.

Czyli dotychczasowa formuła się wyczerpała?

Tematów z zakresu psychologii, medycyny historii czy innych dziedzin, którymi się zajmowałem, jest tak wiele, że liczba zagadnień jest niewyczerpywalna. W przeciwieństwie do samego formatu programu, który musi się rozwijać. Nie każdy jednak podziela moje zdanie. Części osób nie podoba się wprowadzona zmiana.

Jak zatem dokładnie zareagowali użytkownicy?

Mam wrażenie, że jednak większość uznała, że nowy format jest w porządku lub w ogóle nie odniosła się do zmiany, a skupiła się na treści nowych odcinków. Mniej było negatywnych komentarzy, co nie znaczy, że zupełnie ich nie było. Starałem się z nich wyłuskać odpowiedź na pytanie dlaczego tak uważają. Wyciągnąłem z tego, że Polimaty 2 muszą być bardziej atrakcyjne w warstwie obrazkowej i zwięźlejsze.

Decyzja dotycząca zmiany formuły programu należała wyłącznie do ciebie czy też może mieli na nią wpływ również widzowie?

Wyniki oglądalności Polimatów w poprzedniej wersji były bardzo dobre i to nie one zmusiły mnie do zmian. Dlatego tak wiele osób nie może ich zrozumieć. Ostatni odcinek, który pojawił się przed Polimatami 2 obejrzało ponad 700 tysięcy osób. Był to program już trochę w klimacie nowej odsłony, bo wcześniej temat związany z przemijaniem uznałbym za zbyt mało naukowy.

Mogę powiedzieć, że jestem dumny z tego, że metamorfoza kanału nie była podyktowana tym, że palił mi się grunt pod nogami. Skoro jest dobrze, to zróbmy po prostu jeszcze lepiej! Z drugiej strony mam wrażenie, że nawet gdybym stworzył najlepszy program na świecie, to stare Polimaty zawsze będą budzić jakiś sentyment. Cokolwiek innego, nawet lepszego, będzie postrzegane jako zamach na pierwotny stan. Niektórzy pisali, że odbieram im dzieciństwo, bo wychowali się na Polimatach. To było jednak siedem lat, więc dla niektórych faktycznie mogło to stanowić coś ważnego. Chciałbym jednak, aby widzowie dali mi jeszcze szansę, bo mam zamiar wrócić do korzeni.

A nie łatwiej było wprowadzić te zmiany w ramach tego samego programu?

Pewne rzeczy trzeba powiedzieć wprost, aby móc je ułożyć w głowie. Tworząc Polimaty 2 bałem się, że widzowie będą pisać w komentarzach, że to w sumie jest to samo, co poprzednia forma. Okazało się jednak inaczej. Niektórzy cieszą się ze zmiany, inni nie, ale wszyscy ją dostrzegają. Gdybym wyraźnie nie zaznaczył tej granicy, to ktoś mógłby powiedzieć, że po prostu nie chce mi się wychodzić z domu i będę robić program ze studia, tak jak to było kiedyś. Zmiana oczywiście nie polega tylko na innym miejscu nagrywania, a przede wszystkim na tym, jak będziemy mówić o faktach.

Łatwiej nagrywa się w studiu?

Paradoksalnie jest zupełnie odwrotnie. Program robiony na zewnątrz w różnych lokalizacjach sprawia, że ma się za sobą dynamiczne tło, które samo w sobie stanowi atrakcję. Tu jakaś przebitka, tam inna. Narracja przykuwająca uwagę nie jest już zatem aż tak ważna, bo zawsze są jakieś rozpraszacze. Pozbawiony takich atrakcji muszę postarać się utrzymać uwagę widza w inny sposób. Czy mi się to udało w pierwszym odcinku Polimatów 2? Nie do końca. Wiem, że jest jeszcze dużo do zrobienia. Pracuję każdego dnia, aby program osiągnął taką formę, jaką sobie założyłem.

Jak teraz wygląda strona techniczna przygotowania pojedynczego odcinka?

Na pewno wzrósł koszt jego zrobienia i to dwu- czy nawet trzykrotnie. Nad całością musi teraz pracować więcej osób. Musiałem też zainwestować w sprzęt, którym wcześniej nie dysponowałem - mikrofony, mikser, nowe studio. Śmieszne jest to, że niektórzy czytają nowy format jako pójście na łatwiznę, a jest zupełnie odwrotnie.

polimaty radek kotarski wywiad class="wp-image-273603"

Czyli ile trwa zrobienie odcinka od A do Z?

Tydzień. Dodatkowo narzuciłem sobie reżim polegający na publikacji nowego wideo raz w tygodniu, co w historii Polimatów zdarzało się niezwykle rzadko. Wiedziałem więc, że nie jestem w stanie już tego robić sam. Dlatego wszystkie materiały oddaję do sklejenia Michałowi, mojemu montażyście, z którym zresztą współpracowałem przy projektach telewizyjnych. Osobno jest też obrabiany dźwięk. Oprócz tego są graficy, którzy przygotowują wszystkie plansze i grafiki. Mam też wielu konsultantów.

Wcześniej Polimaty nagrywałem chałupniczo z moim bratem lub z moją żoną. Po raz pierwszy płacę za każdy odcinek, ale jednocześnie uważam, że jest to dobra droga. Zaangażowane w program osoby są specjalistami w danej dziedzinie, a ponadto każdy podsuwa swoje pomysły. Powodem, dla którego wcześniej robiłem program niemal w pojedynkę była ułomność polegająca na myśleniu, że się na tym wszystkim doskonale znam. Obawiałem się też, że jak oddam komuś swoje, bądź co bądź, własne dziecko, to zrobi coś wbrew mojej wizji. Teraz poskramiam swoje ego, to dla mnie rodzaj terapii, podczas której udowadniam sobie, że nie jestem niezastąpiony.

Ale mimo to, jak zaznaczyłeś wcześniej, nie jesteś w pełni zadowolony z pierwszego odcinka Polimatów 2?

Bądźmy ze sobą szczerzy - trochę go schrzaniłem, bo nagrywałem go jak zarejestrowany na wideo podcast. Nie chciałem, żeby odbiorcy, którzy decydują się na formę audio mieli jakiś uszczerbek w porównaniu do tych, którzy wybrali odcinek na YouTubie. Program wizualnie był ubogi, nie było w nim grafik czy podobnych materiałów. To nie jest do końca dobra droga, co zresztą wytknęli mi sami widzowie, którzy twierdzili w komentarzach, że zobaczyliby dodatkowe treści w obrazku.

Jedną z wprowadzonych przez ciebie nowości są Polimaty w formie podcastu. Skąd ta decyzja? Chęć zdobycia nowego rynku?

Sam rozkochałem się w podcastach, choć wcześniej nie rozumiałem tego fenomenu. Zauważyłem, że podcasty zaczęły mi coraz częściej towarzyszyć podczas zakupów spożywczych. Stanąłem przed pytaniem, czy można zrobić jakościowy podcast w pojedynkę. W większości te, z którymi miałem styczność, były nagrywane w duecie. W wersji solo uwielbiam Billa Burra, ale on ma tak bogate doświadczenie komediowe, że sam śmieje się ze swoich żartów, a jednocześnie nie jest to żenujące. Wydaje mi się, że podcast jest formą, która będzie w Polsce zyskiwać coraz większe znaczenie i zdziwiłbym się, gdyby miało być inaczej. Stwierdziłem, że powinienem dać coś od siebie w tym temacie. Użytkownikom chyba się spodobało. Pisali w komentarzach, żebym dopasował treść do formy podcastu, ale nie wytykali mi, że się do tego nie nadaję. To pocieszające.

Czyli to „Nad Niemnem” jest najnudniejszą książką świata?

A przeczytałeś „Nad Niemnem”?

Nie.

Pamiętam do dzisiaj taką scenę... nasza nauczycielka od polskiego była pewna, że nie przeczytamy tej książki i puściła nam na lekcji film. Odpadłem po 15 minutach i zasnąłem. Dobrze byłoby jednak to w końcu nadrobić. Najlepsze jest to, że w XIX wieku „Nad Niemnem” było hitem, a Eliza Orzeszkowa była nazywana Adamem Mickiewiczem w spódnicy i nie było w tym żadnej przesady. To jedno z największych dzieł polskiej literatury, które mamy w głębokim poważaniu. Przyświeca mi więc taka przewrotna misja, choć oparta oczywiście na żarcie i na rozrywce. Wiele osób podchwyciło tę konwencję.

Spytałem o „Nad Niemnem”, bo to tylko jeden z nowych punktów programu.

Każda z tych rzeczy, która dzieje się na ekranie, w pewien sposób odzwierciedla mnie jako twórcę tego typu materiałów. Weźmy mojego wyimaginowanego kuzyna Ładka, który dzieli się dziwnymi pytaniami i przemyśleniami. Prawda jest taka, że sam się łapię na dokładnie takich samych myślach co on. Przykład - co by się stało, gdybyśmy zatrudnili dwóch niezależnych detektywów do tego, aby śledzili się nawzajem? Ta postać to trochę takie moje alter ego, bo byłem właśnie takim fatalnym dzieckiem zadającym trudne pytania.

Co jednak najważniejsze - chciałbym, żeby ludzie obejrzeli 8-10 odcinków i dopiero wtedy ocenili czy wprowadzone stałe elementy programu są dla nich w porządku, czy nie. Dzisiaj części użytkowników nie odpowiada zmiana, bo po prostu jest zmianą. Nie idzie za tym refleksja czy niesie ona za sobą coś wartościowego. Ostatni tydzień nauczył mnie jak bardzo różni są od siebie słuchacze podcastów i odbiorcy na YouTubie. Przede wszystkim zaczęli do mnie pisać ludzie, którzy nigdy wcześniej nawet nie słyszeli o Polimatach. Okazało się, że słuchacze podcastów uważają, że mój program jest za krótki lub niedostatecznie wgryzłem się w temat. Użytkownicy YouTube’a myślą zupełnie odwrotnie. Ich te 26 minut trwania odcinka początkowo przeraża. W pewien sposób zawiesiłem sobie pętlę na szyi, bo robię ten sam program przeznaczony dla dwóch różnych grup. Teraz wiem, że muszę go bardziej dopasować do danego odbiorcy. Wciąż się uczę i liczę, że dalej będę miał na to szansę.

polimaty 2 wywiad radek kotarski class="wp-image-273612"

Popularyzujesz wiedzę, uczysz ludzi. A czego ciebie nauczyło te siedem lat spędzonych na Polimatach?

Dowiedziałem się, że da się nauczyć sporo samemu. Siedem lat temu nie byłbym w stanie wytłumaczyć czym tak naprawdę jest montaż, nie wspominając już o obsłudze programu, który do tego służy. Nauczyłem się też, że jesteśmy w stanie robić rzeczy, które sami lubimy, a jeśli są one przydatne dla szerszego grona, to można się z tego utrzymywać. To jest błaha obserwacja, ale potrzebowałem czasu na uświadomienie jej sobie. Wcześniej zajmowałem się rzeczami, za którymi nie przepadałem i nie do końca wierzyłem, że można robić to co się lubi i jeszcze z tego żyć. Nie znaczy jednak, że nauczyłem się wszystkiego. Cieszę się, że nastąpił pewien czas podsumowań. Gdyby Polimaty w swojej poprzedniej wersji ewoluowały w obecną stronę, to prawdopodobnie nie odkryłbym niedociągnięć w swoim warsztacie. Ten reset był mi bardzo potrzebny. Program, który tworzyliśmy wcześniej nie był zły, robiliśmy to naprawdę w porządku. Zawsze się starałem.

Sporo w tobie pokory biorąc pod uwagę fakt, że Polimaty mają ponad pół miliona subskrypcji i tysiące wyświetleń.

Nie czaruję się z tym, że jestem super. Mam duże wymagania wobec siebie, ale nie można też popaść w skrajność i mówić, że wszystko co robię jest słabe i jestem zdziwiony, że ktoś to w ogóle ogląda. Chyba udaje mi się znaleźć złoty środek w mojej postawie.

REKLAMA

Z jednej strony twój kanał cieszy się dużą popularnością, co jest dowodem na głód wiedzy wśród Polaków. Z drugiej jednak wiemy, że są fatalne wyniki czytelnictwa w naszym kraju, co przeczyłoby wcześniejszemu założeniu.

To jest zadziwiające, kiedy patrzymy na rzeczywistość przez pryzmat wielkiego miasta. Już 50 km od Warszawy czy Krakowa ten świat wygląda zupełnie inaczej. Na pewnym poziomie, jako twórcy, nie dbamy o to, aby taki towar jak książka czy cykl popularnonaukowy - coś do czego przypisujemy wartość wyższą niż do kolejnego odcinka „Big Brothera” - miał marketing tak dobry, jak wspomniany program. W Polimatach 2 staram się nieść wiedzę, ale jednocześnie nie może tam zabraknąć czegoś, co wpisuje się w rozrywkę. Tylko w taki sposób może to trafić do szerszego grona, ale jednocześnie nie zabrać niczego z wartości tego programu. Chciałbym dalej popularyzować wiedzę i myślenie. Zwłaszcza myślenie, którego często mi samemu brakuje.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA