Trzy dni Kondora, Żądło czy Butch Cassidy i Sundance Kid. Najlepsze role Roberta Redforda
Rolą w nadchodzącym filmie „Dżentleman z rewolwerem” legenda kina Robert Redford żegna się z aktorstwem. Zostawia nam jednak wspaniały dorobek, do którego z pewnością będą wracać kolejne pokolenia fanów X muzy. Oto jego najlepsze kreacje.
Trzy dni Kondora
Niewiele filmów z lat 70. potrafiło tak świetnie oddać poczucie paranoi, która panowała w Stanach Zjednoczonych ery post-Watergate. Robert Redford wciela się w Joe Turnera, agenta CIA, którego zespół zajmuje się codziennym przeglądem prasy i książek w poszukiwaniu tajnych szpiegowskich informacji ukrytych między słowami. Gdy jego zespół zostaje nieoczekiwanie wymordowany, Turner orientuje się, że znalazł się w pułapce i musi uciekać.
Butch Cassidy i Sundance Kid
Jeden z najlepszych westernów wszech czasów i przy okazji jeden z lepszych filmów akcji jakie widziałem. W momencie swojej premiery Robert Redford był wschodzącą gwiazdą Hollywood, natomiast partnerujący mu na ekranie Paul Newman powoli już stawał się legendą. „Butch Cassidy...” przypieczętował ich gwiazdorski status, stając się jednym z największych kasowych przebojów w historii. Po raz kolejny udowadniając, że wielkość Redforda polegała nie tylko na tym, jak genialnym aktorem był solo, ale też na tym jak wspaniale potrafił współpracować ze swoimi ekranowymi partnerami. Jego duet z Newmanem przeszedł do historii, głównie dzięki połączeniu humoru, charyzmy, uroku osobistego i fenomenalnej ekranowej chemii.
Żądło
Współpraca Roberta Redforda z Paulem Newmanem stała się tak wielkim sukcesem, że dziwne by było, gdyby panowie nie zeszli się ponownie. I nie trzeba było na to długo czekać. Zaledwie cztery lata po „Butch Cassidy i Sundance Kid” świat ujrzał film „Żądło”. Jest to wyborna mikstura sensacji, kryminału oraz świetnie wplecionych w całość elementów komediowych. „Żądło” stało się jeszcze większym kasowym przebojem niż „Butch Cassidy...”. Film z miejsca stał się żelazną klasyką heist-movies, inspirując całe pokolenia filmowców. Począwszy na Juliuszu Machulskim, który nakręcił swoistą polską wersję „Żądła”, czyli „Vabank”. Skończywszy na Stevenie Soderberghu i jego serii „Ocean’s Eleven”.
Więzień Brubaker
Choć twórcom nie udało się uciec od chwilami tanich moralizatorskich chwytów, „Więzień Brubaker” pozostaje do dziś jednym z najlepszych więziennych filmów jakie powstały. W dużej mierze dzięki znakomitej roli Redforda, wcielającego się w naczelnika więzienia, który pod przykrywką udaje jednego z więźniów. W placówce dostrzega nie tylko nieludzką brutalność, ale też korupcję i całkowite odarcie ludzi z moralności. „Więzień Brubaker” tym samym pokazał o wiele bardziej szorstką i mroczniejszą stronę Roberta Redforda. W momencie premiery filmu był już jedną z największych filmowych gwiazd na świecie i przeważnie kojarzono go raczej z mainstreamowymi opowieściami. „Brubaker” tymczasem to jedna wielka metaforyczna krytyka ówczesnej Ameryki. Dziś robiąca tak samo mocne wrażenie jak 40 lat temu.
Nic do stracenia
Ten film to spektakl jednego aktora. Wspaniały monodram Roberta Redforda, wcielającego się tu w samotnego żeglarza, który, znajdując się po środku oceanu, musi zmierzyć się z tonącą łodzią i bezwzględnym żywiołem. Powierzenie tej roli Redfordowi było strzałem w dziesiątkę. W „Nic do stracenia” jest on fenomenalny. Postawiony w sytuacji ekstremalnej, pozostawiony samemu sobie. Mierzący się nie tylko z żywiołem na zewnątrz, ale i własną psychiką – zwątpieniem, poczuciem beznadziei, chęcią poddania się w sytuacji bez wyjścia. Bohater Redforda praktycznie w ogóle się nie odzywa. Wszystko oparte jest na jego mimice, spojrzeniach, niesamowitej umiejętności oddawania emocji za pomocą twarzy.
Boso w parku
„Boso w parku” to prawdopodobnie najlepsza z licznych kolaboracji Redforda z Jane Fondą. Oboje stali się w prawdziwym życiu przyjaciółmi i dzięki temu ich ekranowa chemia jest tak widoczna. W filmie „Boso w parku” Redford i Fonda grają parę nowożeńców, którzy niedługo po miesiącu miodowym zaczynają się stykać z prozą codziennego życia. I choć czuć w tym filmie jego sceniczny rodowód, to kapitalne dialogi, masa humoru i znakomite kreacje aktorskie czynią z niego prawdziwą, ponadczasowa ucztę. Pomimo tego, że to na dobrą sprawę dość niepozorna, błaha i zwykła produkcja o życiu młodego małżeństwa.
Kandydat
Sam film wprawdzie nie należy do nadmiernie wybitnych, ale rola Redforda jest absolutnie wyborna. Aktor wciela się w Billa McKaya, kandydata partii demokratycznej, który startuje w kampanii na fotel gubernatora Kaliforni. W trakcie trwania filmu obserwujemy jak McKay z czasem coraz bardziej traci swoją własną twarz.