Pacific Rim, nowy film Del Toro, trafi do polskich kin już w najbliższy piątek. Nic nie pomoże lepiej wczuć się w odpowiedni klimat tak, jak ogromne roboty. Tych niestety nie było ostatnio zbyt wiele, przez co musimy cofnąć się nieco wstecz. Nieco daleko, bo zaczynamy od 1974 roku i…
GODZILLA KONTRA MECHAGODZILLA
Jedna z najlepszych części gumowego potwora, jaka kiedykolwiek powstała. Tym razem najważniejszy z narodowych symboli Japonii musi zmierzyć się ze swoim zmechanizowanym odpowiednikiem. Mechagodzilla jest odpowiedzią kosmitów na radioaktywnego gada, który jednocześnie dewastuje i ratuje z opresji japońskie aglomeracje.
Mechagodzilla to obok King Konga i Króla Ghidory najbardziej znany i rozpoznawalny przeciwnik gumowego olbrzyma. Mecha jest przy okazji ogromnym robotem, który posiada szereg zabójczych możliwości, takich jak laser, rakiety czy pole siłowe.
Chociaż już dawno nie miałem kontaktu z japońską Godzillą, dzisiaj tę produkcję ogląda się po prostu magicznie. Oczywiście warunkiem koniecznym do spełnienia jest ogromna doza dystansu i wolny czas, który możecie przeznaczyć na tak bzdurne rozrywki. Chociaż produkcja w wielu kręgach jest kultowa, jak w przypadku większości filmów o gigantycznych robotach, na pewno nie jest dla każdego.
ROBOT JOX
Poszukiwałem tego filmu przez parę tygodni, mając w pamięci jedynie strzępki obrazu z dzieciństwa. Na całe szczęście w Internecie jest wszystko, ocalał również Jox w swojej pełnej krasie.
Dlaczego warto? Ponieważ to walki ogromnych robotów, sterowanych przez aktorów klasy B, z dziewiczą animacją komputerową delikatnie wdzierającą się pomiędzy starcia tytanów. Całość budzi skojarzenia z Power Rangers, nawet jeśli zabrakło sypiących się ze wszystkiego, co możliwe, iskier.
Robot Jox to jedna z najważniejszych produkcji tego typu i obowiązkowy przedstawiciel zestawienia. No i ta klatkowa animacja! Oczywiście tak, jak w przypadku Mechagodzilli, do produkcji trzeba podejść z naprawdę dużym dystansem i sporym poczuciem humoru. Wtedy ogląda się na jeszcze lepiej, niż w 1990 roku.
ROBOT JOX 2 & ROBOT WARS
Czyli po prostu więcej tego samego. Kwintesencja efektownych produkcji VHS z tego okresu.
Robot Wars jeszcze bardziej redukuje sensowność i istotność scenariusza, który w tej pozycji po prostu nie istnieje. Zły Azjata w ogromnym robocie przypominającym skorpiona dewastuje wszystkich innych posiadaczy mechów, którzy staną mu na drodze. Oczywiście główny bohater, jedyny sprawiedliwy, musi mu się przeciwstawić, stając do nierównej walki.
Robot Wars było produkcją, która mylnie wprowadzała w błąd fanów, lansując się na kontynuację Jaxa. Ta oczywiście również istnieje i choć nie jest tak „efektowna” jak Wojny Robotów, to nadrabia tym, z czego kasetowe kino ubiegłego wieku było dobrze znane – golizną i zbędną, bezsensowną przemocą.
TRANSFORMERS: THE MOVIE
Filmy Bay’a były coraz bardziej niedorzeczne i przekombinowane, oddając w ofierze scenariusz na rzecz jeszcze większej ilości wybuchów i bardziej dynamicznej akcji. Po dobrej części pierwszej, pokazującej, że ogromne roboty jak ulał pasują do wielkiego ekranu, przyszła druga i trzecia odsłona serii, zdecydowanie odstająca od poziomu jedynki.
Zupełnie przeciwnie wygląda sytuacja w przypadku pełnometrażowej animacji z 1986 roku, która jest obowiązkowym źródłem wiedzy dla miłośników zabawek Hasbro. Mechaniczni bohaterowie padają tam jak muchy, kreska stoi na wciąż akceptowalnym poziomie, muzyka jest genialna, natomiast scenariusz – szokuje i trzyma w napięciu. Dla wielu Transformers: The Movie jest najlepszą animowaną odsłoną walki między autobotami i deceptikonami, deklasując pozostałe filmy i seriale traktujące o ogromnych robotach.
NEON GENESIS EVANGELION
Jedna z najbardziej istotnych produkcji anime, jaką kiedykolwiek stworzyli Japończycy. Przerażająca, apokaliptyczna wizja świata przedstawiona przez Hideakiego Anno jest bezpośrednią inspiracją dla Tel Toro i jego Pacific Rim, co ze zwiastuna na zwiastun jest coraz silniej widoczne.
Anioły, postrzegane przez ludzi jako ogromne bestie, atakują Ziemię. Zdolne do równorzędnej walki są tylko ogromne mechy EVA, prowadzone przez zsynchronizowanych z nimi pilotów. Ci, zgodnie z japońską modłą, posiadają wewnętrze rozterki, urazy z dzieciństwa oraz setki łez do przepłakania. Chociaż główny bohater NGE – Shinji Ikari – jest jedną z najbardziej irytujących postaci, jakie przyszło mi oglądać, ogromne maszyny, technologia za nimi stojąca oraz fabuła to już pierwszorzędna, mistrzowska robota.
Do sukcesu serii na pewno przyczyniło się również studio Gainax, bowiem Neon Genesis Evangelion to jedna z najładniej ożywionych mang, z jakimi miałem do czynienia, pomimo 17 lat na karku serialu.