To miała być nowa wersja Dynastii Tudorów, osadzona mniej więcej w tym samym okresie historycznym, choć renesansowe Włochy powinny być tłem nieporównywalnie ciekawszym. No i papiestwo! Kimże jest król Anglii na tle papieża?
Okazuje się, że bohaterem całkiem udanego serialu, który miał swój początek, rozwinięcie i zakończenie. Tego sukcesu niestety nie może sobie przypisać Aleksander VI. Rodzinę Borgiów anulowano po trzecim sezonie, choć początkowo zakładano cztery. Twórcy chcieli zrobić chociaż film kinowy, ale i na takie rozwiązanie nie zgodziła się stacja telewizyjna.
Trzeci sezon był naprawdę słaby, ze wszystkich trzech najsłabszy. Aleksandra VI w serialu prawie nie było, a jak był, to odgrywał mało istotne role. Na bohatera pierwszoplanowego zaczyął wyrastać Cesare Borgia, a sporo do powiedzenia miała także jego siostra/kochanka Lukrecja. Czyli teoretycznie wszystko zgodnie z wersją historyczną, mocno podrasowaną plotkami.
Jakiś czas temu przestrzegałem Was przed Demonami Da Vinci, które są serialem osadzonym w tym samym mniej więcej okresie, ale nieporównywalnie bardziej infantylnym, za krwawym i cycatym dla dzieci, za głupim dla dorosłych. Mniej więcej z podobnymi problemami borykał się trzeci sezon Borgiów. Przede wszystkim jednak zabrakło jakiegoś sensownego punktu kulminacyjnego, a nasi bohaterowie przechodzili przez podobne perypetie co ostatnio.
Lukrecja znowu nieszczęśliwie wyszła za mąż, Cesare znowu spierał się z Katarzyną Sforzą (swoją drogą jednym z jaśniejszych punktów serialu), a papież chciał dobrze, ale nie do końca orientował się w tym, co się dookoła niego działo. Jakoś za mało w tym wszystkim mieliśmy Kościoła, Rzymu, kardynałów, renesansowego przepychu. Nic, tylko intrygi Cesare i nieszczęśliwą Lukrecję. Zabrakło nawet postaci historycznych (poza Macchiavellim). W efekcie sezon był zwyczajnie nudny. Nie muszę już chyba nawet dodawać, że ten trzeci sezon (jak się okazuje - ostatni) zwyczajnie się "urywa". Zakończenie nie nosi znamion ostatniego odcinka w danym roku, a co dopiero w historii. To chyba idealne podsumowanie.
Rodzina Borgiów nigdy zresztą nie cieszyła się przesadną popularnością. Na tzw. "torrentach" pod względem zainteresowania, ustępowała nawet mało znanym bollywoodzkim produkcjom. Wyniki oglądalności coraz trudniejsze do jednoznacznego mierzenia w czasach VOD, platform typu HBO GO i innych środków cyfrowej dystrybucji, podawały, że do jednego premierowego odcinka Borgiów zasiadało mniej niż pół miliona widzów. Dla porównania - każdy epizod Gry o Tron tylko legalną drogą ogląda milionów kilkanaście.
Jeremy Irons stworzył ciekawą kreację, ale Borgiowie pozostają tymi przegranymi. Serialowi nie udało się w spektakularny sposób przebić do gustów widzów (i to w najbardziej ubogim w serialowe hity okresie roku), a wraz z kolejnymi odcinkami na dodatek sukcesywnie opadało z niego powietrze, nastrój, intryga. Nic zatem dziwnego, że produkcja o Aleksandrze VI podzieli poniekąd historyczny los swojego bohatera, o którym najlepiej byłoby zwyczajnie zapomnieć lub ostatecznie uczyć na jego błędach.